Latem realność zwycięża nad pisaniem o książkach. Ba! Nawet samymi książkami. W przerwie pomiędzy lepieniem kotletów z błota, budowaniem łazienek dla mrówek (Mamo, czy mrówki robią kupę...? A jaką?), zbieraniem ślimaków, projektowaniem okrętu pirackiego, zakładaniem "chwastowego" ogródka - dzieci jakoś częściej sięgają po to, z czym poradzą sobie najlepiej same. "The Book with a Hole". "Książka" w której najistotniejsze jest to, czego w niej nie ma.
Dwie książki Herve Tulleta, przeznaczone dla różnych kategorii wiekowych, mamy od jakiegoś czasu. Na tegorocznych Targach Książki w Warszawie, na stoisku francuskim widziałam dzieci zabawiane przez animatorki pozycjami wydanymi przez Phaidon. Ale wydaje mi się, że naczelną ideą, która przyświeca koncpepcją książek Tulleta jest zostawienie z nimi dziecka sam na sam. Będzie z tego najwięcej korzyści.
Herve Tullet nazywany jest we Francji "księciem książki dla przedszkolaków" (to moje, niedosłowne tłumaczenie "The Prince of pre-school books"). Jego koncepcja książek to lektura, która ma "uczyć" czy raczej skłaniać kilkulatki to używania wyobraźni, kreatywności i podążania za własną fantazją. W jego książkach maksymalnie najwięcej ma zależeć od dziecka, które bierze je do ręki. Podejrzewam, że najwięcej wydarzyć się może podczas samodzielnej "lektury", bez sugerującego, czasem narzucającego swą wizję pośrednictwa dorosłego.
"The game of mix and match" to jedna z książek z całej serii "Let's play games". Idealne dla "pracowitych umysłów" i małych paluszków - jak reklamuje tę serię wydawca. Sześć pozycji, w których ważne jest zaproszenie do gry kilkulatka, wycinanki, dziurki, tajemnicze drogi, zestawienia i zabawa w tworzenie nowego z wydawałoby się - oczywistych elementów. Można używać własnych paluchów, światła latarki, zamkniętych oczu, aby odkryć co może kryć się w wyobraźni.
"The game of mix and match" to pomysł, który gościł już w kilku wydanych w Polsce książkach dla przedszkolaków: gotowe, bardzo proste (a nawet schematyczne) rysunki - pocięte w strategicznych momentach. Co powstanie ze zmiksowania ślimaka i cytryny, samolotu ze słoniem?
Zaletą całej serii "Let's play games" Herve Tulleta jest sposób wydania książek - format przyjazny nawet dla najmniejszych rączek, wytrzymała gruba tektura i sposób klejenia książki wytrzymały nawet na największych pasjonatów eksperymentów.
"The Book with a Hole" to propozycja dla starszych przedszkolaków. Zapewne i w powstaniu tej "maczali palce" dwaj synowie i córka H.Tulleta. Jak on sam mówi, jego dzieci nie przestają go inspirować do wymyślania takich książek, które pokazują nowy wymiar czytania i książki dla dzieci.
"The Book with a Hole" trudno mi nazwać jednoznacznie "książką" - łatwiej mi ją sklasyfikować do kategorii "antykolorowanek". Choć moje kilkulatki najbardziej interesuje w niej to, czego w niej nie ma. Dziura. I to, co "może się w niej zmieścić". Dziura może być zagubioną wyspą na oceanie, może być mikrobem widzianym pod lupą, może być miejscem na rzeźbę, albo jamę, w której ukrywa się jakiś tajemniczy zwierz. Szkopuł w tym, że ta książka wcale nie zachęca tylko do kolorowania.
Tylko momentami w zabawach moich dzieci sprawdza się podkładanie kartonu i rysowanie wizji tego, co może się kryć się np. w źrenicy wszystkowidzącego oka. Dziura to miejsce na wszystko. Wszystko to, co dziecko zechce samo zobaczyć, wyobrazić sobie, zbudować i stworzyć. Dziura jest dobra w naszym domu na badanie "co w niej może się zmieścić". Można w nią wskoczyć. Można przez nią oglądać świat z balkonu. Najlepsza zabawa jest wtedy, kiedy dziecko pozostawione "samo sobie". I - o dziwo dla niektórych - umie być samo...
Współczesność wywiera na rodziców piętno, aby nieustannie organizowali dziecku "pożyteczne zajęcia": naukę angielskiego i karate, balet i zajęcia z plastyki, podstawy konstruowania robotów i programowania, wreszcie - naukę kreatywności. Tylko czy tego można "nauczyć" dziecko? Czy pozbawiając kilkulatka czasu wolnego, okazji do swobodnej zabawy, możliwości "bycia samemu" zostawiamy miejsce na działanie wyobraźni i zgłębianie fantastycznych światów kryjących się w każdym dziecku?
Mam wrażenie, że "The Book with a Hole" to "książka", która kiedyś byłaby zupełnie niepotrzebna. Cenię koncepcję H.Tulleta. Fantastyczne jest to, jak traktuje dziecko i jak wychodzi naprzeciw temu, co dziecku immanentne. Smuci mnie jednak fakt, że nie tak dawno rzadko komu przychodziła do głowy myśl, że konieczne jest stworzenie książek, które "uruchamiają" wyobraźnię dziecka. Pytanie: czy to konieczność czy wykreowana potrzeba?
Jedno jest pewne: książki H.Tulleta dają dziecku "wolną rękę" i przestrzeń na samodzielne poszukiwania. Może sugerują też to samo rodzicom?
Relacja z jednego ze spotkań z H.Tulletem - "księciem książki dla przedszkolaków".
Polecam też stronę Herve Tulleta - sami sprawdźcie dlaczego :)
"The Book with a Hole" Herve Tullet. Tate Publishing, 2011.
"The game of mix and match" Herve Tullet. Phaidon Press, Nowy Jork 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz