A więc nadchodzą te
straszne, okropne Święta – powiedział knur. – Święta to śmierć. Jeśli wsadzą cię do ciężarówki, to
kiedy tylko samochód się zatrzyma, otwórz drzwi i uciekaj ile sił w nogach.
I tak właśnie zrobił
Rufus. Tylko dlaczego Święta miały być takie straszne? Dlaczego oznaczały
śmierć?
Już pierwsza karta tegorocznego „książkowego ” kalendarza adwentowego
od Wydawnictwa Zakamarki sygnalizuje, że tym razem będzie to nietypowa i zaskakująca
narracja. Ta opowieść dotykać będzie innej perspektywy świątecznych
przygotowań niż te do której przywykliśmy.
Zamiast „ludzkiego” świata (choć
dalekiego od banału i od ikonicznego - komercyjnego - obrazu Świąt, pokazywanego w pozostałych
książkach „adwentowych” Zakamarków) - pojawiają się zwierzęcy bohaterowie. I to nie w cudzysłowie „kostiumu
literackiego”, bo prosiak, kot i para myszy (oraz pozostałe postaci) zyskują
własny głos.
„Hurra, są święta!” o dość przewrotnym tytule (zważywszy na
tajemnicę „strasznych” Świąt, którą próbuje rozwikłać główny bohater) jest
także wyjątkowa w sposobie potraktowania kanonicznych świątecznych motywów (choćby
Mikołaj nigdzie nie nazwany z imienia staje się z perspektywy prosiaka „wściekłym
gospodarzem w czapce” – synonimem zagrożenia i traumy).Wyjątkowość tej książki
opiera się także na wyraźnym, literackim odwołaniu do jednej z najbardziej znanych baśni braci
Grimm – „Miejskich muzykantów z Bremy”. A kontekst tej baśni dodatkowo wzmacnia wymowę
tej humorystycznej i ciepłej, ale i i
podszytej ironią, i oskarżycielskiej narracji
wobec „ludzkiego” traktowania istoty życia.
„Miejscy muzykanci z Bremy”, jak pisze o nich najbardziej
wnikliwa tłumaczka Grimmów, Eliza
Pieciul – Karmińska to nie tylko humorystyczna baśń o sile przyjaźni i mocy współpracy, ale i
mocno ironiczna „zawsze aktualna baśń o miejskich etatach, uchodźcach i rynku
pracy”* (bardzo polecam sięgnięcie do całego tekstu omawiającego niuanse
translacji i wynikające z tego nowe znaczenia www.pracowniawyrazu.amu.edu.pl).
Tak jak w opowieści
Grimmów, tak w książce Ulfa Nilssona mamy zwierzęcych bohaterów, których
poznajemy w momencie tułaczki i poszukiwania miejsca do spokojnego życia. Filozofujący Prosiak,
który ucieka z transportu do rzeźni, kocica bez imienia (które zyskuje dzięki nawiązanej relacji) i bez rodziny „która się zgubiła”
trafiają do opuszczonego i niepotrzebnego (a także przeznaczonego na
zniszczenie) starego domu. Tam przewodnikami po nim i ludzkich zwyczajach
będzie para myszy, z zaskakującą niespodzianką (prawie) w finale opowieści o istocie Świąt
Bożego Narodzenia.
Zabawne, pełne
dowcipu perypetie zwierząt związane z koniecznością oswojenia nowego miejsca, poukładania
sobie życia na nowo w obcych i egzotycznych realiach mają swoją dodatkowe drugie (a może i trzecie)
dno. Prosiak Rufus z mruczącą Kici-Kici i cennym wsparciem, niepozornych, mysich Peterssona i
Anderssona organizują i porządkują przestrzeń, która staje się pretekstem do
poszukiwań rytualnych „okienek” z
kalendarza adwentowego. Ich zaskakujące potraktowanie jest jedną z wielu okazji do pytania o to, co jest istotą świąt w „ludzkim”
świecie – cały czas obecnym jako tło, drugi plan, kontekst rozmów i działań
zwierząt, walczących o swoje miejsce.
- Ludzie mają tę wadę,
że nie rozumieją, że zwierzęta potrafią myśleć.
Może myślimy inaczej, ale
jednak to robimy.
Bo w środku jesteśmy tacy sami – powiedziała Kici Kici.
„Hurra, są święta!” jest iskrzącą się, humorystyczną
opowieścią o przygotowaniu do Świąt, które mają być miłe i podczas których nikt
nie będzie smutny, albo zdenerwowany albo … zjedzony. Mądry i dobry Prosiak
ucząc się czytać „ludzką” książkę pt. „Święta w naszym domu” uczy się po swojemu, ze swymi towarzyszami obrzędowych czynności związanych z Bożym
Narodzeniem i zwraca uwagę czytelników
na ich umowność oraz istotę tego, co się za nimi kryje.
Ta bajka to nie tylko książka dla wegetarian (i wegan), ale i taka narracja,
która potrafi z gracją i subtelnie pytać o sens
istnienia w ogóle. I to sens życia ludzkiego (polecam fragmenty o burzeniu i
budowaniu wciąż na nowo…).
Opowiada ona w przewrotny sposób i o rytuałach świątecznych,
ale i o umiejętności radzenia sobie i wspierania, o byciu razem, o otwartości i radości z
prostych rzeczy. „Hurra, są święta” to także opowieść o rodzinie i trudach życia w niej, o radości o i
tym, jakie faktycznie te „Święta w naszym
domu” mają być . O tym, czy ważna jest ich „podręcznikowa” kanoniczność,
zgodnie z wyprodukowanymi przez rynek wyobrażeniami, czy może sam fakt, że choć
w prezentach „trwa, masło i nic” to komuś chciało się je zapakować…
A potem otwierali
prezenty! I jak szeleścili!
– W mojej paczce są trzy źdźbła trawy – zdziwiła
się Kici Kici.
– A w mojej… nic! – Anderson
był naprawdę zdumiony. – Kto to
zapakował? Ale i tak się cieszę!
– Podzielę się z Tobą
źdźbłami. Wesołych Świąt!
Wtedy Rufus poczuł to
całym sobą. Dzika nachyliła się do niego.
– Zrobiliśmy pyszne
świąteczne jedzenie – powiedziała.
– Kici Kici wymyśliła, do czego używa się
garnków. (…)
– Jakie mamy piękne
dzieci! I kota, i myszy!
Wesołych Świąt, kochaniutka!
(…)
Rufus się uśmiechnął.
Urodziło się tylko jedno dziecko. Ale jak dorośnie,
będzie kimś wyjątkowym i
wielkim.
Potem Rufus wyszedł do
ogrodu. Było już ciemno.
Popatrzył na gwiazdy, które migotały na niebie.
– Hurra, są Święta! –
zawołał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz