14 lutego 2012

Momo


Czy jutro jest ważniejsze niż dziś?
Pełne pretensji pytanie 6-latka do matki gotującej obiad...


"Momo albo osobliwa historia o złodziejach czasu i dziewczynce, która odzyskała dla ludzi skradziony im czas" Michaela Ende wydana dwa lata temu przez Znak, w nowym tłumaczeniu Ryszarda Wojnakowskiego. "Momo czyli osobliwa historia o złodziejach czasu i o dziecku, które zwróciło ludziom skradziony im czas"   przywrócona pamięci w kolekcji "Cała Polska czyta dzieciom" wydanej przez "Politykę", w tłumaczeniu Teresy Jętkiewicz. "Momo" w łódzkim teatrze Pinokio: reżyseria Daria Kopiec, choreografia Jacek Owczarek (Pracowania Fizyczna), muzyka SzaZa...

Świetny tekst, różne realizacje...



"Momo" wydane przez Znak to część szlachetnie przygotowanej serii poświęconej Michaelowi Ende. Z ilustracjami autora, w tłumaczeniu Ryszarda Wojnakowskiego (zasłużonego dla przekładu literatury niemieckiej, wyróżnionego m.in. Nagrodą im. Karla Dedeciusa).
"Momo" wydane przez "Politykę" wygląda bardziej zgrzebnie, pozbawione ilustracji. Obawiałam się też o skróty w tekście (bywało, że seria "Cała Polska czyta dzieciom" zawierała fragmenty).

Największe różnice widać jednak w tłumaczeniu - już na etapie podtytułu, który w znaczący sposób się różni. Czy Momo bardziej odzyskała dla ludzi czy też zwróciła ludziom stracony czas?
"Momo" to zadziwiająca swą siłą baśń o czasie. Zadziwiająca także nowoczesnością i aktualnością. Główna bohaterka przypomina nieco - dziką stroną swej natury i fantazją - Pipi, jest to jednak Pipi okaleczona przez "współczesność". Momo jest uciekinierką z sierocińca, obdarzoną wyjątkową zdolnością słuchania ludzi i wyznaczoną do roli ratowania ludzkości przed zarazą, za którą odpowiedzialni się Szarzy Panowie.
Agenci Kasy Oszczędności Czasu wiedzą najlepiej, ile warta jest każda sekunda życia i mają swoje plany co do czasu ludzi. Robią wszystko, aby ich Propagandowe hasła:

OSZCZĘDZONY CZAS JEST DWA RAZY WIĘCEJ WART!
OSZCZĘDZAJĄCYM CZAS WIEDZIE SIĘ LEPIEJ
DO OSZCZĘDZAJĄCYCH CZAS NALEŻY PRZYSZŁOŚĆ
ZRÓB COŚ WIĘCEJ ZE SWEGO ŻYCIA - OSZCZĘDZAJ CZAS!
tłum.Teresy Jętkiewicz

ZAOSZCZĘDZONY CZAS MA PODWÓJNĄ WARTOŚĆ!
OSZCZĘDZACZOM CZASU WIEDZIE SIĘ LEPIEJ
DO OSZCZĘDZACZY CZASU NALEŻY PRZYSZŁOŚĆ!
MIEJ COŚ WIĘCEJ ZE SWEGO ŻYCIA  - OSZCZĘDZAJ CZAS!
tłum.Ryszarda Wojnakowskiego

stały się prawdą i sensem życia mieszkańców wielkiego miasta. I tak się dzieje. Wszelkie zbędne czynności jak zabawa z dziećmi, opieka nad innymi, rozmaite przyjemności zostały wyeliminowane. Nikt nie ma czasu...
Posiłki są spożywane na stojąco, w fast foodzie, który do niedawna był małą, rodzinną restauracją. Dzieci zostały przegnane z ulic i podwórek do pożytecznych zajęć. Mają piękne zabawki, które bawią się za nie. A dorośli mają bliżej nie określoną przyszłość, w której wykorzystają zaoszczędzany czas. Przynajmniej tak twierdzą Szarzy Panowie.
Nie będę streszczać całej baśni, to tropów  do odszyfrowania jest tutaj wiele. Momo, to "dziwne dziecko", pochodzące gdzieś z marginesu świata dotyka istoty czasu. Bo baśń Ende stara się zgłębić i tę tajemnicę. Pojawia się mistrz Hora, małomówna i żyjąca poza czasem żółwica Kasjopeja, pojawiają się metaforyczne i wieloznaczne zagadki i wielkie zadanie dla Momo.

