8 października 2013

Vincent i van Gogh


Kilka dni temu naśmiewałam się z regulaminu strefy autografów na Festiwalu Gier i Komiksów. Po niedzielnej, ponad dwu i półgodzinnej, gonitwie za obiecanym... rysografem, z większym zrozumieniem podeszłam do prób ujarzmienia wielbicieli tego, co "do oglądania". Tego, co musi się "opatrzeć" i czemu nikt się nie dziwi, "dlaczego" komiks...




W kolejce po autografy były i numerki, i przywileje (nie będę wnikać). Moim (silnym) argumentem (przywilejem?) była sześciolatka, dzięki której (chyba) udało się nam dostać to, na czym tak zależało. Ale chyba jeszcze większą frajdą było przyglądanie się pracy nad "autografami" (rysografami) Gradimira Smudji, bo tak powstał cały - obszerny -  komiks, na który polowałyśmy. I nie tylko on.




"Vincent i van Gogh" to dowcipna, z polotem opowiedziana alternatywna historia słynnego (i podobno "przereklamowanego") malarza, a może bardziej - historia jego obrazów i źródeł jego malarstwa. Podejrzewam, że może zrobić karierę ze względu na walor "edukacyjny". Ale niech nie zwiodą Was pozory. Do czytania i oglądania tego komiksu powinno się gruntowanie przygotować. I poznać choćby zarys biografii van Gogha. Bo nie jest on tym, kim może się Wam wydawać...





Inni zawsze wyprzedzają mnie o krok - narzeka rozczarowany i kiepski malarz, przemierzając scenerię zaczerpniętą lub subtelnie nawiązującą do dzieł "wielkich" i "uznanych". W tle pojawia się i Monet, i Toulouse-Lautrec, Edgar Degas, Rembrandt, Delacroix,  Paul Gauguin, a nawet Picasso. 

W wielkim skrócie możemy poznać historię ucieczki van Gogha  z Paryża, alternatywną (jedną z dwóch) historię uszkodzonego ucha, subtelnie ironiczny komentarz do tego wszystkiego, co zidentyfikujemy lub odnajdziemy potem na obrazach van Gogha. 




Ale przede wszystkim "Vincent i van Gogh" to przekorna historia tajemnicy wielkiego malarstwa. Nie tylko van Gogha... W komiksie Gradimira Smudji siłą napędową wielkich dzieł europejskiego malarstwa okazuje się... tajemniczy, wysoce utalentowany koci ród. A autorem "Słoneczników" jest nikt inny, jak Vincent - hultaj, kobiecierz i złodziejaszek. Z wielką pasją i telentem. I sprawnym ogonem. Typ pasudny z charakteru, ale jak malujący!




Cała intryga wyjaśniająca postawione na głowie źródło, przyczynę  i pochodzenie obrazów van Gogha (które tak naprawdę na skutek omyłek i tragicznego końca prawdziwego autora są mylnie mu przypisane) nabiera momentami szalonego tempa, w którym ciężko się połapać. Lecz przyjemność z wyłapywania nawiązań, odniesień i tego jak wygląda cała historia  rekompensuje nierówne tempo poprowadzonej (szalonej!) opowieści (widoczne zwłaszcza w drugiej części  - jeszcze bardziej powstawionej na głowie - "Trzy księżyce").







Siłą tego komiksu (nie mogę oderwać od niego ośmiolatka, choć mam wątpliwości czy to lektura już dla niego...) jest właśnie stylistycznie zgradbne i pomysłowe nawiązanie do tego, co oko większości wyłapie bez problemu: najbardziej znanych dzieł van Gogha (Vincenta?). 

Opowieść o malarstwie, postawiona na głowie, czasem mocno niegrzeczna,  "wchodzi" w obrazy, ożywia je i wciąga czytelnika-oglądacza w swój świat. Mocno zwariowany, momentami (auto)ironiczny, być może momentami balansujący na granicy kiczu i dosłowności (ach te kocice...), ale skuteczny. Imponuje talent z jakim Gradmir Smudja oddaje klimat malarstwa, o którym tak przekornie opowiada. 

To strawa zdecydowanie bardziej przyswajalna, ale może my po prostu nie należymy do koneserów tego, co proponują polscy twórcy w tym zakresie. Choć cenimy różne smaki. I taki hołd dla artysty. Imponujący, zwłaszcza po ponad dwugodzinnym obserowaniu jak powstają rysunki (i plansze) Gradimira Smudji. A na taki autograf potrzeba około 10 minut...


Cieszą nas także wieści o planowanym wydaniu w Polsce dwutomowej szalonej podróży po historii sztuki, której pierwszy tom ukazał się we Francji. Choć niektórych mogą bulwersować niektóre teorie "Wincenta i van Gogha"...
  


"Vincent i van Gogh" Gradimir Smudja, tłumaczenie i posłowie: Wojciech Birek. Wydawnictwo timof i cisi wspólnicy, 2013.

10 komentarzy:

Maciej Gierszewski pisze...

wygląda na to, że chyba jednak będę musiał sobie kupić i wyrobić zdanie nie tylko na podstawie strony wizualnej//plansz.

poza rozkładem pisze...

hmmm... myślę, że u każdego ta historia może trochę inaczej "pracować" ;) głębi i drugiego dna trudno tutaj szukać (choć można potraktować tę alternatywną historię jako punkt wyjścia do rozważań o przypadkowości "sławy" i "wielkości"); trochę to slapstickowa komedia, trochę komedia omyłek, dużo tu ironi i kpiny wobec artystów (nie tylko malarzy...); ja miałam czasami poczucie, że autor (jak i ja) pogubił się trochę w tempie tego szaleństwa; może trzeba było dopracować scenariusz? U nas ciekawie wyszło zestawienie z czymś zupełnie innym, ale "w temacie" sztuki http://pozarozkladem.blogspot.com/2013/10/kto-to.html

poza rozkładem pisze...

A jak było na spotkaniu z Bereniką Kołomycką?

Maryś pisze...

Szaleństwo - w moim słowniku w znaczeniu absolutnie pozytywnym. Zatem szukam. Zatem "nie dziękuję" bo muszę jakieś sobie nadgodziny z kosmosu zgarnąć za te pustą kieszeń ;)

Joanna pisze...

Przy Twoim ostatnim wpisie zastanawiałam się co to za komiks o van Goghu:) zagadka się rozwikłała!
Generalnie nie przepadam za komiksami, ale ten mi się podoba. Za malarskość:) no i van Gogha lubię bardzo. Na pewno podoba mi się to bardziej niż seria dla małych koneserów- bo jej nie trawię ( albo może muszę do niej dojrzeć?)
I gratuluję zdobycia autografu:)

poza rozkładem pisze...

Oj, z tym szaleństwem trzeba uważać... Patrz - historia Vincenta i van Gogha ;P (ucho, ucho na rysografie!)

poza rozkładem pisze...

Gratulacje należą się supercierpliwej i wytrwałej sześciolatce :)
A komiksy... hmm czuję oddech na plecach ośmiolatka. Czas zacząć się dokształcać.

Poza tym patrząc na ilość odwiedzających Festiwal Gier i Komiksów (czego bardziej?): tam nie trzeba tłumaczyć wartości obrazu i tego co można nim opowiedzieć (patrz> dyskusja o konieczności "opatrzenia się" książek Iwony Chmielewskiej u absolutnienieperfekcyjnej :)

Liuta pisze...

Mnie intryguje bardzo. Tylko liternictwo mi nie pasuje do obrazu.

poza rozkładem pisze...

Podejrzewam, że chodzi o pewną stylizację. Dla dzieci (choć nie jestem przekonana, że to komiks "dla dzieci"...) ważne, że jest czytelnie.
Z perspektywy czasu: widzę, że ten komiks ma ogromną siłę przyciągania z punktu widzenia 8,5 latka. To chyba jeden z najczęstszych powrotów "na oglądanie".

Rita Stewko pisze...

Van Gogh to taka nietuzinkowa postać, że zainteresowaniem nim wynika nie tylko z malarstwa, ale i życiorysu. To potwierdza regułę, że geniusze są osobami ponad normami społecznymi, którymi odznaczamy się na co dzień.