"Cukierek dla dziadka Tadka" to jedna z książek, na które część dorosłych będzie się oburzać usłyszawszy o czym ona jest. "Trudny" temat, w których tak podobno lubuje się współczesna literatura dla dzieci i rzekomo obdziera szczęśliwe dzieciństwo z beztroski - dziecko i choroba Alzheimera. Brzmi dziwnie? Szokująco? Zadacie sobie pytanie: po co?
Nasza codzienność jest bogata w różne zaskakujące sytuacje - może dziecko zapyta "co to alcamer?" usłyszawszy przypadkową informację , a może staniemy wobec konieczności wyjaśnienia czym jest ta choroba albo - po prostu chcemy przeczytać dziecku (i sobie) książkę świetnie napisaną, iskrzącą się humorem i dystansem do rzeczywistości, niezwykle wyczuloną na sytuację kilkulatka i jego sposób postrzegania świata dorosłych.
"Cukierek dla dziadka Tadka" zaczyna się niczym powieść kryminalna:
Wszystko zaczęło się do tego, że dziadzia Tadzia przyprowadziła do domu policja.
Janek był wtedy jeszcze całkiem mały, ale przypatrywał się bardzo uważnie, by nic mu nie umknęło. Nie rozumiał tylko, dlaczego żaden z policjantów nie mierzy do dziadka z pistoletu. I nawet mu kajdanek na ręce nie założyli. Jaś był rozczarowany. W telewizji widział lepszych policjantów.
Opowieść czeskiej autorki - Ivony Březinovej, świetnie przetłumaczona przez Marię Mariańską-Czernik, jest niezwykle lekka, pełna prostoty, ciepła i dowcipu, choć dotyka trudnego (dla rodziny dotkniętej tą chorobą) tematu. Niektórzy uważają, że dziecku należy oszczędzać takiej gorzkiej prawdy, "Cukierek dla dziadka Tadka" nie ma jednak ani grama goryczy, a prawda o ciężkiej chorobie, którą próbuje się wytłumaczyć kilkulatkowi jest wielką lekcją szacunku dla sytuacji dziecka. Bo ono, niezależnie od tego, jak je traktujemy i czy chcemy strzec przed rzeczywistością, widzi co się dzieje, jednak często niewiele samo może zrozumieć.
Kilkuletni Janek, z perspektywy którego opisywana jest dziwna sytuacja, w której znalazła się wielopokoleniowa rodzina, widzi i słyszy wiele rzeczy. Próbuje je sobie objaśnić przez pryzmat swojej wiedzy o świecie. Jest bacznym obserwatorem rodzinnej rzeczywistości i z całą prostolinijnością dziecka relacjonuje nam ich historię.
W czteropokojowym mieszkaniu mieszka wraz ze swym tatą - architektem, mamą - pracującą w domu (także zawodowo jako tłumaczka), dziadkiem Andrzejem i pradziadkiem Tadkiem. Nie jest to pewnie typowa, dość rzadka na dzisiejsze warunki, wielopokoleniowa rodzina. Ale wiele obserwacji Janka (choćby sytuacja mamy pracującej w domu) może być niezwykle uniwersalnych.
Choroba dziadzia Tadzia, jak wszyscy nazywają pradziadka, z którym Janek spędza dużo czasu, początkowo wkrada się do ich domu niepostrzeżenie. Zaczyna się od dobrodusznych podejrzeń o zbyt duże ilości wypitego piwa (pewnie bardziej żartobliwie brzmi to w czeskich realiach) czy o pojawiające się przebłyski sklerozy i westchnienia nad nieuchronną starością.
Janek stale towarzysząc swemu opiekunowi, bezgranicznie ufając jego dorosłej perspektywie i przyjmując ją jako oczywistość, nagle staje się świadkiem dziwnych, trochę zabawnych a w skutkach bardziej przerażających zachowań. Kilkulatek przyglądając się specyficznym przygotowaniom do wyjścia pradziadka czy niezwykłym zakupom, początkowo odbiera to jako zabawę, chętnie podchwytuje pomysły dziadka.
Rozmowy dorosłych, które podsłuchuje i wymuszona na mamie rozmowa, zaczyna mu jednak uświadamiać sytuację pradziadka. I tak naprawdę Janek, jest początkowo jedynym członkiem rodziny, który z bezgraniczną otwartością akceptuje "acamera", którego ma dziadzio Tadzio i bezwiednie wyczuwa sposoby dotarcia do niego.
"Cukierek dla dziadka Tadka" to opis postępującej, strasznej z dorosłej perspektywy, choroby - zapominania nie tylko tego, co się wydarzyło i najbliższych osób, ale i znaczenia słów, i najprostszych czynności życiowych. Janek wiernie towarzyszy pradziadkowi, z całą szczerością dziecka, relacjonując rozwijającego się Alzheimera. Początkowo nieco rozbawiony, z ogromnym zrozumieniem i miłością, czasem - strachem i buntem, opisuje coraz większe zagubienie i zależność kogoś, kto do niedawna był autorytetem i niezależnym człowiekiem. Janek pokazuje także zagubienie swojej rodziny, jej "dojrzewanie" i oswajanie choroby.
Narracja prowadzona z perspektywy kilkulatka, prostolinijnie relacjonująca momentami groźne wydarzenia, ma niezwykłą moc. Pełna jest ciepła i zrozumienia dla chorego mocno uciążliwego dla otoczenia. Zamiast straszyć - uczy pokory, dystansu i wyrozumiałości. Ale i nadziei - bo Janek, wynalazłszy sposób na obsesje dziadka, postanawia znaleźć także lęk na chorobę, która odbiera mu ukochanego pradziadka.
Świetnie prowadzona, subtelnie dowcipna, daleka od straszenia Alzheimerem, opowieść zaraża prostolinijnością dziecka, w czym niemały udział mają ilustracje Justyny Mahboob. Stylizowane na dziecięcy rysunek, momentami zabawne, ale i pełne innych uczuć, z którymi muszą zmierzyć się bohaterowie.
"Cukierek dla dziadka Tadka" mocno kojarzy mi się z "Kosmitą" Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. Obydwie pozycje łączy świetne wyczucie, zrozumienie i szacunek dla sytuacji dziecka. I choć można te książki traktować w kategoriach terapeutycznych, warte są tego, abyśmy po prostu chcieli przeczytać je dziecku.
Opowieść Janka wyjaśnia czym ma być tytułowy cukierek. Tym, którzy potrzebują wsparcia, książka Ivony Březinovej osłodzić może nieco trudy zmagania się z chorobą, innym polecam ją nie tylko ze względu na "trudny temat", ale przede wszystkim, ze względu na sposób pokazania jak dziecko - partnersko potraktowane - potrafi poradzić sobie z cierpieniem i odnaleźć sens oraz tę "jaśniejszą stronę" zmagań z chorobą.
2 komentarze:
Czytałyśmy tę książkę z dziewczynkami i bardzo nam sie podobała. Wyjaśnień i rozmów było sporo, ale o to też chyba chodzi by lektura rozwijała, inspirowała do szukania i do myślenia.
Ta książka nie jest w żaden sposób przerażająca, a zwraca uwagę dzieci nie tylko na problem choroby, ale i na możliwą inność drugiego człowieka, uczy zrozumienia.
Polecamy i pozdrawiamy
Dlatego dziwię się opiniom (czytających książki), że ta książka jest "nie dla dzieci", bo może budzić lęki i obawy.
To świetny punkt wyjścia do rozmów - nie tylko o chorobie :)
Dzieci boją się, ale zazwyczaj tego, co przemilczane i "zamiecione pod dywan"...
Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz