Co można powiedzieć o opowieści, przy
czytaniu której cały czas czekało się (bezskutecznie) na tragiczne
wydarzenia (zakładam, że z happy endem) wiążące się w jakiś sposób tematycznie
z działalnością fundacją, która patronuje książce? Dziwna to lektura, którą
kieruje logotyp dostrzeżony kątem oka...
– Jak ja chcę?
– No tak.
– A to ma jakieś znaczenie?
– Ogromne.
– To, czego chcesz, jest ważne.
– I ważne jest, czego nie chcesz.
– I to, żeby inni wiedzieli.
– Czego chcesz, a czego nie.
– Bo to ty. A to oni.
– Bo ty to ty.
– A oni to oni.
– A to wy? – zaryzykował Filip.
– A jak my jesteśmy... – zaczął Etu
–... wtedy ty nie jesteś....
– Jestem! – zaprotestował Filip.
– Wtedy ty nie jesteś sam – wyjaśnił Etu.
– Nie jestem!
– No właśnie. Jesteś. Nie jesteś. No właśnie.
Właściwy odbiorca tej nowości jest (być
może) w krainie Dalej i Dalej, gdzie niekoniecznie szepczą mu wilki (to raczej
do mnie przychodzą w snach). I nie mam z kim skonsultować swoich wątpliwości.
Tego, "o czym właściwie jest" i jak sprawdza się przyjęta w
"Cześć, wilki" koncepcja formalna. Zastanawiam się raczej nad
mechanizmami dzisiejszego rynku wydawniczego i tęsknię za nieprzegadaną, istotną polską książką
dla dzieci. Taką, którą porusza czułe struny. I (w) dużych, i mniejszych.
Jedenastoletniego Filipa poznajemy razem z dziwnymi, widzianymi
tylko przez niego stworkami: Etu i Zu. Zbliżenie na nie zastępuje jednak
szerszy obraz: bezludnej wyspy na oceanie, do której dociera z oddali głos mamy.
Okazuje się, że i ocean, i wyspa zmieściły się w standardowym mieszkaniu w dziesięciopiętrowym
bloku, gdzie swoje smutki i dość nudne wakacje przeżywa Filip. Za chwilę opuści
swoją – w gruncie rzeczy samotnię – „wieżę”,
by przenieść się z akcją do miejsca, gdzie wydarzą się co istotniejsze rozmowy
i działania. Filip wsiada na rower, by zawieść paczkę ciotce – starszej
siostrze swojej mamy. Podróż rowerem
będzie przejściem do innego świata i bycia: zamiast pustego blokowiska Cztery Wiatry
dostajemy wizję willowego osiedla – „innej bajki”, z kolorowymi domami, tajemniczymi
ogrodami, ulicą Marcepanową (!) i Niebieską (!). „Wilczy Potok”. To tu mieszka
dyskretna, taktowna, szanująca Filipa ciotka Agata. Piekąca (wydaje się, że
nieustająco) serniki scenarzystka, niedawno owdowiała, zamożna i z punktu
widzenia swojej siostry – syta i ukołysana bezproblemowym życiem. Posiadaczka równie dobrze ułożonego i
rozumującego wszystko psa Bodo. To on stanie się pretekstem do coraz częstszych
wizyt Filipa na ulicy Niebieskiej 7. A ciotka Agata – przewodniczką i
inicjatorką zmiany wątpiącego w swą wartość jedenastolatka.
„Cześć wilki” to gruncie rzeczy powieść drogi. A może tylko odsłonięcie
jej początku. Dostajemy stojącego na progu dojrzewania chłopca, osamotnionego i
wiecznie krytykowanego przez rodziców, który nieustannie podróżuje i
przemieszcza się między różnymi porządkami i światami. Z Osiedla Cztery Wiatry
do Wilczego Potoku. Z pełnego napięć i obcości mieszkania na dziesiątym piętrze
do oazy spokoju i taktownego szacunku dla uczuć dziecka w domu ciotki. Wreszcie
– ta droga prowadzi także między różnymi światami: fantastycznymi, widzianymi
tylko przez Filipa i „obiektywnymi”. A także pomiędzy kilkoma płaszczyznami
powieści – także tej, „terapeutycznej”,
pisanej przez Filipa.
Uchylę się przed streszczaniem kolejnych przystanków i zakrętów
tej drogi, tym bardziej, że nie doprowadza ona do poczucia, że oto dobrnęliśmy
do istotnego punktu zmieniającego punkt widzenia kluczowych bohaterów. Flip
przeżywa zmianę. Buduje swoje poczucie wartości. Siebie. A czy i jak o to zadba?
Jak ustosunkują się do tej zmiany rodzice, a przede wszystkim kluczowa postać –pozbawionego
głosu (na własne życzenie) – nieobecnego
ojca? Muszę rozczarować tych, którzy czekają na diagnozy i wskazówki jak
zmienić tę jednostkę chorobową współczesnej rodziny. Od autorki otrzymujemy jedynie fantastyczną wizję
„życzeniową” Filipa, uchyla się ona od istotniejszego dotknięcia napięć, które
panują między siostrami, pomiędzy Filipem a matką, w małżeństwie czy w tej najistotniejszej
relacji ojciec – syn.
