16 stycznia 2012

Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy'ego



Moje wewnętrzne dziecko jest grube, szczęśliwe i ciągle lata - tak Ulf Stark opowiadał Krystynie Romanowskiej o różnicach pomiędzy nim a większością dorosłych.  Ma on dar pisania w prosty i bezpretensjonalny sposób o różnych odcieniach dzieciństwa. Jego "Jak tata pokazał mi wszechświat", "Jak mama została Indianką" i "Czy umiesz gwizdać Joanno?" to pozycje, które przodują w naszych rankingach powrotów i ilości "od-czytań" (także dzięki ilustracjom). Jednak do "Magicznych tenisówek" podeszłam lekko nieufnie, szufladkując je do kategorii "wypracowanej marki" (która niczym szczególnym mnie nie zaskoczy). Zbłądziłam.
"Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy'ego" robią furorę (bądź budzą oburzenie) tytułem pierwszego rozdziału: "Gołe baby". Powieść Ulfa Starka, oparta na wspomnieniach autora, zaczyna się od "WIELKIEJ TAJEMNICY" 9-10 latków: podziwiania ze znawstwem "obiektów natury".  Można oburzać się na te "cycki" i podglądane pielęgniarki, ale założę się, że sposób w jaki pisze o tym Ulf Stark to najlepsza droga do zdobycie zaufania i zainteresowania dorastającego chłopca.

Nie wiem czy ta pełna finezji i prostoty opowieść o ich świecie urzeknie wszystkich. Mnie na pewnie totalnie wciągnęła, oczarowała lekkością stylu i magiczną umiejętnością zanurzenia się w świat i emocje dorastającego dziecka. Ujęła mnie też narracja pozbawiona jakiegokolwiek moralizatorstwa (niektórzy przestrzegają przed "obsługiwaniem" tej książki samodzielnie przez 9-latka), "dorosłych" komentarzy, przestróg, oceniania. Mam wrażenie, że cała opowieść jest wyrazem wielkiej miłości do dojrzewającego dziecka, ale nie patetycznej i pełnej lęku, a partnerskiej, lekko z przymrużeniem oka, pozwalającej na samodzielną naukę na własnych błędach. Podobno dziecko "wychowuje się" do 5-6 roku życia, potem możemy tylko patrzeć na efekty "naszej pracy"...


"Magiczne tenisówki", choć napisane lekko, prosto i dowcipnie nie są opowieścią o idyllicznym  końcu dzieciństwa. Główny bohater, Ulf nie dosyć, że jest lekko przy kości, to ma wiecznie złego, prześladującego go starszego brata i rodziców, którzy dość bezskutecznie i nieświadomie przyglądają się ich relacjom braterskim (np. zabawie w "Rosję i Stalina").

"Gołe baby" stają się początkiem szerzej zakrojonej intrygi, która coraz dobitniej uświadamia Ulfowi potrzebę zdobycia magicznych  tenisówek jego szkolnego kolegi. Percy to idol, zawadiaka i ktoś, kto w cudowny sposób radzi sobie z wszystkimi wyzwaniami, przynajmniej w oczach Ulfa. 

Lekarstwem na wszystkie jego drobne klęski (które stają się dla niego tragediami i wyzwaniami ponad siłę) okazują się zniszczone, przepocone stare trampki, którymi Percy sprytnie potrafi handlować. Kupczy właściwie "wartościami dodanymi", dając do myślenia czytelnikowi, co tak naprawę leży u podstaw wiary w naszą jednostkową wartość i możliwości... 

Historia Ulfa się komplikuje, bo okazuje się, że wraz z tenisówkami zyskuje nie tylko to, o czym marzył, ale i coś, czego nie chciał. Z grzecznego, dobrze ułożonego chłopca z przedmieść staje się obiektem skarg i utyskiwań, często będąc samemu zdziwionym swoim postępowaniem. 

Historia jego przyjaźni z Percy'm  to nie tylko ciąg kłopotów, ale i opowieść o budzeniu się świadomości, trudzie budowania tożsamości i umiejętności oceniania naszych relacji z innymi. Historia nie tak jednoznaczna, jak chcieliby dorośli - Percy to nie tylko "ten zły", który wodzić może na pokuszenie i naszych synów. To także obraz "innej strony świata", której do tej pory nie znał Ulf.  Ich wspólne przygody to niezwykle ważna lekcja w dojrzewaniu 9-latka. Trudna, niepokojąca, ale podana w świetny sposób. Magiczna w umiejętności wniknięcia w świat dziecka, przerażająca niektórych, bo niejednoznaczna, nieoceniająca, ufająca w siłę nauki na własnych potknięciach. 

"Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy'ego" Ulf Stark, przełożyła Katarzyna Skalska. Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2011.

Brak komentarzy: