OT KOT – Andrzej Kot
Andrzej Kot Psot z Lublina to takie zwierzę,
żyje na Grodzkiej, a mnoży się na papierze
Sam o sobie mówił, że się "druczy", to znaczy, projektuje i mnoży swoje dzieła na wszelkie możliwe sposoby. - pisze we wstępie "Od wydawcy" pomysłodawca albumu, Jarosław Koziara.
Jeśli obejrzycie film towarzyszący tej pięknej książce usłyszycie od samego Andrzeja Kota jak o sobie mówi: Typoesteta, człowiek wrażliwy na krój pisma, czuły wobec papieru. Chciano ze mnie zrobić człowieka produkcji. Oglądając ten niezwykły album przekonacie się, że się nie dało... Na szczęście? Obejrzyjcie ten dokument do końca, dla ostatnich kadrów z błądzących wzrokiem Andrzeja Kota. Wcześniej powie on mimochodem, że roztrwonił swój dorobek po kraju i świecie. Tym bardziej cenna jest ta książka. I coraz piękniejsza.
Takich ludzi nie ma wielu i rzadko ich spotykamy.
Wydaje się, że nie są do końca z tego świata, dlatego nie umiemy porozumieć się z nimi w pełni lub tak, jak byśmy chcieli, o ile to w ogóle jest możliwe.
Być może oni wcale nie pragną zrozumienia, skoro to nie relacje z ludźmi, jakikolwiek ważne, stanowią o ich tożsamości, lecz wierność tajemniczemu powołaniu twórczemu, jakie samo siebie wystawia na próby. Zmusza do refleksji i wystawia na próby także nas, zaskoczonych tym rodzajem oddania sztuce, które nie liczy się z realiami dnia codziennego i świątecznego, a dodatkowo bywa autodestrukcyjne. (...)
Dał nam dużo, a być może więcej niż my jemu.
(z tekstu Grzegorza Józefczuka)
Jak ta książka PACHNIE.... Jak się ją DOTYKA...
Czy dla dzieci? Nie wiem. Czy smutna, bo czarno-biała i w dodatku o człowieku który nie jest znakiem "sukcesu"? Nie wiem. Czy artyżarty, dystans do siebie i świata ma być kolorowy?
Wiem, że syn pyta czy kupiłam tę książkę na prezent, i czy możemy jednak ją zatrzymać.
Niezwykła, piękna, ważna. O niezwykłym człowieku. O słowie zamienionym w obraz.
Nie kupuj kota w worku... - woła wydawnictwo na swej stronie. Zapewniam jednak, że warto. Album możecie nabyć na stronie wydawnictwa www.tararara.pl
2 komentarze:
Mam na nią chrapkę- edytorsko przeapetyczna. Jestem wielką miłośnicą grafiki i typografii Jana Młodożeńca- on jest jak dla mnie PIERWSZY. Ale jak biegły te nici powinowactwa artystycznego trudno , dziś po dekadach stwierdzić.
Nie wiem jak wyglądała sprawa nici powiązań. Kot to samouk, "potrącony" przez los i historię. Jak wspominała Krystyna Rybicka fantastyczne było to, że on siadał, brał piórko do ręki i płynęło, płynęło przez niego...
Tym cenniejsza jest dla mnie ta książka. Próba utrwalenia tego rozsianego dorobku człowieka "marginesów" (poza uczelniami, światem artystycznym, w Lublinie... chorego i życiowo "nieporadnego" a może po prostu idącego swoją drogą)
Prześlij komentarz