7 grudnia 2016

Kot Karima


Kolejny tytuł z listy nominowanych książek w konkursie polskiej sekcji IBBY, w kategorii literackiej (jutro wyniki!). A także z mojego prywatnego zestawienia - przyglądania się jak problem uchodźców pokazywany jest w polskiej książce (i kulturze) dla dzieci.



Damaszek. Karim siedzi przy stole i odrabia lekcje. Okna są zasłonięte. 
Miseczka z mlekiem – pusta. Mama Karima krząta się po kuchni, w garnkach – też pusto. 
Babcia pakuje walizkę, tak na wszelki wypadek. Nagle – syreny! 
Znowu! 
Jak wczoraj, przedwczoraj, przed tygodniem.
- Nalot! Szybko do garażu! – woła mama i chwyta Karima za rękę.
Karim chwyta Bissa. Babcia chwyta walizkę. (…)
W garażu tłoczno. (…) Nagle… Huk, trzask, błysk!
–  Trafili nas!
(…)

Trzeba uciekać – od rakiet, gruzów, od głodu.
 Jak najdalej  – tam, gdzie bezpiecznie. 
Tata daje mamie rulonik banknotów.
 Babci daje złoty łańcuszek. (…)
Na czele grupy staje przewodnik. 
On zaprowadzi ich w bezpieczne miejsce. 
Mama ściska Karima za rękę, babcia ściska walizkę, Karim ściska Bissa. Ruszają w noc


Dla niecierpliwych:

„Kot Karima” opowiada  (z perspektywy niezwykłego, niebieskiego kota) o  losach syryjskiej rodziny uchodźców, poszukującej nowego domu – nowego miejsca do życia. Rytm relacji Bissa  to kolejne sceny i przypadki z poznawania najbliższego otoczenia, przełamywania niechęci zwierząt „domowych” do „Obcego”.  Rytm opowieści wyznaczany jest przez kolejne obrazki, malowane przez kilkuletniego chłopca. Jego malunki i ich pięknie skonstruowane opisy to dramatyczna relacja z ryzykownej tułaczki i poszukiwania nowego domu.








Dla tych, którym się nie śpieszy:

„Kot Karima”, kolejna opowieść wydawnictwa Literatura w serii „Wojny dorosłych –  historie dzieci” zaczyna się nie od przywołanego (powyżej) fragmentu, a od zadziwiającej ciszy… Zanurza się w nią, obwąchuje i bada tytułowy, zwierzęcy bohater. To z jego perspektywy poznajemy losy syryjskiej rodziny uchodźców, poszukującej nowego domu – nowego miejsca do życia.

Pomysł na książkę opiera się na dość powszechnym wprowadzeniu personifikowanych postaci zwierząt i oddanie „głosu” głównemu opowiadaczowi – niebieskiemu kotu. Historia krąży od słownych przepychanek pomiędzy nim o innymi „domowymi” zwierzętami (muchą, myszą, chomikiem, sroką, a momentami – i wiewiórką oraz bocianem) do rwanych, „telegraficznych” relacji o losach uchodźczej rodziny kilkuletniego chłopca – Karima, właściciela kota.

Dziwny to zabieg – bo dramatyczna i poruszająca historia, przedstawiona w krótkich, pojedynczych i prostych zdaniach (świetnie stylistycznie budowana narracja!) zderza się z zabiegiem bajkowym, komicznym, odrealniając postać abisyńskiego, niebieskiego kota. Do tego pełna emocji opowieść o ucieczce od śmierci - ucieczce  z Damaszku, poszukiwaniu nowego miejsca „do życia” jest swego rodzaju „dodatkiem” do przekomarzań  wszystkowiedzącej muchy, sroki-złodziejki, przemądrzałych gryzoni i innych – niechętnych obcym – zwierząt. Zamierzony komizm tych perypetii ma subtelnie pokazywać powszechną niechęć wobec „innych”, „obcych”, która na różne sposoby jest przełamywana. Dodać należy do tego, że dopiero po jakimś czasie mamy pewność, że miejsce akcji zostało osadzone w Polsce…

