Miało być nietypowo – zabawnie, wbrew wszelkim schematom o
niepełnosprawności intelektualnej i rodzinie „wobec” takiej sytuacji. Jest więc
młodszy brat, który mimo swej jeszcze niepełnoletniości bierze odpowiedzialność
za starszego „Bystrzaka” o normie intelektualnej na poziomie trzylatka. Jest
przeprowadzka do wielkiego miasta, nowa sytuacja – sublokatorskie mieszkanie – stwarzająca
okazję do przemyślenia czym staje się współcześnie pojęcie rodziny – wspólnoty. Są pogubieni nastolatkowie – młodzi
dorośli, którzy mają więcej problemów z byciem w świecie niż tytułowy bohater Bystrzak
ze swą personifikowaną przytulanką – Panem Kickkickiem. Jest problem dojrzewania, inicjacji, pierwszych miłości „na poważnie”, dylematy wyboru drogi życiowej… Wszystko jednak podane z takim przymrużeniem
oka, które sprawia, że mam poczucie nabijania się ze wszystkich bohaterów po
kolei. Każdy staje się nosicielem
jakichś stereotypów albo karykaturalnej walki z nimi. W dodatku nie specjalnie
mnie to śmieszy… a momentami nuży wprowadzanie
kolejnego bohatera, który stać się ma figurą kolejnych obciążeń…
Rozumiem, że miała to być opowieść z przymrużeniem oka o niepełnosprawności
intelektualnej i dyskusyjności pojęcia „normy”, o społecznym funkcjonowaniu
pewnych postaw. Czytając „Bystrzaka” miałam jednak wrażenie, że oglądam
francuską komedię obyczajową: ładni bohaterowie biegają potykając się o piętrzącej
się zbiegi okoliczności, ładny jest nawet dom opieki społecznej (który jest
podobno odczłowieczającą instytucją), a wszyscy trzepoczą się w krzątaninie
wokół swego ego, co nas ma bawić, a prowadzi mnie do pytania: i po co to
wszystko? I jak to przystaje do rodzimych realiów?
Nie znalazłam swojej odpowiedzi na to pytanie. Co więcej, nie
znalazłam tam istotnych pytań.
O twórczości Marie-Aude Murail mówiło się, że już dawno powinna być
tłumaczona na polski, bo porusza ważne tematy. Czekam więc na inne powieści,
które „z humorem i lekkością poruszają problemy społeczne i kwestie uznawane
dotąd we francuskiej literaturze młodzieżowej za tabu (…)”. Ciekawa jestem opinii Justyny Sobczyk o „Bystrzaku”
i takim podjęciu tematu niepełnosprawności, bo to ona jest dla mnie autorytetem jak mówić o tzw. normie i tych co poza nią. Z niecierpliwością
czekam na jej nowy spektakl "Rewolucja, której nie było".
"Bystrzak" tekst: Marie-Aude Murail, tłumaczenie: Bożena Sęk. Wydawnictwo Dwie Siostry, 2018.
10 komentarzy:
Skończyłam czytać wczoraj. Muszę jeszcze przetrawić.
Na pewno jestem..., hm, rozczarowana?, nie wiem czy to dobrze określa mój stan, chyba nie, po zapewnieniach koleżanki, że to trzeba przeczytać, ba!, że muszę mieć tę książkę.
Nie wiem, kto tu jest docelowym odbiorcą. Gdy myślę o moim 13-letnim synu, , mam wrażenie, że nie chwyci. Nie ten język, nie to tempo narracji. Jak go przycisnę, przeczyta 30-50 stron, po czym ciśnie w kąt.
Ja, jako dorosła, widzę klisze, tak jak Ty, choć chyba nie aż tak ostro. Z drugiej strony, myślę sobie: ważny temat, trzeba się z nim mierzyć.
Znasz coś innego z tej działki, co polecasz?
Tak, nie podjęłam wyraźnie kwestii zbudowania nastawienia, entuzjastycznych głosach "robiących" jakość wizyty autorki w Polsce. Spodziewałam się czegoś przełomowego.
11-latka w domu chwyciła - wciągnęła się. Nie miałam okazji jeszcze podpytać "i jak" (choć i tak pewnie zbyt wiele się nie dowiem ;)
Do końca nie widzę tutaj jakiś granic "adresatów" (11latka czyta, czy przeczyta 17latek, któremu ewentualnie bliższy świat przedstawiony?) Choć zdaję sobie sprawę, że "Bystrzak" podejmuje tematy istotne (seksualność osób niepełnosprawnych - subtelnie wprowadzana, sytuacja rodzeństwa obarczanego odpowiedzialnością), a może najistotniejsze - to czyni to w sposób, który jednak rozmywa je, nie zostawia przestrzeni na postawienie ważnych pytań.
Co do "innych poleceń" - nie mam w głowie gotowej odpowiedzi. Myślę.
Jestem przed lekturą poleconej mi "Wszystko jest możliwe" Magdy Papuzińskiej, ale to temat innego rodzaju niepełnosprawności.
"Różowe okulary" (wyd. Dwie Siostry) dla młodszych?
