19 stycznia 2015

Złotouste zero w zenicie

Zamknęłam ubiegły rok odcięciem się, wylogowaniem, być może – ucieczką od wirtualnego świata  i praw nim rządzących.  Nie mogłam przemóc się, aby Nowy Rok otwierać zestawieniami, rankingami i podsumowaniami (tak, tak, wiem o tym jak to działa na liczniki statystyk)*. Wierzę w to, że każdy ma prawo do własnych sympatii, „momentów życiowych” i niezrozumienia. Próbuję jednak to ostatnie, swoje prywatne, przeanalizować. Może ktoś mi pomoże?


„Złotouste zero w zenicie” – długo nie mogłam uwierzyć, że naprawdę można dać TAKI tytuł książce. Chyba, że pomysłodawczyni wyjątkowa harda i w zły omen nie wierzy. Nie skusiłabym się na tę książkę, bo ani opisy nie zachęcały, ani nie spodziewałam się wyjątkowych odkryć, które mogą być udziałem  dzieci moich osobistych i tych, z którymi pracuję. Ale nagroda IBBY. Książka Roku. W dodatku autorska Książka Obrazkowa.  Dla mnie – obietnica intrygującej,  intelektualnej i emocjonalnej podróży. Niekoniecznie „w moją stronę”, ale prowokująca do poszukiwań. Zadająca pytania, choćby wyrafinowaną, nieoczywistą,  grą pomiędzy słowem i obrazem.











Z uzasadnienia jury:
Maria Ekier stworzyła dzieło totalne wykazujące artyzm na wszystkich poziomach: konceptualnym, projektowym, literackim, plastycznym i typograficznym.
Ilustracje oryginalnych bohaterów limeryków czasem zupełnie na poważnie, a czasem groteskowo oddają wyrazy ich twarzy, charakter uczuciowości, refleksyjność , urodę, temperament, cechy fizyczne i atrybuty.
(…)
Wypracowany własny projekt kroju czcionki jest świadectwem niezależności autorki i daje efekt doskonałości dzieła.
 Do tego idealny kwadrat wydania odpowiada ideałowi autorskiej książki artystycznej.



Zawsze wierzyłam, że dzieło totalne to takie, które stawia pytania. Niestety nie znalazłam w sobie żadnego po kolejnej lekturze tej książki. Ale fakt, że sprowokowało mnie do poszukiwania: celu i jakiejś wyższej idei dla której powstała ta książka. Może mało uczuciowa, refleksyjna i rozrywkowa jestem?!
Prawdziwym odkryciem było jednak ostatnie zdanie w uzasadnieniu jury. Idę wertować swoją kilkutysięczną bibliotekę w poszukiwaniu idealnego kwadratu. Pełna niezrozumienia, także dla mechanizmów rządzących światem.



*Polecam warte uwagi zestawienie Pani Zorro.

"Złotouste zero w zenicie" napisała i zilustrowała Maria Ekier. Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2014

32 komentarze:

Unknown pisze...

A ja mam wrażenie, że jury zafascynował właśnie tytuł ...:) i nie mogli się z jego czaru wyzwolić... i musieli go urzeczywistnić... magia słów po prostu :)

Kasia L. P. pisze...

Nawet taka wspaniała recenzja w Rymsie Pani nie przekonała?

poza rozkładem pisze...

Nie. Może nie jestem "dorosłym wyrobionym czytelnikiem"?
A może po prostu nie rozumiem (nadal) jak ta książka jest "dziełem totalnym"...zwłaszcza jeśli chodzi o teorię "książki obrazkowej".

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anna pisze...

U mnie by na pewno ta książka się nie spodobała, bo moje dzieci nie wysłuchałyby ani połowy wierszyka. Zbyt dużo tu wyrafinowanych słów, u mnie oznaczałoby to niekończące się dyskusje już po pierwszej linijce. Z tego względu nie czytamy też wierszy lingwistycznych i innych.

Kasia L.P. pisze...

Napisałam o recenzji trochę z przekąsem, bo co najmniej dziwne wydaje się pisanie pochwał samemu sobie (to samo wydawnictwo wydaje przecież Rymsa). Ja tę książkę kupiłam w ciemno z polecenia IBBY właśnie (Książka Roku) i też dlatego, że uwielbiamy dawną twórczość Marii Ekier. Moja starsza córka (teraz już studentka polonistyki) która zapamiętała z dzieciństwa piękne ilustracje p. Marii, była nią zniesmaczona, twierdząc, że to bardzo złe teksty i mało nowatorskie ilustracje. Młodsza odmówiła słuchania po pierwszym wierszu. Obrazków oglądać nie chciała. Ja byłam skonsternowana, bo też nie umiałam sobie wytłumaczyć sensu powstania tej książki. Widzę, że nie ja jedna. Dołączam do klubu matek z brakiem poczucia humoru i zdziwionych decyzją IBBY.

Anonimowy pisze...

Mam cichą nadzieję, że Anna Mrozińska któregoś dnia nie zacznie pisać dla Rymsa. W niej ostoja...

poza rozkładem pisze...

Hmm... trochę mi lepiej, że nie jestem sama w swym niezrozumieniu, choć wolę mniej zjadliwych, ANONIMOWYCH, komentarzy.

"Złotouste zero..." jest zapewne dedykowana starszym czytelnikom (dzieciom?!).
> Anna
Nie chodzi o to, że te młodsze nie doceniają zabaw językowych czy poezji "lingwistycznej" (uwielbiam Przybosia i "Wiersze dla Uty" - świetnie sprawdzają się na warsztatach z dziećmi). Ile, właśnie, na zaporowy popis trudnymi terminami.

Czy nastolatki (nawet wczesne) wezmą tę książkę do ręki? Mocno wątpię...
Wychodzi na to, że to książka dla całkiem już dużych.
Tylko czy czasem nie mocno rozjeżdża się z kryteriami nagrody IBBY?

> Kasia L.P. ja także lubię Marię Ekier za jej wcześniejsze ilustracje, które jednak pełnią "tradycyjną" rolę, służebną wobec tekstu.
Jak już ktoś wcześniej napisał - brak tutaj spójnej koncepcji na wizualną opowieść. Co dodają te obrazy do zabaw i gier słownych?

O tym, że łaska poczucia humoru mnie raczej ominęła pisałam już kilka razy. Ale doceniam żarty, także ten ostatni, z komentarza "Anonimowego" ;)

Najbardziej żal tych wszystkich książek, które warto było wyróżnić. A przede wszystkim - potencjału nagrody. Mozolnie budowała swój prestiż.

Anonimowy pisze...

Anonimowy nie pozostałby anonimowym,
gdyby zjadliwa prawda nie rozpętała wojny (Je ne suis pas Charlie...). O ile się nie mylę, wszystkie trzy jurorki (Małgorzata Cackowska, Krystyna Rybicka i Anita Wincencjusz-Patyna) regularnie publikują na łanach Rymsa, wydawanego przez wyd. Hokus-Pokus. Zastanawiam się, czy taki układ przypadkiem nie miał wpływu na werdykt i czy IBBY nie powinno się nad tym faktem choćby przez chwilę zastanowić ...

poza rozkładem pisze...

Prawda jest prawdą (choć podobno jest jej kilka rodzajów). Bywa za to ujęta w formie zjadliwego komentarza...

Co do "konfliktu interesów" czy też "sieci powiązań": hmm... można się zastanowić, czy da się tego uniknąć.
Warto na pewno przyjrzeć się regulaminowi. Może to wskazówka na przyszłość?

Anonimowy pisze...

Jak tu nie być zjadliwym, gdy książka nie do zjedzenia, a znacznie ambitniejsze projekty zostały zlekceważone, i istnieje duże prawdopodobieństwo, że i w przyszłości nic się tu nie zmieni? Sytuacja groteskowa, niczym z PRLu.

poza rozkładem pisze...

Powiedziałabym, że ta książka jest zjadliwa. Tylko rozsmakować nie ma się w czym...
Zgadzam się, że spory niesmak pozostawia fakt, że przemilczano sporo ciekawych propozycji FAKTYCZNIE dla dzieci.
Bo co zrobić np. z "Metryką nocnika", o której wszyscy piszą, że raczej "dla starszych"?

Anna pisze...

Aniu tak samo myślę, po napisaniu komentarza uznałam, że bardzo niedoskonale ujęłam swoje myśli. Mnie ta książka też wcale nie zachwyca.
Pozdrawiam ciepło!

Pani Zorro pisze...

„Złotouste zero w zenicie" nie jest książką złą, ale - przyznam - dziś czego innego oczekuję po „najlepszej książce obrazkowej", więc wybór i dla mnie był zaskoczeniem. Złożyłam go jednak na karb odmiennych gustów, a to zdarza się nader często; innych oczekiwań, a może nawet niezgodności w definicji (właściwie to jako pierwsze podejrzewam), także nostalgii za znojnym warsztatem artystycznym, dawnym etosem twórczym, książką jako bezpieczną przystanią (niezależnie od wieku).
Przy okazji - powyższa wymiana zdań to doskonała ilustracja problemu: ważne dla debaty publicznej zagadnienia roztrząsa się jedynie anonimowo. To mówiłam ja, Monika Obuchow, dziękuję za uwagę. :)

poza rozkładem pisze...

>>> krytyka dzieła odbierana jest osobiście, gorzkie słowa ranią, a nie skłaniają do konstruktywnego myślenia<<<
że Cię zacytuję...
Problem w tym, że trudno dziś napisać o tym, że ta (przyzwoita i dopracowana) książka niczego nowego nie wnosi, nie widzę tutaj żadnej nowej jakości rodzącej się pomiędzy słowem a obrazem. Czy nagradzać książkę jako "Książkę obrazkową" tylko za to, że wyszła z głowy jednej artystki (szacunek > dla Pani Ekier)?
Bezpieczna przystań? Nostalgia? Tak, ale chyba cały czas poruszamy się w sferze "gustów".

Ta książka nic nowego nie wnosi w dorobek >polskiej ksiażki obrazkowej<. Podziwiać można erudycję i elegancję języka, zabawy słowne, ale TO NIE TA KATEGORIA.

To mówiłam ja. I to tylko moje zdanie. Jak zawsze - poza rozkładem (i układem ;) ale w kontakcie z rzeczywistością (zwłaszcza tą, jak książka "pracuje" z dzieckiem)

Mała czcionka pisze...

Książki nie miałam w ręku, więc nie będę się mądrzyć na jej temat, ale myślę, że warto pomyśleć nad tym, czy kwestia
>jak książka "pracuje" z dzieckiem<, jest jeszcze tematem w aktualnej dyskusji na temat książek. Mam wrażenie, że coraz częściej książka dziecięca pozostawia swojego odbiorcę w tyle, a jeśli nawet nie, to dyskusja dla kogo jest, co wnosi, jakie niesie ewentualne zagrożenia, jeśli trafi w nieodpowiednie ręce staje się ostatnio niemodna, a czasem nawet nie na miejscu. Mam wrażenie, że często w rozmowach o książkach natrafiam na ścianę. Mówimy o dziele, oglądamy je z perspektywy własnej, ale rzadko kto ma odwagę/wiedzę/chęć/wolę, żeby zapytać, czy to książka faktycznie DLA DZIECI. Może ten problem dotyka też jurorów...

poza rozkładem pisze...

Mała czcionko, tylko czy czasem nie wracamy w ten sposób do pytania kto ma (i czy ma) prawo decydować "czy książka faktycznie DLA DZIECI"?

Nie roszczę sobie do tego prawa.

Zadając to pytanie >jak książka "pracuje" z dzieckiem< cały czas myślę o tym, co ja mogę z nią zrobić w pracy z dziećmi (cały czas mam problem z kategorią wiekową). Co wynika z ilustracji (skoro to ksiązka obrazkowa)?
Jaką jakość - ważną dla dziecka - wnosi?
Zajrzyj do niej :)

Kasia L.P. pisze...

Myślę, że w tym właśnie tkwi problem: nikt by się tą książką nie oburzał, gdyby nie została obwołana najlepszą książką obrazkową roku. Na pewno znajdzie swoich amatorów, p. Ekier ma wielu wielbicieli (również się do tego grona zaliczam). Pozdrawiam Katarzyna Pałka

Mała czcionka pisze...

Aniu, ja nie pytam kto ma prawo decydować, ja się martwię, że mało kto w gronie tych czy innych ekspertów chce się jeszcze tym zajmować. Codziennie robią to rodzice, wybierając książki w księgarniach i bibliotekach. Obawiam się, że są ostatnim bastionem. Według mnie książka dziecięca ma specyficzną rolę do spełnienia i wyjątkowego odbiorcę, zatem nie powinno się jej oceniać w świetle tych samych kryteriów co literaturę dla dorosłych. Obawiam się jednak, że moją opinię mogę włożyć do lamusa. Podobno dzieci nic już nie zaskoczy. Podobno wszystko widziały już w tv i w internecie...

poza rozkładem pisze...

JA jednak dostrzegam tutaj niebezpieczeństwo uzurpowania sobie prawa do decydowania o tym, "co jest dla dzieci" (a chyba pamiętamy dyskusję o "kolorowych i zabawnych" pracach w "Pierwszej książce...).

Co do kryteriów. Jeśli jury trzyma się tego, co kiedyś było na (starej) stronie IBBY (nie potrafię tego znaleźć obecnie), to są punkty, gdzie dziecko jest uwzględnione:

>>>
KSIĄŻKA ROKU – kryteria graficzne:
Nagroda „Książka Roku Sekcji Polskiej IBBY” w kategorii „ILUSTRATOR” ma na celu uhonorowanie twórców o szczególnej kreatywności. Wyróżniamy zwłaszcza tych, którzy WSPÓŁTWORZĄ książkę, i – obok niezbędnych umiejętności warsztatowych, wnoszą do niej także pracę koncepcyjną – intelektualną - która pogłębia i wzbogaca literackie zalety książki.
(...)

Ilustrator:
1. Osobowość twórcy;
- indywidualność artysty,
- droga twórcza (rozwój, stagnacja, schyłek?)
- nowatorstwo propozycji

2. Walory narracyjne;
Dobrze, kiedy narracja plastyczna:
- stymuluje wyobraźnię,
- wzmacnia walory literackie książki
- ułatwia jej zrozumienie
- jest współpartnerem w opowiadaniu
(SZCZEGÓLNIE dla mnie ważne)
>>> prowokuje do wielu interpretacji <<<

3. Artystyczny poziom ilustracji
- umiejętności warsztatowe
- dbałość o wszystkie elementy książki - okładkę, wyklejkę, strony tytułowe…
- poziom ilustracji równy w całej książce
- adekwatność użytych środków (do wieku czytelnika i tematu książki)



Typograf i projektant książki:
1/ czy design pomaga czytelnikowi w zrozumieniu treści i wprowadza go w klimat, temat i cele książki/
2/ czy w opracowaniu typograficznym wielkość czcionki, interlinii, krój litery- podporządkowane są wiekowi czytelnika.
3/ czy została zachowana integralność wszystkich elementów książki (okładka, wyklejka, strona tytułowa) - w tym integralność tekstu i ilustracji
4/ na ile nowatorskie są przyjęte rozwiązania

Wydawca:
1/ dobór standardu i formatu książki do tematu i wieku czytelnika,

2/ dobór stylu ilustratora do tematu książki i wieku czytelnika,

3/ integracja obrazu i tekstu
4/ innowacyjność: ważne dla podnoszenia standardów wydawniczych


Niestety, dyskusja trochę rozeszła się na 2 tory (blog i FB); W tym drugim kanale wnioski dotyczące (nowej) kategorii: "Książka obrazkowa" prowadzą do tego, że chyba czas pochylić się nad zdefiniowaniem tego, co można za taką uznać.

Czy mamy cenzurować: tematy? estetykę?!

Mała czcionka pisze...

Nie cenzura. Chodzi mi tylko o to, żeby książka dla dzieci była dla dzieci, a nie dla dorosłych, którzy lubią książki dla dzieci. A kryteria wyglądają rozsądnie. Mam nadzieję, że są brane pod uwagę.

Anonimowy pisze...

Zastanowiłbym się też nad tym,
jakie kryteria powinni spełniać jurorzy. W końcu książka obrazkowa jako byt złożony powinna być oceniana zarówno przez wybitnego grafika/historyka sztuki, literaturoznawcę jak i pedagoga. Jak powinien wyglądać proceder powołania jury? Moim skromnym zdaniem powinnien on zostać upubliczniony, a nie odbywać się za kulisami (t.j. dokładne informacje o rekrutacji nowych jurorów i o wymaganych kompetencjach powinny zostać zamieszczone na stronie internetowej IBBY). Poza tym uważam, że jednym z głównych obowiązków prezesa IBBY jest dopatrzenie niezależności / bezstronniczości jurorów. Pani Kulik (przy wszelkim szacunku) nie wywiązała się z tego obowiązku...

poza rozkładem pisze...

Trochę nie rozumiem (jednak) śmiałości sądów i braku tejże przy ukrywaniu tożsamości. Ale skoro dopuszczam anonimowe głosy...

Z tego co wiem, to obecni jurrorzy kwalifikują się do większości wskazanych kategorii. Brak jest faktycznie "wybitnego grafika", ale pytanie, który//która z nich zdecydowałby się na to. Bo to chyba równoznaczne z rezygnacją ze startowania w konkursie...
Przy okazji - jak widać, dość niewdzięczne - społeczne (?) - zadanie.

A nawiązując do tego co pisała Mała Czcionka > Brakuje może faktycznie instancji, która ma "kontakt" z dziećmi (czy ktoś z jurorów pracuje z nimi, nie licząc własnych :)?


Chętnych do społecznego zaangażowania, dzisiejszy mail do członków IBBY, wzywa do uczestnictwa w zjeździe walnym i kandydowania do "prezydium".

A ta stronniczość do której ciągle wracamy? Zastanawiam się nad tym, czy możliwe jest znalezienie osób, które byłyby wolne od różnorakich powiązań... Wolałabym jednak także - większą przejrzystość.

I kogoś kto chciałby porozmawiać o książce!

Anonimowy pisze...

To wszystko ze skromności, wysoki sądzie.
Czasem w szmirze, która nie może znaleźć końca, potrzeby jest taki Deus ex machina, który wyłania się z mroku internetowej nocy, aby skatalizować tok akcji...

Pani Zorro pisze...

Cha cha cha.

Pani Zorro pisze...

Cha cha cha.

Anonimowy pisze...

Pozwolę sobie i ja na dorzucenie małego "kamyczka". Zapewne w tak hermetycznym środowisku z jakim mamy tu do czynienia faktycznie nie da się zupełnie uniknąć powiązań, ale są powiązania i powiązania.
Nikt nie zwracałby na nie specjalnej uwagi gdyby wybór książki w tej kategorii był powiedzmy mniej kontrowersyjny. Oczywiście można dyskutować że sztuka to w dużej mierze kwestia gustu, trudno przy wyborach posługiwać się, w przeciwieństwie do wielu dziedzin, matematycznie określonymi kryteriami, ale gdy gust jury okazuje się sprzeczny z odczuciami tak dużego grona osób to siłą rzeczy pojawiają się pytania dlaczego tak się stało. I nie mówmy że IBBY w ogóle nie ma kryteriów wyboru, bo one są spisane i były publikowane. Wystarczy nawet pobieżna ich lektura by odkryć że wybór ten stoi w sprzeczności z przynajmniej niektórymi z nich...
Czytelnikom książka może się podobać, bądź nie (i to tylko kwestia gustu),ale z całym szacunkiem dla pracy Autorki, Wydawcy, zespołu redakcyjnego wydaje się że ta książka ta, delikatnie mówiąc, nie jest specjalnie innowacyjna, zarówno w warstwie tekstowej jak i obrazu (!), tak jak to zauważyła autorka bloga - niczego nowego nie wnosi, co jeśli się nie mylę stoi w sprzeczności z jednym z kryteriów przyznawania nagród przez IBBY. Fakt że lista kryteriów nie wiedzieć czemu (albo wiedzieć) została zdjęta ze strony tej organizacji to dodatkowy "smaczek".
To przykład pierwszy z brzegu. Szkoda że właśnie ten brak przejrzystości deprecjonuje nagrody i poniekąd psuje ich smak również laureatom. Pominę już fakt że taka "polityka" może zupełnie zmarginalizować IBBY, ze szkodą dla wszystkich zainteresowanych.

poza rozkładem pisze...

Niestety, nie doczytałam jednego, mocno obraźliwego komentarza.
Usunęłam.

I chyba pozostaje mi włączyć moderacje.

Poczekamy aż nieco opadną emocje - jak widać problemy są nie tylko z przyjmowaniem krytyki...

Anonimowy pisze...

Ja też dorzucę swoje trzy grosze. Celem IBBY jest promowanie i upowszechnianie literatury dla dzieci i młodzieży. Jest jednoczenie środowiska i umożliwienie współpracy, skupianie wokół siebie ludzi, dla ktorych, z różnych względów, ta literatura jest ważna i warta zachodu. Wiem o IBBY w kilku krajach europejskich: nagród nie przyznają, za to opracowują listy książek wartościowych na konkretne tematy, organizują spotkania dyskusyjne. Łączą a nie dzielą - być może sama idea nagrody jest sprzeczna z głównymi założeniami IBBY? Czy przypadkiem po drodze nie zagubiły się najważniejsze sprawy?

Anonimowy pisze...

Korekta do powyższego: UK, Austria, Czechy nie przyznają tego typu nagród, Niemcy, Szwecja, Słowacja- tak. Pozostałe refleksje bez zmian:)

Anonimowy pisze...

Popieram komentarz poprzednika. Może pomoże nam, gdy uświadomimy sobie, że prowadzona tu gra nie jest warta świeczki. Nagroda "Książka Roku" to nagroda niepieniężna, składająca się dokładnie z anemicznej laurki, celofanowego kosza z wyrobami czekoladopodobnymi i omdlałej ze szczęścia różyczki. Nagroda ta nie przekłada się ani na sprzedaż książki ani na sprzedaż licencji, w mediach o niej ani mru mru (co najwyżej jednominutowy bełkot w telewizji śniadaniowej). Nawiązując do jednego z poprzednich komentarzy, dodam "na pocieszenie": Dotychczasowa "polityka" nie może zmarginalizować IBBY, gdyż IBBY już od lat stoi poza marginesem. Biedna jak mysz kościelna, nie jest w stanie wywalczyć sobie należytego miejsca. Fundraising, sponsoring, social media... Nieodrobione lekcje z angielskiego;-)

poza rozkładem pisze...

>>uświadomimy sobie, że prowadzona tu gra nie jest warta świeczki...
Wolę, aby ten cytat nie utkwił w głowach jako podsumowanie.
18 kwietnia walny zjazd IBBY. Wszyscy zainteresowani i pełni uwag, pomysłów, co zrobić, aby było lepiej - mają przestrzeń (już mniej anonimowo) na zmianę.

Zastanawiam się, czy pojawiająca się krytyka jest oznaką słabości, a może wręcz odwrotnie? Znakiem, że ZALEŻY wielu osobom.