"O Zającu, który szukał Swojego Miejsca" to historia "z drugiem dnem". Nie wiem czy odczytają ją dzieci, czy dotrą do tych "sensów na zapleczu". Mam wrażenie, że moim kilkulatkom - przedszkolakom trudność sprawia "dorosły" - poważny sposób prowadzenia opowieści, zdania wielokrotnie złożone, nagromadzenie epitetów i porównań. Wolimy oglądać ilustracje. I właściwie mogłyby one funkcjonować oddzielnie...
Książka Agaty Baranowskiej opowiada historię pewnego Zająca. Dorosłym językiem, dorosłą składnią i ilustracjami pełnymi powagi - próbuje przekazać dziecku pewne przesłanie na jego "drogę życiową".
Zając, mieszkaniec niewielkiego sklepu z zabawkami, postanawia - zamiast biernie czekać na spełnienie swego marzenia - zacząć działać.
(...) pokonać lęk przed nieznanym światem i wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Swego Miejsca.
Ilustracje, które widziałam już wcześniej na stronie wydawnictwa zapowiadały dużo, ale samej opowieści "o aktywnej postawie życiowej" brakuje lekkości i finezji. Bardzo "dorosłe" i pełne powagi jest prowadzenie historii Zająca. Po ucieczce ze sklepu do tętniącego życiem Miasta, próbując się tam zakorzenić. A to - myjąc szklane wieżowce, a to kierując autobusem. To moment, w którym właściwie jeden raz - humorem i lekką ironią zostaje przełamana powaga opowieści (uwaga warszawiacy - to "puszczenie oka" w Waszą stronę).
Historia Zająca rozwija się etapami - "skokowo" chciałoby się rzecz. Z Wielkiego Miasta Zając "przeskakuje" do elektrociepłowni pod Miastem, a potem ucieka na peryferie. Czytając książkę trochę ma się wrażenie, że brakuje w narracji jakiegoś rytmu i powiązania kolejnych stron - etapów. Zadawałam sobie nawet pytanie czy są one wszystkie konieczne? Z drugiej strony trochę wygląda to tak, że sama historia powstała "pod ilustracje". I to w nich kryje się niezwykłość tej książki.
Pomimo tego, że druk ujął pewnie nieco obrazom Agaty Baranowskiej dużo tu świeżości w podejściu do tego, co można zaoferować dziecku. Zaczynając od "tematów" (komin fabryczny, reflektor lokomotywy), po zabawę perspektywą i sposób potraktowania głównego bohatera (czasem widać tylko jego ucho).
Sama autorka przyznaje: chciałam żeby ilustracje mogły funkcjonować również bez tekstu, jako samodzielne byty, nawet wyrwane z kontekstu. I chyba jest, że u nas tak funkcjonują. W jej pracach widać deklarowaną inspirację malarstwem Edwarda Hoppera. I tak, jak na jego obrazach - ilustracje Agaty Baranowskiej, ze swymi fotograficznymi kadrami i realizmem, tworzą subtelną atmosferę. Pomiędzy kartkami książki czuć unoszący się smutek, a może to raczej pełne spokoju pogodzenie się z tym, jakie figle płata nam "droga życiowa"?
Zając na ilustracjach Agaty Baranowskiej jest wiecznie zdziwiony, czasem w ogóle go nie widać, a obrazy, jak się wydaje, wprowadzają w klimat subtelnie metafizyczny. Kiedy wędrówka głównego bohatera osiąga swój cel, nie jest nam dane obejrzeć twarzy Zająca - co czuje odnalazłszy Swoje Miejsce? Sporo tu zagadek. I być może to zagadka dla każdego z czytelników książki Agaty Baranowskiej - czy pogodzenie się z tym, co nas spotyka na naszej (mniej lub bardziej aktywnej) drodze życiowej to smutek, zabarwiona melancholią zaduma czy "po prostu" - chwila metafizycznej ciszy.
Dziękuję wydawnictwu Ilustratornia za udostępnienie egzemplarza książki
"O Zającu, który szukał Swojego Miejsca" Agata Baranowska. Wydawnictwo Ilustratornia, 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz