Opadł trochę ze mnie zapał pisania o tej książce, ale skoro
założyłam sobie, że warto… W dodatku pomęczyłam trochę dziesięciolatkę dyskusją
o tej lekturze znalezioną przy jej łóżku… a blogerzy piszą o "Obronić królową" i archetypach w jej kontekście... "filozoficznej" wymowie (przywołując cytaty typu Nawet jak boli i chciałoby się inaczej, trzeba umieć zostawić to, co było, za sobą. Ruszyć naprzód), o tym, że "powinna stać na półkach szkolnej biblioteki"...
Szukając informacji o autorce tej książki, Barbarze
Kosmowskiej, znalazłam co najmniej kilka tytułów książek, który pojawiły się na
naszych półkach (ale i szybko zniknęły, także z mojej pamięci). W każdej swojej opowieści wyraźnie próbuje dotknąć
ona ważnych spraw: wykluczenia, samotności, różnych „zakrętów” życiowych. Nie
inaczej jest i w „Obronić królową”.
Bohaterką tej książki jest nastoletnia Greta, uczennica
drugiej klasy gimnazjum, która w pierwszym rozdziale książki przeprowadza się
do długo niewidzianego ojca. Do ojca,
który, jak się wydaje, odciął się od poprzedniej rodziny, założył
kolejną – ma nową żoną (Annę), nowe dziecko (Lilianę), nowe miejsce do życia
(małamiasteczkowe i urokliwe Wilmowo). Niespodziewana przeprowadzka ma swoją
motywację. Dowiadujemy się o śmierci babci Grety i tajemniczym zniknięciu matki
(sprawnie skonstruowany i trzymający w napięciu wątek).
Cała oś fabularna zbudowana jest wokół poznawania – razem z
główną bohaterką – nowego miejsca i
odkrywania tajemnic. A mają je zarówno nastolatkowie jak i dorośli. W pewnym
momencie, główna uwaga czytelniczki (może i czytelnika…) skupia się wokół
pytania: co się stało z matką Grety?! Co charakterystyczne, cała powieść
zbudowana jest z okruchów narracji z różnych punktów widzenia. Zwróciła uwagę
na to już dziesięciolatka: są fragmenty „w których się coś dzieje”, a obok – „relacje
z tego, co czuje” główna bohaterka (i
nie tylko).
Przyznam, że pogubiłam się trochę w tej konwencji, w której
każdy rozdział rozpoczyna się od wprowadzenia (różne formy narracji), by
przejść do relacji punktu widzenia danego bohatera (niekonsekwentne formy
narracji). Bo postaci na scenie pt. „życie”
pojawia się wiele, podobnie jak i problemów, i zakrętów życiowych.
Trochę ta powieść wygląda tak, jak by autorka miała ambicje
upchnięcia w „Obronić królową” wszystkich dramatów współczesności, z którymi zetknąć
się mogą gimnazjaliści… Mamy więc rozpad rodziny, zazdrosną macochę Grety,
nieznane rodzeństwo, pogubionego ojca, który zmierzyć się musi z nową rolą,
obce środowisko, z którym 14-latka szuka miejsca. Każda kolejna postać, która
wkracza na scenę (jej losy przecinają
się z drogą głównej bohaterki) pojawia
się także po to, by wprowadzić kolejny problem. Jest wyluzowany Igor, który ma
kłopot z asertywnością, czarny charakter – „idealna” Milena, która swoją
aktywnością próbuje przykryć problem dziecka małomiasteczkowych elit
(ojciec biznesmen uwikłany w romans z sekretarką, patologiczne kłótnie rodziców
i cichy alkoholizm matki). Jest i
gimnazjalistka – manipulantka (z sugestiami o prostytuowaniu się), dziewczyny z
tzw. „marginesu” (bieda, nieradzący
sobie życiowo rodzice), są i zwykle
problemy nastolatek – wyobcowanie, problemy z nauką, pierwszymi miłościami… A nawet wątek samotnej starości i tragicznych
wypadków losowych. Pominę już mikrodramaty przyrodniej siostry, Lilki, którą
oceniłyśmy „domowo” jako niewiarygodną
(dylematy z etapu 8-10latki zestawione z zachowanie 5-6latki).
