21 listopada 2019

Tippi i ja



Oglądając czasem filmy, w których jest dużo przemocy zastanawiam się często co musi mieć "w głowie" scenarzysta projektując pewne sytuacje i zwroty dramaturgiczne. Czytając świeżo wydaną książkę Sarah Crossan miałam kilka takich momentów - potrzebowałam przystanąć i odsapnąć. Bo i "Tippi i ja" czyta się tak, że zapiera dech i momentami brakuje tchu. 




Sarah Crossan bohaterkami swojej książki uczyniła bliźniaczki syjamskie. Choć narratorką jest tylko jedna z nich. To z jej perspektywy poznajemy ich świat. Na ponad 400 stronach dostajemy pamiętnik pisany białym wierszem (znak charakterystyczny i wciąż niewyczerpany koncept Sarah Crossan), w którym   nastolatki wkraczają na nową drogę - wychodzą poza bezpieczny próg domu ku temu, co zwie się "życiem". Idąc do nowej szkoły - liceum, muszą skonfrontować się z szeregiem wyzwań, z "gapiącym się" światem. Ten wzrok nieustannie skierowany na nie - "inne" staje się okazją do definiowania siebie, stawiania pytań o tożsamość, o granice i o tą znaczącą przestrzeń "wspólną", która łączy odmienne osobowości sióstr syjamskich.

Ta gra pomiędzy "ja" a otoczeniem toczy się nie o fizyczność (choć to jest kluczowe do biologicznego przeżycia), a o to, co dla większości z nas jest przezroczyste: co to znaczy "być samą", co to znaczy żyć "wspólnie"? Gdzie jest granica mojej wolności, marzeń i pragnień, jeśli stale towarzyszy mi nie "cień", a realnie istniejąca druga osoba? Czym jest samotność i do czego jest potrzebna? Jak być/stać się odrębną osobą?

Nie wiem wciąż co czuję (albo i intelektualnie próbuję się zdystansować) do konceptu, na którym opiera się książka. Wiarygodna, prawdziwa i subtelna jako głos nastolatki, z drugiej strony - silnie wywołująca wyobrażenia o odmienności, fizycznej stronie niepełnosprawności; o ciele, w którym to, co najsilniej przyciąga jest "błąd", aberracja i wystąpienie przeciwko normie.

Czuję się jak podglądacz, który zmierzyć musi się ze swoją chęcią "gapienia się" wiedząc, że wchodzi w szczery dialog o człowieczeństwie i budowaniu swojej tożsamości. Na teren, po którym większość z nas stąpa na palcach albo kamienieje. Tymczasem w relacji narratorki jest i miesiączka, i drwiny z ciekawości sprowadzającej ich przypadek do pytania "ile mają dziurek", i prosta codzienność sprzątania, szykowania kolacji, spania, kąpieli. Zawsze wspólnych. Normalność życia. Milion rzeczy, o które można zapytać, gdyby ktoś zechciał...

"Tippi i ja" prowokuje do stawiania pytań o metaforyczne wymiary sytuacji "zrośnięcia", bycia postrzeganą przez pryzmat tego, co "wspólne" - nie jako odrębna jednostka. To pytanie o to, na ile ciało definiuje bycie "o-sobą".

To powieść także o  poczuciu odpowiedzialności za siebie, podejmowanie decyzji kluczowych dla "dojrzewania do życia". A z drugiej strony - o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie tylko w "ekstremalnej sytuacji" sióstr syjamskich, ale i w relacjach rodzinnych w kryzysie, relacjach przyjacielskich, odpowiedzialności w życiu zawodowym (dziennikarka, która wreszcie dostaje szansą nakręcenia dokumentu o "dziwactwie", anomalii traktowanej w świecie jako "towar").

"Tippi i ja" jest też, a może przede wszystkim, podjęciem platońskiego mitu o androgyne, jego wariacją, która zadaje pytanie o granice "bycia sobą", o jednostkowość, o bycie z drugim, o różne oblicza naszej tożsamości.
Mit Androgyne dotyka idei "doskonałości ludzkiej" - całości, bez żadnych pęknięć, którą możemy odnaleźć dzięki tej brakującej "połówce", do której wciąż tęsknimy. Co się dzieje w momencie, kiedy to pęknięcie następuje?


"Tippi i ja" tekst: Sarah Crossan, tłumaczenie: Małgorzata Glasenapp. Wydawnictwo Dwie Siostry, 2019.



Brak komentarzy: