17 lipca 2013

Cztery strony czasu

Książka - zagadka. Książka - łamigłówka, w której poszukiwanie tropów i ścieżek możliwych znaczeń odbywa się w pionie i poziomie, czasie i przestrzeni. Praca udowadniająca jak czas uczy oszczędności - słowa i obrazu. Książka, która jest piękniejsza niż to za czym tęskniliśmy. Książka, która gdyby powstała dziś wyglądałaby inaczej...  "Cztery strony czasu". Iwona Chmielewska.




Jadąc wczoraj do Torunia na polską premierę książki, która przed trzema laty ukazała się po raz pierwszy w Korei Południowej, miałam poczucie, że dostrzegłam i wyłapałam w "Czterech stronach czasu" wiele tropów i nici łączących wątki, aktorów i scenografię historii rozgrywających się na przestrzeni pięciuset lat. Byłam w błędzie. Powinnam się jednak uczyć pokory od Iwony Chmielewskiej...




Krótkie (i tłumne) spotkanie w toruńskim Dworze Artusa, tuż obok serca miasta - ratusza z zegarem na wieży, pokazało (chyba nie tylko mnie), że to książka na wiele od-czytań. Przyznam się, że nie przepadałam za tą książką, mając jej koreańskie wydanie. Śliski, kredowy papier, który dodawał sztuczności kolażowym ilustracjom, okładka, która "nie mówiła do mnie", trudy śledzenia tłumaczenia z koreańskim układem tekstu... A może "nie-ten-życiowy-moment"?

Polska edycja "Czterech stron czasu" jest dużo szlachetniejsza: nowa okładka, wyklejka, piękny papier, doskonale współgrający z charakterem prac Iwony Chmielewskiej, typografia, zmieniony układ niektórych stron (relacja tekstu i obrazu). To także daje do myślenia ile autor (i autorka :) może zawdzięczać Dorocie Nowackiej, która staje się jedną z najważniejszych twórczyń opracowań graficznych (o jakże charakterystycznym stylu).




Na wczorajszym spotkaniu okazało się, (czego nie wiedziałam wcześniej), że "Cztery strony czasu" powstały na zamówienia koreańskiego wydawcy. Prośba o książkę o europejskim, średniowiecznym mieście  przerodziła się w opowieść o upływie czasu, miejscu, które trwa, aktorach, przewijających się przez scenę, ich zmieniających się kostiumach, rekwizytach i tych samych problemach, radościach, smutkach. Od pięciuset lat. Choć pewnie każdy zobaczy w tej książce inną historię. A może za każdym razem będzie odkrywał inne?



"Cztery strony czasu" podzielone są z matematyczną precyzją: kolejne części reprezentują kolejne stulecia, od roku 1500 do Sylwestrowej nocy 2000, domykającej dwudzieste stulecie.
Tych sześć części pokazuje kolejne pory dnia, od świtu po północ i kolejne pory roku. Wszystkie rozgrywają się w tych samych miejscach, czterech pomieszczeniach kamienic na toruńskim rynku (w lewym dolnym rogu zawsze mamy schemat pustego pokoju, który towarzyszy zmieniającym się wystrojom). Kuchnia, pracownia, dziecinny pokój, salon - z ich okien zawsze widać wieżę z wiecznotrwałym zegarem odmierzającym upływający czas...




Podróżując przez kolejne stulecia, przyglądamy się nie tylko mieszkańcom tych kamienic, zmieniającym się sceneriom, śledzimy meandry historii Torunia, jego wzloty i upadki. Każda karta pokazuje na swój sposób różne oblicza europejskiej kultury. Sprawdzić możemy swoją erudycję podążając za nawiązaniami do znanych z historii sztuki dzieł mistrzów, ale i  znajomość kuchni, i zwyczajów. I nasze poczucie humoru, i umiejętność czytania pomiędzy wersami, a może raczej pomiędzy obrazami i kolejnymi linijkami tekstu.

kuchnia, rok 1500

 kuchnia, rok 1600

 kuchnia, rok 1700

kuchnia, rok 1800

kuchnia, rok 1900

kuchnia, rok 2000


Każdy, kto spotkał się z książkami Iwony Chmielewskiej, wie, że trudno tu szukać oczywistości. Wszystko przyobleka subtelna mgiełka dowcipu, znaków zostawianych potajemnie, które odkrywa się dopiero w kolejnych spotkaniach z jej książkami. Nie będę odbierać tej przyjemności prowadzenie własnych, prywatnych śledztw w tropieniu sensów. Warto jednak sprawdzać co wykiełkuje z donicy pojawiającej się w każdym stuleciu czy jak przez stulecia wędruje zaczyn na chleb,  co robi czas ze sprzętami wypełniającymi pomieszczenia i jaki los spotkał papugę - uciekinierkę czy zgubiony kluczy do cukiernicy. A ryba?!


Narracja toczy się tutaj konsekwentnie, pomiędzy  tekstem i obrazem. I choć to książka Iwony Chmielewskiej najobszerniejsza w warstwie literackiej nie można zapomnieć o równie istotnym obrazie. To on odsyła także do konwencji, w ramach której rozgrywa się tutaj opowieść o pięciuset latach.




Co rusz pojawiają się wycinanki, z których złożyć można całą postać - aktora wkraczającego na scenę. Teatr życia, o którym pisze Iwona Chmielewska zaludniają te same postaci, o powtarzających się twarzach. Może zabrzmi to jak tani banał, że człowiek jest ten sam niezależnie od epoki, że zmieniają się tylko nasze rekwizyty, scenografia w jakiej występujemy. Ale za nim pojawiają się istotne pytania: Co więc zostanie? Z nas i po nas? Zabawką w czyich rękach jesteśmy?

Papierowy teatrzyk, który mama na ostatnich kartach książki znosi ze strychu, domyka koło,
które zatoczyła historia w "Czterech stron czasu". Przyglądając się mu (jak i całej książce) można przywoływać wszystkie mądrze brzmiące  terminy  meta - i inter-. Tylko czy oddadzą przyjemność, jaką ma się z odkrywanie kolejnych warstw znaczeń? Przyjemność śledzenia wszystkich ukrytych znaków, choćby tych w pracowni autorki książek obrazkowych...






Na biurku w pracowni autorki książek obrazkowych leży "Niebieska laseczka, niebieska skrzyneczka"


 "Cztery strony czasu" to książka mieszcząca się w kategorii non-fiction. Tam, gdzie historia, by ją opowiedzieć wymaga odrobiny fantazji i wyobrażenia sobie życia tych, którzy mogli ją współtworzyć.
To kategoria, która (według tych, którzy wiedzą o wiele więcej niż ja o picturebook), wyznacza kierunek współczesnej książce (nie tylko) dla dzieci. Nowo-stara książka Iwony Chmielewskiej daje możliwość przyjrzenia się, jak z upływem czasu, doświadczenia, wiedzy i samokształcenia (autorefleksji?) zmienia się jej myślenie o możliwościach książki obrazowej. Kilka kolejnych książek, które powstały po "Czterech stronach czasu" pokazują, jak scenę opuszcza nadmiar rekwizytów. "Pamiętnik Blumki" bliski podobnej formule, jest już o wiele bardziej oszczędny. "Kłopot" i inne książki z serii o kształtach "Oczy" to moment, kiedy pojawia się najbardziej wymagająca i kunsztowna forma - monolog na tle pustej sceny. Aktorem staje się kształt.

Ale teraz możemy sięgnąć kilka lat wstecz. Do "Czterech stron czasu". I przyjrzeć się, co działo wtedy, kiedy autorka jeszcze nie wiedziała... Ani o Bologna RagazziAward 2011 ani o kolejnej, z tego roku. Czas mija bezpowrotnie - pisze Iwona Chmielewska. A co pokazuje jej książka?



PS. "Czterech stron czasu" z dziećmi jeszcze nie czytałam. Ale właśnie się za to zabieramy. Ciekawa jestem co z tego wyniknie...


 Dziękuję wydawnictwo za udostępnienie książki.

"Cztery strony czasu" Iwona Chmielewska. Wydawnictwo Media Rodzina, 2013.

5 komentarzy:

Katarzyna pisze...

już swój zachwyt wyraziłam przy okazji wcześniejszego postu; bardzo proszę o wiadomość, kiedy będzie spotkanie z Panią Chmielewską w Łodzi;
pozdrawiam wakacyjnie

Maryś pisze...

Wzruszenie...
Jedyne czego żałuję to, że nie wiedziałam o takim spotkaniu w absolutnie przepięknym miejscu, ale relację obejrzałam ze łzami wzruszenia... Ach!

poza rozkładem pisze...

Katarzyno: będzie to koniec września; szczegóły podam wkrótce, ale na 99% będzie to ostatnia niedziela.

poza rozkładem pisze...

Maryś zapraszam do Łodzi :) Koniec września: spotkanie dla małych i dużych (będą dwa i może niespodzianka :)

poza rozkładem pisze...

Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli - relacja z premiery książki:
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=lX4nN6ToyoU