30 lipca 2013

Zwierzątka


Zwierzątka są sweet - wygooglanie hasła "zwierzątka" przynieść może taką inspirującą frazę... I wcale nie miałam zamiaru powracać do świata wirtualnego tą książką. Był pomysł, aby moje milczenie i różne rzeczy dokoła (w tym książki czekające na pokazanie, które tracą cierpliwość i tworzą coraz bardziej pochyłe stosiki na biurku-słonicy) poukładały się w jakąś poetycką metaforę.
Ale po raz kolejny wzięłam do ręki "Zwierzątka" i znowu mnie zafrapowały. Lektura wpisów ich dotyczących jeszcze bardziej.






Czegoż nie można o nich wyczytać! Oczywiście podstawowym ich atutem jest operowanie kontrastem i wiązanie tego z pierwszymi miesiącami życia dziecka (okresem noworodkowym,) kiedy zestawiona ze sobą czerń i biel ma nie tylko budzić zainteresowanie maluchów, ale i stymulować do kwadratu,  i być podstawą dobrego startu życiowego. Trochę o fali takich książek (coraz bardziej popularnych wśród niektórych wydawców bo są "takie proste" i "bezkosztowe"?) było wcześniej tutaj: Oczami maluszka.

Kolejne efekty lektury to podobno wielka zachęta do obserwacji zwierząt. Co trochę dziwi, bo ciężko, przynajmniej w naszej szerokości geograficznej wytropić po śladach słonia czy norożca. Może ławiej o owcę czy niedźwiedzia, ale może lepiej z tym ostatnim unikać kontaktu. Chyba, że to zwierzę kojarzy się jedynie ze wersją pop i Kubusiamia Puchatkami wędrującymi po festynach czy, jak przypuszczam, nadmorskich deptakach.

Kontynuując uszczypliwości mogłabym wytknąć kwalifikowanie "Zwierzątek" do "literatury" podczas gdy nie pada tam ani jedno słowo. Daruję sobie rozważanie fortunności sformułowań  "Nie jest to typowa literatura dziecięca, nasycona kolorami, pełna wspaniałych i mądrych treści"...


Bo "Zwierzątka" fajne są. I to nie w sensie "fajności" powszechnie obowiązującej dla mniejszych dzieci. (różowy słoń z profilu czy małpa "en face", koniecznie na drzewie i z bananem). "Zwierzątka" nie są sweet. Myślę, że mogą być nawet trochę groźne. Nie wiem czy w takim kierunku zmierzał autor, ale w końcu na okładce życzy on nam twórczego oglądania.

"Zwierzątka" to książka  trochę niedopracowana i niedopieszczona, ale wprowadzająca ciekawe rzeczy. Mamy w niej kilka zwierząt i odcisków, śladów jakie zostawiają. Śledzić możemy rozmaite tropy, zabawę perspektywą i techniką (przekonajcie się czym różni się gipsoryt od linorytu) i pewną nieoczywistość widzenia.
To konsekwencja wyboru czarno-białej tonacji i metody powstania ilustracji. Może wprowadza ona aurę dzikości? I surowości?  Zachęca do podjęcia wyzwania i przyjrzenia się światu w podobny sposób. Mój faworyt to żubr (bizon?). Nie sądzę jednak, aby była to książka dla noworodków. Choć i one zapewne każego dnia twórczo podchodzą do otaczającego świata...



Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie książki


"Zwierzątka" Konrad Świtała. Wydawnictwo Bona, 2013.

2 komentarze:

Książkozaur pisze...

Też mam w domu tę książkę i naszły mnie podobne wątpliwości: czemu umieszcza się ją w tym nurcie książeczek dla noworodków? Akurat mam na stanie 2,5-miesięczne dziecko i zaledwie kilka obrazków, m. in. ten goryl (bo ma wyraźne kontury) interesuje małą, reszta to zbyt gęste i nieostre wzory, żeby mogły zainteresować takie maluchy. Mój dwulatek nie widzi ryby na pierwszej stronie :)
Swoją drogą nie przekonują mnie za bardzo te książeczki dla noworodków - sama wzięłam kartkę i narysowałam identyczne obrazki jak te z "Oczami maluszka". W końcu jak długo się te książeczki przydadzą? Jedna ok, ale ich jest coraz więcej i więcej...

poza rozkładem pisze...

Właśnie, jest ich więcej, i więcej... I wszystko to pod hasłami wykorzystywania szans, rozwijania i edukowania (akurat nie nie myślę tutaj o "Zwierzątkach", ale całym świeżo odkrytym w Polsce nurcie "dla noworodków).