W debiucie książkowym Doroty Kassjanowicz spotykamy się ze
szczyptą fantastyki, ale wydaje się, że pokusą było nakreślenie obyczajowego obrazu:
samotnego, dojrzewającego dziecka i współczesnej rodziny. Wprowadzona koncepcja „powieści
w powieści” ma w tym jednocześnie i pomóc, i wprowadzić dodatkowe wątki:
autotematyczne, poświęcone naturze „pisania”, trudnej pracy odkrywania swoich
talentów, panowania nad wyobraźnią i budowania swojego poczucia wartości.
Nie wiem czy przekona to nastolatków do
własnej twórczości. Zbawienna dla książki byłaby większa dyscyplina i mniejsze
przegadanie, bo co istotnego do problemu, który znajduje się w centrum
zainteresowania wnoszą kolejne gry i zabawy językowe?
A może to moje zawiedzione oczekiwania co do „tematycznej tragedii”
zlekceważyły celowość części dialogów i bon mottów Filipa?
Tak, przyznaję, czekałam na jakiś wypadek, śpiączkę i cudowne
wybudzenie pogrążonej w letargu rodziny. Nadzieję. I wiarę, że można. Tymczasem dla
patronatu Fundacji Akogo i firmowaniu powieści opinią Ewy Błaszczyk istnieje
chyba całkiem prozaiczne uzasadnienie. W życiorysie zawodowym autorki. A ja
nadal czekam na istotną, polską książkę obyczajową dla (starszych) dzieci. I
śnią mi się wilki.
"Cześć, wilki!" Dorota
Kassjanowicz. Wydawnictwo Dwie Siostry, 2014.
10 komentarzy:
Dziwny ten dialog... Taki trochę przekombinowany. Tak też kojarzy mi się ta książeczka, ale to tylko skojarzenie, w rękach jej nie miałam.
Dialog oczywiście jest tym dziwniejszy, że wyrwany z kontekstu ;) Wątek gier i zabaw językowych udowadniających inteligencję i poczucie humoru (nie tylko)bohaterów jest ostatnio jakoś "na fali". A wydaje mi się, że polskiej prozie dla dzieci trzeba dyscypliny - ciąć, ciąć, ciąć! I zachować to, co najistotniejsze.
Najstarsza właśnie skończyła czytać. Jej recenzja: nie czytaj, bo i tak jej nie zrozumiesz. To nie jest książka dla dorosłych. Powiesz, że taka o niczym i bez sensu.
Zaskoczyła mnie.
I, według Ciebie, o niczym?
Dla mnie to bardzo smutna i mocno jednostronna diagnoza kondycji współczesnej rodziny. Może zastrzyk nadziei dla dzieciaków, które przestały już na cokolwiek liczyć i po prostu trwają...
Tak, diagnoza. Jednostronna, ale i przegadana, kręcąca się wokół własnego ogona. W czym dopatrywac się nadziei? Bo według mnie, autorka nie dotarła do poziomu poszukiwania (przekazywania) recepty.
Jak się dobrze pogrzebie, to można się jej doszukać w zakończeniu. Chociaż rzeczywiście, nie widać jej tam szczególnie wyraźnie. No ale z drugiej strony, gdyby zakończenie nie miało formy otwartej, to efekt wcale nie musiałby być lepszy.
Domyślam się, że to przegadanie bierze się z teatralnych doświadczeń autorki. Te wszystkie wizje, głosy, porozciągane dialogi...
> Bo według mnie, autorka nie dotarła do poziomu poszukiwania (przekazywania) recepty.
A jakiej recepty byś się spodziewała?
Nie wiem :)
Przebudzenia?
Czegoś zaskakującego, nawet jeśli byłoby to "drastyczne" (patrząc na rodzime tradycje pisania o rodzinie kontra np. uwielbiany przez nas Ulf Stark).
A Twojej córki "Cześć Wilki" przypadły do gustu?
Ho, ho! Mnie też się marzy polski Ulf Stark, ale to chyba nie ten adres.
Córce się podobała. Chyba trafiła na podatny grunt. Ten czarno-biały świat sprawia wrażenie bardzo krzywdzącego wobec rodziców. W tym wieku to woda na młyn. A pointa faktycznie niczego nie zmienia. W tym względzie dobrze wyczuła, że to nie jest książka dla dorosłych.
Jeśli nieprzegadana książka dla dzieci o dziecięcych problemach, to proponuję np. "Pafnucy, ostatni smok". Moją córkę oczarowała. Jest i śmierć taty, i tata wiecznie zapracowany, jest również o roli wyobraźni w życiu dziecka.
Prześlij komentarz