To nie jest, ani nie będzie oprowadzanie po domostwie. To raczej zbiór osobliwości, żart i dowcip, wycieczka za każdym razem przebiegająca innym szlakiem. "Mój dom" Delphine Durand - czy także i "nasz"?
Przyniosłam dziś "Mój dom" dzieciom, a ponieważ były już na etapie zaawansowanej zabawy w tzw. "piwnicę" nie było innego wyjścia jak odgrzebać sobie kawałek wolnej przestrzeni na dywanie i zasiąść do śledzenia tego, co w "Moim domu" istotne. Bynajmniej nie jest to porządek...
Czym "Mój dom" może Was zaskoczyć? Bynajmniej nie formatem (skromny! 20x20 cm), linearną opowieścią z fabułą czy tajemniczą historią. Bo taką może sugerować okładka, na której widnieje osamotniony na pustkowiu skromny, mały domeczek. A "Mój dom" to żart, kpina, absurdalna wyliczanka, przypominająca dziecięce licytowanie się "kto ma więcej/lepiej/dziwniej/mocniej/wyżej". Trudno nawet opowiedzieć o co właściwie chodzi, bo "sens" to idea daleka od konceptu autorki. Nie jest to też książka na tradycyjne czytanie - to właściwie pozycja, którą za każdym razem czyta się inaczej, z innej strony i idąc nowym tropem, bo nie da się inaczej. To efekt budowania książki - katalogu z kolaży, fragmentów, strzępów szalonych pomysłów krążących po głowie. To trochę notatnik, a trochę próba uchwycenia tego, co może zadziać się w takim mały, malutkim miejscu - naszej (a może raczej dziecięcej?) głowie.
Przy nawale dziwacznych postaci i wydarzeń, braku jakiegokolwiek "porządku" (w warstwie graficznej, bo głębiej się jeszcze nie dogrzebaliśmy) przewertowaliśmy kolejne strony, co rusz wracając do poprzednich. Ujęła nas "obła", dziecięca bardzo kreska Durand, charakterystyczne, kiełbaskowate, nochale jej bohaterów.
Dziki chichot wywoływały niektóre postaci (perypetie Antoniego Kiszki z czapunią, lecz "bez podbródka" czy Pan Cowieto). Zainteresowanie wzbudziło kilka obecnych rymowanek czy zwrotów i koncept (dedykowany dla mnie?) na specjalne miejsce, gdzie się chowa wszystko, co nie wiadomo gdzie na razie wsadzić jak antymaterię; pomysły, które się od razu zapomina czy pomysły, na które nikt jeszcze nikt nie wpadł.
Lecz najlepszy "numer" jest na końcu czyli ostatnie strony, na których "można robić to, co się komu żywnie podoba". Dzieci ochoczo podchwyciły ideę kontynuowania tego absurdalnego kalejdoskopu (Pamiętacie? Za każdym razem z kolorowych szkiełek układał się inny obraz...): Czy potarganiec wytrzyma uczesany? Jak wygląda potwór przebrany za kota, kiedy nie jest za niego przebrany? Czym zabłyśnie Berenika Kiełbaska, a co odróżni Antoniego Kiszkę? Jak wyglądają nowe Glucie?
Idea jednak rysowania i konieczność negocjacji (jeden egzemplarz "Mojego domu" na rodzeństwo...) szybko jednak upadła - okazało się, że mały format jest trochę za mały a postaci odkryte w "Moim domu" to doskonały punkt wyjścia do przypomnienia sobie "Trzynastego piórka Eufemii" i "Bromby"...
Nie wiem jakie będą dalsze losy "Mojego domu". Być może będzie to doskonała pozycja do samodzielnego wartowania stron bogatych w kolażowe ilustracje (część napisów nie tłumaczona choć podziwiam mozolną pracę nad spolszczeniem większości napisów i tekstów "malowanych" na kolejnych kartach), tropienia perypetii dziwacznych postaci. Być może będzie to kipiąca od absurdalnego poczucia humoru inspiracja do tworzenia własnych katalogów "nieistniejących postaci" - cytując Dephine Durand -i różnych różności i klamotów, wihajstrów, dzyndzyków, pipsztyków i dynksów.
A może będzie to tylko etap "na drodze" do kolejnej lektury kultowych u nas książek Macieja Wojtyszki i Grażyny Dłużniewskiej, bo to jednak całkiem spora "dawka ostrego odjazdu" - nasza domowa.
Inspirujący wpływ "Mojego domu" Delphine Duran (włącznie z relacją z jej pobytu w Moskwie i na warsztatach dla dzieci) można śledzić w jej blogu.
"Mój dom" Delphine Duran, tłum.Marek Puszczewicz. Wydawnictwo Entliczek, Warszawa 2011.
6 komentarzy:
Śmieszna książka :)
:) Powiedziałabym, że inspirująca. A dzieci mają wsparcie, jeśli chodzi o ich zamiłowanie do "różnych różności i klamotów, wihajstrów, dzyndzyków, pipsztyków i dynksów"...
Ha, mam ją!
I co, i co?
Niesamowita jest. Można oglądać wciąż od nowa i za każdym razem odkrywać coś nowego :)
Przypomnę dzieciom o niej :) Ale na razie brak chęci powrotu...
Prześlij komentarz