Tropiąc różnice w tłumaczeniu Teresy Jętkiewicz i Ryszarda Wojnakowskiego ma się wrażenie, że pierwszy przekład - bardziej dosłowny, czasem nieporadny, lekko przykurzony gubi gdzieś grę, która o wiele częściej rozgrywa się w przekładzie Wojnakowskiego. Choć i on zaskoczył mnie, wprowadzając do tekstu regionalizm ("szlangla" - czy ktoś wie, co to jest?), czy specyficzne neologizmy (np. przywoływani "Oszczędzacze").

Mniej bądź bardziej subtelnych różnic jest sporo.  "Momo" jest takim tekstem, który może stać się punktem wyjścia do snucia różnych opowieści - o czasie, o wolności, o związkach międzyludzkich, o współczesności i o tym, czy "jutro jest ważniejsze niż dziś"...

Może wyjść z tego multimedialny performance


całkiem tradycyjny film fabularny czy animacja, a nawet widowisko plenerowe:



Dlatego z niecierpliwością czekałam na realizację "Momo" w Pinokiu. Współudział tancerzy z Pracowni Fizycznej (choreografia Jacka Owczarka), duże lalki animowane przez trzy osoby: aktora i tancerzy, muzyka "alternatywnego duetu" SzaZa wszystko to wyglądało bardzo zachęcająco. Niestety, wyszedł z tego mało czytelny kalejdoskop atrakcyjnych wizualnie scen, które nie wiadomo do czego zmierzają. Reżyserka wprowadzała postać mamy Momo (co wydaje mi się zaprzeczać idei postaci Endego), która miała motywować dziewczynkę do działania. Fakt, że było to potrzebne, bo zamiast mistrza - przewodnika (Hory) mamy dziadka (z zaświatów?!), który średnio wierzy w moc dziecka...
Z Bepa Zamiatacza Ulic i Gigiego powstała jedna postać (przy której reżyserka zdecydowanie przeszarżowała w scenie "przesłuchania" inspirowanej filmami grozy klasy "B"). W sumie największą furorę zrobiła postać lalki, którą Szarzy próbowali przekupić Momo. Obawiam się jednak, że zawiłości relacji Agenta i Lalki, obrazującej pewien typ współczesnej kobiety są mocno nieczytelne dla dzieci, nawet 9-letnich.
Jak na ironię, choć spektakl nie miał wiele wspólnego ze swym książkowym pierwowzorem, jako podsumowanie cisną mi się tytuły rozdziałów opowieści Michaela Ende: Kiedy się patrzy przed siebie, nie patrząc wstecz... Rachunek jest błędny, ale wynik się zgadza...  Za dużo jedzenia i za mało odpowiedzi...
Czyż "Momo" nie jest uniwersalne?





11 lutego świetnie zapowiadająca się premiera "Momo"
Do tego baśń Endego

4 komentarze:

Pikinini pisze...

Książkę czytałyśmy, a w marcu wybieramy się na przedstawienie do Teatru Syrena w Warszawie. Bilety już kupione. Z Poznania do Warszawy mamy trochę daleko, ale mamy nadzieję na dobrze spędzony czas:)
Nie wiedziałam, że Momo doczekała się tylu spektakli! Pozdrawiamy.
http://blog.pikinini.pl/

Grażka pisze...

Nasza Momo czeka na półce na właściwy czas:)

mimi pisze...

"momo" przeczytałam, wprawdzie w tym "gorszym"(Teresy Jętkiewicz ) tłumaczeniu, ale i tak mnie zachwyciła:) żałuję, że w moim dzieciństwie nie było tak wartościowych książek ( a może po prostu mi nie było dane ich poznać)
teraz "nadrabiam"

pozdrawiam

poza rozkładem pisze...

"mimi" > nie wiem czy starsze tłumaczenie jest tym "gorszym", po prostu dzieli je czas przekładu i widać, że w trakcie przekładu nieco inaczej rozłożyły się akcenty "ważności";

"Grażka" - u nas też czeka; złamałam zasadę "najpierw książka", potem spektakl, 6-latek odłożył "Momo" - musi poczekać.

Pikinini> jeśli masz czas, warto "pogrzebać" w sieci, sporo tego było :) Od zupełnie tradycyjnych pomysłów po zwariowane; mnie urzeka ta plenerowa wersja "Momo" po hebrajsku :)
A jeśli będzie Wam kiedyś po drodze - polecam w Łodzi w Pinokiu "Czarnoksiężnika Oza" :)