Z jednej strony mamy więc przyznanie prawa do obaw, pokazanie, że rozmowa i „bycie razem” topi uprzedzenia, subtelne żarty z „naszej” ksenofobii, z drugiej – dostajemy ukryty między wierszami przekaz o właściwie bezproblemowym przyjęciu uchodźców. Co więcej – rodzina Karima po dramatycznych perypetiach w Europie wybiera nie Niemcy, nie Wielką Brytanię, nie Szwecję, a Polskę, jako idealny „nowy dom”…. Brzmi dość fałszywie, prawda? Zwłaszcza, że jako dorosła mam wiedzę o tym, czym Polaków karmi publiczna telewizja, jakie opinie o uchodźcach wymieniane są w prywatnych rozmowach, co czeka ich „na ulicy” czy „w urzędach”, kiedy uda się dotrzeć do Polski i wreszcie – jak wygląda otwarcie się naszego  „Państwa” na migrantów, którzy docierają do „Starego Kontynentu”. Jaki przekaz z tej książki dostaje dziecko? Jak wyglądają realia?!


grafika ze strony www.uchodzcy.info


Wiązałam duże nadzieje z tą książką – bo i znakomity duet: Liliana Bardijewska (tekst) i  Anna Sędziwy (ilustracje). Rozczarowała zwłaszcza strona graficzna (przy całej świadomości, że wydawnictwo Literatura przykłada wagę głównie do słowa). Choć w narracji ogromną rolę pełnią obrazy, którymi „mówi” Karim, a wyklejka sugerowała wagę – znaczącej – wizualnej strony,  to w książce dostajemy właściwie kilka ilustracji – „ozdobników” tekstu. Nic więcej. 



Do tego posądzam jednak „Kota Karima” o brak partnerskiego potraktowania dziecięcego odbiorcy – co tak ważne jest dla mnie w całej serii „Wojny dorosłych – historie dzieci”. Wyczuwam, między wierszami, pewną chęć manipulacji wyobrażeniami jak Polska gotowa jest na „Innych”… Czy to chęć zaklinania rzeczywistości? Czy wstyd przed dziećmi, jak wygląda nasze chrześcijańskie wyobrażenie przykazania miłości, zastrzeżone jedynie dla najbliższego „kręgu”?

Warto zadać sobie pytanie, na ile dobre chęci w przybliżeniu dramatycznych losów uchodźców współgrają z jednak – fałszywym obrazem Polski. Manipulują wiedzą i wyobrażeniami dzieci, a może tylko uspokajają sumienie dorosłych? Mimo wszystko – wyrazy uznania dla wydawnictwa Literatura za kolejną książkę o drażliwym współcześnie temacie. A jeszcze większe za – kolejne tytuły – zwłaszcza za znakomitego "Chłopca z Lampedusy" (o którym jeszcze będzie).



"Kot Karima" Liliana Bardijewska, Anna Sędziwy. Wydawnictwo Literatura, 2016.


PS. pomysł na "streszczenie" i "pełną" notkę (dla tych, którym się nie śpieszy...) podpatrzyłam gdzieś, u kogoś... Ale za nic nie mogę trafić tam z powrotem, by wskazać pomysłodawczynię/pomysłodawcę. Może pomożecie?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czy ten przekaz o naszym kraju jest fałszywy - dobre pytanie, do rozważenia - w każdym razie trzeba o tym w domach jakoś rozmawiać. Książki nie czytałam, ale mnie zaciekawiła ze względu na temat, dziękuję za ciekawą recenzję.

poza rozkładem pisze...

>> gratymeno
Temat tak, "gorący", można by powiedzieć.
Przeszkadza mi jednak to, co jest zmorą zwłaszcza polskiej książki (i kultury) dla dzieci - nie oddaje się głosu dziecku, a personifikowanym "zwierzaczkom"...

Lepsza do rozmów książka "Chłopiec z Lampedusy" czy inna w charakterze - bardziej metaforyczna "Wędrówka Nabu"

Za kilka dni premiera - owocu pracy kilku osób.
>>>http://teatrnn.pl/domslow/aktualnosci/puste-miejsce-przy-stole-premiera-ksiazki/
Myślę, że TO będzie ciekawy punkt wyjścia do rozmów.

Anonimowy pisze...

To, co piszesz, brzmi przekonująco. Już tam zajrzałam. Pozdrawiam