Złoto, w którym rzekomo skąpane jest „Królestwo” to subtelnie
pozłocone brzegi. „Nie – czerwone”, na co zwróciła uwagę jedna z uczestniczek
niedzielnego spotkania z Iwoną Chmielewską
w łódzkim Muzeum Kinematografii. Złote runo, którego strzeże smok – tajemnica i
wiedza, z symbolizującym je strażnikiem. Dowcipnie i z przymrużeniem oka – oswojonym (różowa
kokardka na ogonie). A może to była smoczyca? Może do takiego spojrzenia się
dorasta? A może zupełnie nie?
Po ostatnim wpisie o „Królestwie dziewczynki” – relacji z mojej podróży
po tej książce i spotkaniu z Iwoną Chmielewską z tymi, którzy to spotkanie współtworzyli mam poczucie
niedosytu. A właściwie świadomość, że teraz mam dopiero podstawy do bycia z tą
książką. Z córką (teraz lub kiedyś) i synem (teraz lub kiedyś), przyjaciółkami,
kobietami i mężczyznami, którzy mają potrzebę rozmowy o swojej podróży.
Wartości istotne dla
kobiet bynajmniej nie pokrywają się z tymi, którym rangę ważności nadała płeć
przeciwna. Rzecz, sama w sobie, naturalna. Niemniej jednak, w rzeczywistości
panują wartości męskie. Z grubsza mówiąc, sport i futbol, uchodzą za rzeczy
„ważne”, zaś upodobanie do strojów i mód uważane jest za „głupstwo”. I ten
układ wartości nieuchronnie przenika z życia do literatury. Krytyk uznaje książkę za ważną, ponieważ
książka traktuje o wojnie. Inną natomiast określa mianem błahej, ponieważ
opowiada o przeżyciach kobiet.*
Wertując po raz kolejny „Własny pokój” Virginii Woolf
przystaję co chwila, zdzwiona ile jej spostrzeżeń, z wiekowego już eseju,
pozostało aktualnych. Dokłada się do tego jeszcze pamięć o pogardliwych
określeniach z lat 90-tych nazywające to, co wyszło spod piór kobiet „literaturą
menstruacyjną”, choć taki temat
bynajmniej nie był dominującym u Gretkowskiej, Filipiak, Tokarczuk, Tulii,
Nataszy Goerke.
Jak to łączy się z „Królestwem dziewczynki”?
Uświadamia mi z jaką mocą Iwona Chmielewska wkracza na teren może nie tyle „tabu”
(powstało przecież kilka książek o miesiączce), ile pogardzany, przez wieki
wyszydzany i budujący kulturowy kontekst, w jakim pojawia się kobiecość. Jeśli śledzicie niektóre komentarze to
potwierdzą tylko to, co pisała V.Woolf niespełna sto lat temu.
Jego autorka nie boi się przyglądać twórczości kobiet z
rozmaitych stron. Pisze i o męskich kompleksach, które nieustannie popychają do
– nie tyle poniżania kobiet, ile – wywyższanie siebie.
Ale i gani kobiety. Pisanie z myślą o
płci jest rzeczą zgubną.
Jak więc potraktować „Królestwo”? Dla mnie książka, która
jest dobitnym dowodem na umiejętność wzniesienia się „ponad” pisanie o
kobiecości w kontrze do „męskości”. Idąc za V.Woolf można powiedzieć o Iwonie
Chmielewskiej, że porzuciła gniew i żal swoich poprzedniczek. Wie, że w byciu autorką – bycie tylko i
wyłącznie kobietą lub tylko i wyłącznie mężczyzną jest rzeczą zgubną. Bo, jak dzieliły się swoimi przemyśleniami
uczestniczki niedzielnego spotkania, to książka także dla mężczyzn, chłopców.
Niekoniecznie tych, znad których unosi się zapach „męskiej szatni” –
rozgrywających mecz jabłkiem, pogardliwie spoglądających na cierpiącą –
poszukującą bohaterkę. A może zwłaszcza dla tych? Którzy dziś, tu i teraz,
bawiąc się dostępnością multimediów, tworzą „rankingi” i ustawiają dojrzewające
dziewczynki w blokach startowych do bycia najatrakcyjniejszym przedmiotem ich
akceptacji? Ich trofeum?
