Początkowo najeżyłam się na nią niczym Skrzypłocz czy Frynosoma. Choć gdybym miała się zakwalifikować do którejś "z rodzin" (a to miło czuć się wśród swoich) pewnie trafiłabym do udomowionych, wiernych, narwańców. Tylko czy tak można?
"Narwańcy, uwodzieicle, samotnicy. Atlas tych, co fruwają, skaczą i nurkują" - Dwie Siostry atakują wielbicieli przyrody i tych, którzy cenią przyjemność dla oczu (cytując autorytet:).
Z okładki wygląda: Kolorowo, na wesoło, z rozmachem.
Staśka zachwyca. Ja od dwóch dni byłam zdecydowanie "na nie", zwłaszcza po zmaganiach z "zającem na sterydach" i "kieszonkowym dzikiem" (takie podpuchy, żeby za łatwo nie było myślałam, że tylko w podręcznikach). "Zjeżenie się" mi przeszło, ale nadal nie mam pomysłu jak rostrzygnąć wewnętrzną walkę wymogów wobec założonej formy gatunkowej (atlas) i rozbrajającego poczucia humoru.
Nie znajdziecie tutaj raczej usystematyzowanej dawki wiedzy (a więc nie polecam dla starszych badaczy fauny czy kilkuletnich zoologów amatorów, ale może się mylę i TAKIE podejście ich rozbroi?). To twórcze i swobodne, zaczepno-dorosłe (czy tylko moje dzieci nie rozumieją o co chodzi z tymi uwodzicielami?) potraktowanie świata zwierząt "ludzkimi" kategoriami.
I tak okazuje się, że możemy zwierzęta (jak książki!) poukładac kolorami, rodzajem umaszczenia czy według temperamentów, co przekonująco (i daleko od realistycznej maniery) oddają ilustracje autorki Adrienne Barman. Szcześciolatkę najbardziej wciągnęły fragmenty o bystrzakach (wyszuła swoich?), ale może dlatego, że są tam INFORMACJE (właśnie zmaga się z literowaniem pamięci e-pi-zo-d-y-cz-nej...), których szuka. Cieszy ją możliwość rozpoznania niektórych zwierząt, by po chwili łapać sie za głowę z powodu piędziesięciocentymetrowego języka Okapi czy innych "niezrozumiałych" okazów. Sądząc po jej żywiołowych reakcjach należy przyznać, że "Narwańcy, uwodziciele i samotnicy" budzą emocje. Mnie rozczulają rodzinami "wyklętych", "nieodżałowanych" czy "legendarnych". Mam jednak wrażenie, że wpuszczają w maliny w kategoriach "giganci" (proporcje i rozmiary?) czy "stadne" (czy chodzi o to, że Hipopotam, Pszczoła i Agama brodata razem z Bocją, Lemurem i Koniem Przewalskiego żyją wspólnie?).
Jeśli więc od atlasu wymagacie dawki konkretnej wiedzy, szukajcie, aż znajdziecie. Tylko niekoniecznie tutaj... Z tej książki rodzina "skocznych" właśnie zwiewa i zostają tylko nazwy gatunkowe (i ich odnóża). Pozostaje mieć nadzieję, że czytelnik (i oglądacz) ma podobne poczucie humoru i nie pójdzie "po rozum" gdzie indziej. A są książki, które łączą i jedno, i drugie (jak choćby "Zwierzaki-cudaki"). Bo sam dowcip i koncept to dla mnie trochę za mało, by drążyć temat. Ale może ja jestem "narwańcem" w innej dziedzinie niż zoologia?
Wydawnictwu dziękujemy za książkę.
2 komentarze:
A mnie osobiście i moje dziecko ta książka dosłownie uwiodła - właśnie tym poczuciem humoru! Córka ma milion książek na temat zwierząt, w których wiedza jest usystematyzowana w ten czy inny sposób. Ta książka stanowi czystą przyjemność po prostu - może ją oglądać cały wieczór. Widzę, że bardzo przemawiają do niej ilustracje - nie takie znowu realistyczne, ale jakoś ta kreska jej odpowiada. Np. przerysowuje sobie, starając się odwzorować, całe fragmenty książki. Także moim zdaniem warto kupić, traktując niekoniecznie naukowo, ale dla czystej przyjemności i pośmiania się.
No właśnie >milion książek na temat zwierząt< a ta owszem, ma (śmieszny) pomysł na nowe kategorie i tyle; Może gdyby jakoś ujęła (nie mnie, a dzieci) konceptem wizualnym... zaiskrzyłoby. Ale co zrobić, gdy nie zachwyca?
Wam sprawa przyjemność. To dobrze :)
Prześlij komentarz