Towarzyszą temu różnego rodzaju bon moty i „refleksje”, nad
którymi początkowo przemykałam (w końcu to książka dla gimnazjalistek
osadzonych w patetycznym okresie życia), aby później kilku już nie mogłam zdzierżyć:
Partner matki. Przystojny, młodszy i rzutki… Greta szczerze
go nie znosiła. Od początku wiedziała, że bardziej potrzebuje mieszkania w
Warszawie niż związku ze starszą od siebie kobietą. W dodatku dość despotyczną
i jakby nieświadomą, że jej kobiece atuty
powoli przechodzą do historii.
Uśmiechają się. Czasem język potrafi zadrwić z marzeń.
Pokazać, jak różne są ludzkie oczekiwania. I przyjść z pomocą, dając uśmiech – jedyne koło ratunkowe na
bezkresnym morzu smutków.
– Niezłe ciacho ten
mój synek – mruknęła z dumą Brygida
Kornel, nieskrępowana sytuacją. (…)
– Wiem, kto się do
tego wypieku szczególnie przyłożył –szepnęła Greta.
Lubił śmiać się z Gretą, słuchać nowoorleańskich big-bandów.
Plotkować o wzlotach i upadkach burzliwego związku Lilki z Gutkiem. I omawiać
różne warianty ustawień zawodników w zbliżających się międzyszkolnych
rozgrywkach koszykarzy. Nie sądził, że kiedykolwiek
spotka dziewczynę, która tak dobrze zrozumie sens tej pięknej gry, a już zupełnie
nie uwierzyłby, że na dodatek okaże się taka ładna.
Jest tego więcej: o tym, że wspólny „wirus” łapany przez
nastolatków prowadzi do ślubu, że jeśli matka Grety jest piękną kobietą, to zawsze ma ze sobą ogromny
bagaż „niezdecydowana co włoży, a co zdejmie”, że jej siostra, która jest „oficerem
wojskowym i historykiem”, zajmując się ściganiem zbrodniarzy wojennych
koniecznie musi być zimna, surowa i ubrana w dres moro (a jej droga życiowa
spowodowana jest rozczarowaniem miłosnym). Wisienką na torcie jest figura
przyrodniej siostry – Lilki, która w pewnym momencie swoich perypetii miłosnych
zostaje nazwana „najdroższym podarkiem” dla swego wybranka (trzecioklasisty?!).
Idealność Grety, pięknej, grzecznej, bezproblemowej, coraz
bardziej krytycznie nastawionej wobec matki zajętej karierą dziennikarki i
przypalającej pulpety, gładko nawiązującej dialog z niesprzyjającą jej macochą;
Grety, która przy dźwiękach słuchanego klasycznego
jazzu i Możdżera snuje refleksje o urokach
małego miasteczka przekładanego nad
pędzącą Warszawę coraz bardziej mnie zadziwiała, prowadząc do totalnego happy
endu, rzecz jasna.
Czy taka
totalnie-nie-buntująca się bohaterka ma być ikoną poświęcenia się,
grzeczności, podporządkowania się i wyrozumiałości dla błądzącego świata?
Wzorcem, dla którego nagrodą ma być „odnalezienie się” w związku? Przykładem „nowej
nastolatki”?!
Są dni, kiedy nagle
sobie uświadamiamy, że bez chwil strasznych nie ma tych naprawdę szczęśliwych. Że
jeśli cały czas przegrywa się w zielone, to potem wygrana jeszcze bardziej
cieszy. Zwykle takie dni pojawiają się w czerwcu. Najczęściej zdarzają się w małych
miasteczkach. A otrzymują je w prezencie ci, co zbyt szybko zwątpili w swoją
wartość. Albo nie docenili gramatyki uczuć, która potrafi nas odmieniać przez
wszystkie cudowne przypadki…
„Dużo książek jest nagrodzonych w jakichś konkursach, nawet większość…”
orzekła dziś dziesięciolatka widząc ponownie
okładkę „Obronić królową”. Książkę wyróżnioną w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren za – podobno – „ciepło, humor, mądrość życiową i nostalgię”…
„Obronić królową” Barbara Kosmowska, wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz