23 lipca 2011

Księżniczki i smoki

Księżnicka musi być ładna. I 'księć' też musi być ładny - to cytat z rozmowy trzylatek podsłuchanej jakiś czas temu w przedszkolu. Wiadomo skąd biorą się takie zakodowane wzorce (bajki, ilustracje, disneyowski trend uładzenia brzydoty i różnorodności). Ale pod ręką mamy coraz częściej takie książki, które chętnie przełamują stereotypy. "Księżniczki i smoki" wydawnictwa Zakamarki - wsparcie dla wszystkich nietypowych "księżniczek" i otucha dla ich skonsternowanych rodziców ;)







"Księżniczki i smoki" przywiozłam z majowych Targów Książki w Warszawie. Siedem historii o siedmiu księżniczkach, na siedem dni tygodnia przeczytałam już w pociągu. Z książki ucieszyła się córka, równym zainteresowaniem "Księżniczki i smoki" obdarzył (prawie) sześciolatek. Książka powędrowała na stosik "do opisania". I dopiero teraz, podczas kolejnej lektury w deszczowy dzień, sens tej książki odkryłam dla siebie.

Przyznaję: na początku "Księżniczki i smoki" nie wzbudziły we mnie bezbrzeżnego zachwytu, choć kocham Evę Eriksson (narysowała zarówno księżniczki jak i smoki)  za jej "Melę" (pisałam o jej książkach obrazkowych tutaj).

Pomysł wydaje się prosty: Christina Björk odwróciła stereotyp doskonałej, pięknej, grzecznej, biernej księżniczki (dobrze ją znamy: siedzi w wieży i czeka na księcia na białym koniu) i stworzyła księżniczkę à rebours (na opak). Jak na każdą bajkę o księżniczkach przystało są i smoki - mniej lub bardziej typowe.




Księżniczek jest siedem, każdy dzień tygodnia to historia kolejnej postaci. Petunia, Werbena, Dalia, Czeremcha, Piwonia, Sasanka, Nasturcja - co łączy te dziewczynki oprócz królewskiego pochodzenia i kwiatowych imion (załóżmy, że czeremcha to kwiat...)?

Księżniczki to dopiero swoisty potencjał takiej postaci, którą możemy spotkać w tradycyjnych baśniach (zazwyczaj to symbol nagrody dla pokonującego przeszkody księcia). Swoisty prequel "baśni przyszłości". Bohaterki Christiny Björk to kilkulatki, nie ukształtowane jeszcze przez kulturę i wtłoczone w pewne role. A może (mniej bądź bardziej świadomie) broniące są przed takimi rolami?

Są rezolutne, zwykle wiedzą czego chcą i dążą do tego, żeby to dostać. Są uparte, pomysłowe, czasem złośliwe, żądne przygód i niepohamowane w swej niezależności. Samotne z wyboru lub z konieczności... Łączy je jeszcze jedno - rodzice...




Petunia to rozpieszczona księżniczka, ma wszystko czego sobie zażyczy, a zabawki z trudem mieszczą się w trzech komnatach. W szafach wisiało tyle sukienek, że nigdy nie mogła się zdecydować, którą włożyć. Dlatego zazwyczaj siedziała w koszuli nocnej i rozmyślała nad tym, w co się ubrać.  Jej ojciec, król, przyzwyczajony do ulegania kaprysom córki, spełnia każdą jej zachciankę. Podobnie jak ojciec Werbeny, który nie tylko toleruje jej wstręt do mydła (mówiąc mniej oględnie - księżniczka śmierdzi), ale i zakazuje koszenia trawy w królewskich ogrodach, i próbuje wyłapać wszystkie wiewiórki. Bo wśród wielu rzeczy, których boi się księżniczka są i kosiarki, i wiewiórki.

Dalia to księżniczka samotna, bo król zakazuje jej zabawy z innymi dziećmi, wciska w krynolinę, niewygodną suknię i cisnące buciki. Czeremcha wprawdzie ma pozłacany telewizor i bajki dla dzieci, ale jest znudzona i sama. Sasanka dostaje od rodziców na 7 urodziny specjalny model złotego komputera i stronę internetową, lecz  król i królowa skąpią jej uwagi. Piwonia Nadąsana wprawdzie jako jedyna ma rodzeństwo, ale nie jest specjalnie z tego powodu szczęśliwa. W dodatku dla odmiany jej brat jest wyjątkowo grzeczny. I chyba wiadomo jak wygląda rozkład sympatii ich otoczenia...

Księżniczki, bohaterki Christiny Björk dostają wprawdzie wszystkie materialne atrybuty ich wyjątkowej pozycji, ale ich rodzice (zwłaszcza postać ojca-króla) to nieobecne postaci, zajęte "sprawami rangi państwowej" (znacząca na ilustracji postać ojca Dalii, który siedzi na tronie i żongluje jabłkami królewskimi...). Księżniczki są same (niekonieczne samotne), poszukując (nawet pomimo zakazów) na własną rękę przygód i własnej drogi. Co z nich wyrośnie?

Znaczące jest spotkanie księżniczek, w ostatnim, zamykającym książkę "posłowiu". Na przyjęciu urodzinowym Petunii (kończy siedem lat!) przy stole siedzią wszystkie indywidua - siedem bohaterek kolejnych siedmiu opowiadań. W centrum - oswojona, zaprzyjaźniona smoczyca wyskakująca z tortu i ziejąca ogniem. W tle - "historyczny" arras, z mitycznym księciem na białym koniu (pojawia się też jako rekwizyt na innych ilustracjach), szykującym się do walki z groźnym smokiem. I co  z nich wyrośnie?




Topos księżniczki i smoka, symbolika liczby siedem (sprawdźcie!), ironia i potraktowanie motywów "na opak"  w opowiadaniach Christiny Björk, a do tego wiele smaczków podsuwanych przez  ilustracje Evy Eriksson. Pomimo tego, że nie ucieka ona od rozpoznawalnej dla siebie techniki (miękka kredka) to mają w sobie one więcej drapieżności, ironii i podtekstów od innych znanych mi jej ilustracji.

Ciekawa jestem jaką historię księżniczki wyczytacie z nich dla siebie, ciekawa jestem, jaką księżniczkę odnajdą w sobie mniejsze czytelniczki tej książki. Co w niej wyczyta mój syn - w świecie, w którym mityczny książę należy już do "historii", a siostrzany krąg niepokornych księżniczek, zaprzyjaźniających się ze smoczycą wyznacza nową perspektywę przyszłości? I co z nich wyrośnie?

Dziękuję Wydawnictwo Zakamarki za udostępnienie książki.


"Księżniczki i smoki" Christina Björk, il. Eva Eriksson, tłum. Agnieszka Stróżyk. Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2011.

6 komentarzy:

aeljot pisze...

Dziękuję za ciekawą i miłą do czytania recenzję.

poza rozkładem pisze...

Proszę bardzo :)

aneta pisze...

No dobrze, przekonałyście mnie z Zorro (za bardzo się nie opierałam) - poszukam tej książki dla moich chłopców i ich kuzynek:))

poza rozkładem pisze...

:) Ciekawa jestem jak będzie wyglądać konfrontacja poglądów Twoich chłopców i ich kuzynek.

Wg mnie dużo "smaczków" dodają ilustracje, ale to dorosłe spojrzenie.

aneta pisze...

Młodsza, dwulatka, jeszcze za dużo nie zrozumie i nie powie, ale siedmiolatce powinno się podobać. Z księżniczkowych zabaw najbardziej lubi zbieranie ślimaków z moim starszym synem i granie na perkusji (ale nie musi z moim młodszym - ma własną, całkiem sporą:))

Autumn pisze...

Kuba (prawie 5 latek) polubił księżniczki tak bardzo, że nie chciał oddać książki do biblioteki ;-)