No coż, domy opieki społecznej we Francji bywają ładne. Osobiście uważam, że "Bystrzak" jest fantastyczną książką, niekoniecznie pasującą do polskich realiów. Integracja osób niepełnosprawnych w krajach zachodnich jest - rzecz znana - o wiele dalej posunięta. Polska nie jest też krajem "multi-kulti", więc i wątek miłości między "rdzennym" Francuzem, katolikiem, a muzułmanką, córką emigrantów, może nie do końca przekonuwać polskich odbiorców. I jeszcze jedno: Już przed wydaniem wersji polskiej obawiałem się negatywnego przyjęcia tej książki ze względu na poruszony przez autorkę wątek katolicyzmu. Ale o tym nikt tu nie wzmienia, więc widocznie moje obawy były nieuzasadnione.
Nie wiem czy głównym problemem jest "niepasowanie do polskich realiów", być może to też. Wątek miłości jest po prostu wątkiem miłosnym, ja tam nie dostrzegłam problemu związanego z dość powierzchownie rozumianą sprawą "wiary" (wyczułam mocną umowność "dekoracji" w których pojawiają się bohaterowie). Są nastolatkowie, którzy pochodzą w różnych środowisk...
Bo zawsze najgorzej jest się nastawić na arcydzieło; człowiek chyba od razu za wysoko stawia poprzeczkę, nie pozwalając dać się pozytywnie zaskoczyć choćby drobiazgom. Ostatecznie chyba nie oceniam tej książki tak surowo jak Ty; myślę, że dobrze pokazuje pułapki stereotypowego myślenia - świetny np. wątek przyszłego lekarza, który świetnie wykuł (i jeszcze wykuje) wszystko poza empatią. To akurat mamy wspólne z Francją, niestety.
A gdy pomyśleć, że nie nasuwa nam się od razu żaden porządny tytuł na ten temat (co być może świadczy o niewystarczającym oczytaniu, moim na pewno - nie znam tych dwóch wskazanych przez Ciebie książek, przy czym o pierwszej nawet nie słyszałam), to chyba należy się po prostu cieszyć, że temat się pojawił. I to przedstawiony w inny niż ckliwy sposób.
w temacie "cieszmy się"; zakładam jednak, że nie ma obowiązku uznania, że ta książka jest "fantastyczna" (a słyszę taką pretensję w głosie Anonima); napisałam szczerze - nic mnie tam nie poruszyło, nie lubię ogrywania konwencji farsy; nie czuję tam przestrzeni na zadanie SOBIE pytania co JA mam w sobie "wobec" osoby z niepełnosprawnością intelektualną (a nie tak dawno miałam z takimi osobami do czynienia w ZSS w Opocznie - żałuję, że był to na tyle "okazjonalny" kontakt, że miałam przestrzeni na przepracowanie swoich zasobów)
w temacie "listy lektury": jest jeszcze "Kosmita" Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel (autyzm)
"Mój młodszy brat" Moniki Krajewskiej (zespół Downa), "Skafander i motyl" – Jean-Dominique Bauby (paraliż), "Morze Ciche" – Van Haele Jaroen (to ciekawostka - powstał spektakl na bazie tej książki - nieocenione źródło inspiracji: przekłady Jadwigi Jędryas; spektakl, który miał być I wydarzeniem teatralnym granym równocześnie w języku migowym i adresowanym do szerokiego odbiorcy - z niepełnosprawnością i bez)
Kto mówił o jakimś obowiazku? I ja nie uważam tej książki za subtelny psychogram, zastanawiam się jednak, dlaczego odniosła we Francji i w Niemczech tak ogromny sukces wsród młodzieży. Dlaczego młodzieżowe jury Deutscher Jugendliteraturpreis przyznało tej książce główną nagrodę? Dlaczego nastolatkowie wybrali właśnie książkę o niesprawności spośród innych mniej społecznie zaangażowanych i znacznie "lżejszych" pozycji? Rozumiem, że dorosły, profesjonalnie zdeformowany;-) odbiorca może poszukiwać w niej innych odpowiedzi... Być może nie z myślą o nim ta książka została napisana...
I jeszcze jedno: Kto zna j. francuski lub niemiecki, może na youtub/ie obejrzeć sporo entuzjastycznych recenzji z ust młodych cztelników. Nikt ich chyba nie "przyciskał"...
Zastanawiam się czy w myśl tej logiki,
dorosły ma prawa do zabrania głosu tylko wtedy, jeśli podziela entuzjastyczne zapowiedzi wydawcy i ocenę opinii publicznej?
Myślę też nad tym co tak Cię "Anonimowy" niepokoi w moim prawie do głosu - jak zaznaczałam - osobistego o tej książce?
Nie pisałam o tym, że ta książka ma się nie podobać. Młodzieży podoba się wiele rzeczy.
W którym miejscu odebrałem Pani prawo do głosu? Własne wypowiedź, zacząłem również od słowa "osobiście", sygnalizując wyraźnie, że następujące przemyślenia są subiektywnym poglądem. Przykre, że muszę to tłumaczyć osobie po studiach. Polecam ćwiczenie asertywności.
Prześlij komentarz