„Królestwo dziewczynki” wskazuje na te spojrzenia. Ale
pokazuje inną drogę dziewczynce. Jej własny pokój staje się przestrzenią
poszukiwania i budowania siebie. Nie-w-opozycji. Daje jej tę przestrzeń (do
której także ma wstęp – i rolę do odegrania mężczyzna – ojciec), pozwalając na
całą gamę odczuć: od niechęci i braku akceptacji zmiany, wyklucia się „z kokonu”,
po zgodę i afirmację swojej inności. A może porzucenie tej roli?
Uczestniczki spotkania dziękowały autorce za pokazanie
światu, że to droga nie jest łatwa. Za to wyłamanie się z jednej obowiązującej
popkulturowej wizji kobiety. Za to, że ta książka pozwała przekazać naszą
opowieść ważnym dla nas chłopcom i mężczyzną. Dziękowały za prawdę, choć każda
w niej widzi własną. To siła „otwartych książek” Iwony Chmielewskiej.
Scena otwierająca „Królestwo dziewczynki” przywołuje dobrze
znaną baśń o „Śpiącej Królewnie”. Od czasów tej baśni, dziewczynka, która
otrzymuje „pierwszą krew”, po moment,
kiedy dociera do niej książę ratując ja swym pocałunkiem i wyznaczając jej rolę
małżeństwem, nie istniała w kulturze – „spała” dla świata. A Iwona Chmielewska
przywraca tę dziewczynkę, poszukującą siebie, dla świata. Budzi śpiącą królewnę, by pokazać jej drogę.
„Królestwo dziewczynki” stać się może także opowieścią o
kolejnych porach w naszym życiu – od wiosny, przywołanej przez trzy gracje z
obrazu Botticelli'ego („Primavera” czyli „Wiosna”). Po lato z rozkwitającymi peoniami
i akceptację swojej płodności (motyw ptaków i gniazda). A na końcu – domykająca książkę scena z okładki:
dziewczynka patrząca przez różowe okulary na opadające liście. Czy jej
uniesiona głowa, symboliczne spojrzenie to zapowiedź optymistycznego spojrzenia
w przyszłość? Jasnej roli, którą ma do wypełnienia już jako doświadczona
kobieta – widząc siebie w pochodzi
kolejnych pokoleń kobiet, które wprowadzą już inną dziewczynkę do jej „własnego
pokoju”? A może to jedna z ról tej książki?
Na tym skłonna bym była rzecz zakończyć, gdyby nie to, że
obyczaj nakazuje zakończyć wykład podsumowaniem. Które to podsumowanie,
skierowane do kobiet, powinno, jak się zapewne domyślacie, zawierać wzniosłe i uszlachetniające
wezwania. Powinnam zaapelować, abyście pamiętały o swoich obowiązkach oraz
doskonaliły się moralnie i duchowo, powinnam przypomnieć jak wiele zależy od
Was i jak wiele możecie zdziałać dla
dobra naszej przyszłości. Sądzę jednak, że te nawoływania mogę spokojnie
zostawić mężczyznom, którzy potrafią je, zresztą nie pierwszy raz, wyrazić z o
wiele większa swadą. Jeśli o mnie chodzi, to nie przychodzą mi do głowy żadne
wzniosłe wykrzykniki na temat naszego partnerstwa, równości czy obowiązku
doskonalenia świata. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to proste prozaiczne
stwierdzenie, ze nie ma nic ważniejszego nad bycie sobą. Gdybym umiała swoją
myśl ubrać we wzniosłe słowa, powiedziałabym: przestańcie marzyć o wywieraniu
wpływu na innych! Myślcie o rzeczach samych w sobie!*
Było pięknie. Dzięki Waszym rozmowom czym ta książka może
być. Dzięki filmowi w reżyserii Ewy Podgórskiej „Jajko i kura”. O różnych obliczach kobiecości. I relacjach między kobietami. Dziękujemy reżyserce. Podziękowanie dla Studia Munka za
pomoc przy organizacji pokazu. Muzeum Kinematografii - za gościnne progi i wsparcie. Wydawnictwu Entliczek - również za wsparcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz