6 października 2010

Czy „Aurelka, czyli wielkie hece małej świnki” jest „książką dla Dużych i Małych”?


Była sobie mała świnka. Aurelka. Świat innych świnek był prosty – sprowadzał się do chlewika w Korytkowie, brudnego ryjka, siorbania i dbania o „zdrową” warstwę brudu. Ale Aurelka była inna – nie brudziła się przy jedzeniu, nie siorbała, uważała, że czystość jest lepsza. I tęskniła za czymś większym niż własne korytko, za tym, aby sprawdzić swe przeczucie, że gdzie indziej może być inaczej… Bo wiadomo, że tam, gdzie nas nie ma, zawsze może być lepiej…




Aurelce przyszło żyć w rodzinie, która jest właściwie karykaturą domowych relacji. Piotr Rowicki podstawił krzywe zwierciadło pod oblicza wiecznie zrzędzących mam i zamglone oczy ojców, którzy wiecznie nieobecni duchem, wpatrują się w telewizor. Mama Gryzelda  nie rozumie odmienności swojej córki i oczywiście przed pierwszym dniem w szkole każe się wytarzać w błocie, jak przystało na małą, porządną świnkę.  Rządzi twardą ręką, marudzi i bardzo denerwuje się na męża Melchiora, wiecznie zapatrzonego w telewizyjne relacje z zapasów w błocie.

Aurelka, po pierwszym, dość kłopotliwym,  dniu w szkole i małej rodzinnej awanturze, wyrusza „w świat”. Spotkanie z dzikimi świniami, dyskusje  o świńskiej tożsamości stają się pierwszą lekcją tolerancji i przyjaźni z drugą uciekinierką, Topcią. „Ucieczkowanie” świnek prowadzić ma ku „lepszemu”  światu, tymczasem po drodze spotykają niedowidzącego, fajtłapowatego myśliwego, lisa mezaliansa i trafiają na leśną „pogoń za sławą” – wybory miss.  Trudno zrozumieć, czego nauczyć miały świnki te przygody, bo każda z postaci okazuje się karykaturą, momentami mało zabawną, a czasem żenującą. Opowieść o lisie mezaliansie, który okazuje się mizoginem („wstrętne babulce”, „babsztyle”), być może śmieszy dorosłych, lecz dla dzieci pozostaje niezrozumiała.

Aurelka, wygrywając konkurs piękności, nie tylko swym urokiem i powabem, ale i inteligencją i dowcipem, udowadnia, że nawet świnia może być miss. Zostawia swoją przyjaciółkę(wyraźnie brzydszą)  i doceniona przez innych wraca do chlewu. „A mama? No cóż, chyba trochę mi zazdrości, ale i tak od czasu do czasu pozwala mi nie siorbać i nie mówi już cioci Meli ani innym co ze mnie wyrośnie”…
Okazuje się, że „ucieczkowanie” i sprawdzanie, jak wygląda świat gdzie indziej przyniosły dość smutną wiedzę – pełno dookoła karykatur, a uznanie rodziny zdobywa się dzięki konkursowym laurom. Tam gdzie nas nie ma, wcale nie jest lepiej…


Wydaje mi się, że zamierzeniem Piotra Rowickiego było opowiedzieć o ważnych wydarzeniach w życiu sześcio czy siedmiolatka, w zabawny i nieco karykaturalny sposób. Pomysł na świat małej świnki, który jest pokazany „na opak”, wydaje się krążyć wokół konceptu „Cudaków – opaków” Francesci Simon. Niestety, w przypadku „Aurelki” dowcip jest o wiele mniej subtelny, częściej rubaszny, a momentami niesmaczny. Wiele jest też niekonsekwencji w kreowaniu świata na opak, „bez smrodku dydaktycznego”.
Koresponduje z tym oprawa graficzna – dość przypadkowa i bałaganiarska. Połączono i postaci z plasteliny (częściowo też plastelinowe przedmioty), i grafikę komputerową (jak przypuszczam) i tradycyjny rysunek . W tym kolażu brak jest głównej idei, ładu,  rażą zestawienia kolorystyczne, a momentami po prostu brzydota.
Na okładce książki znalazła się krótka nota o autorze, który sam nazywa „Aurelkę” „poematem heroicznym”. Nie wiem „co miał autor na myśli”,  bo ten gatunek należy raczej do „wysokich”, a tu nie mamy do czynienia ani z doniosłym wydarzeniem historycznym, ani z wzorcowym bohaterem, a tym bardziej – „wysokim” stylem. Być może zamysłem było uczynienie z „Aurelki” poematu heroikomicznego, jednak  gwarantowanie na okładce czytelnikom „świetnej zabawy” nie wystarczy, aby słowa wypełnić  treścią i sensem…
Czy „Aurelka” to „książką dla Dużych i Małych”? Ja jestem „na NIE”…

Aurelka czyli wielkie hece małej świnki, Piotr Rowicki, narysował Dymitr Kuźmenko, opr.gaficzne Edyta Palonek, wyd. AMEA 2010

Brak komentarzy: