Niedawno córka przyszła męczyć mnie pytaniami "Dlaczego
istnieje człowiek"? A ja tu takie pilne sprawy mam: ZUSy, przelewy, piny,
kody, maile, wnioski, budżety...
Przywróciła mnie dla świata.
Okazało się też, że porwała i
zakamuflowała jedną z książek, które leżały "na moim stosiku". Tym
razem była pozycja z serii "Dzieci filozofują". A więc filozofia. Filozofowie. Ludzie, którzy potrafią
sproblematyzować rzeczy najbardziej oczywiste…
"Gorącym" tematem na poznańskich spotkaniach targowych
była wizyta w Polsce autora tych książek, Oscara Brenifiera i jego metoda dyskusji.
Ciekawa jestem reakcji uczestników warsztatów (czy ich rodziców), ale jak na
razie nie trafiłam na żadne relacje.
Sama próbowałam , podczas ostatnich
"Czytanek przed ekranem" (relacja >>> tutaj) w gościnnym Muzeum Kinematografii,
poprowadzić rozmowę z dziećmi według jednego z rozdziałów najnowszej części „Ja
co to takiego”. Zastanawiam się nad tym, jak „pracuje” ta seria w relacji
dorosły (rodzic, nauczyciel) – dziecko.
Nie jestem tak bezkompromisowa jak jej
autor, dopuszczam odcienie szarości, wszelkie "nie wiem" i stwierdzenia
o tym, że „to trudne pytanie”, dając czas na „głośne myślenie” i rozważanie
możliwości. Choć staram się iść za
dzieckiem, chyba trochę naprowadzam, a czasem (zwłaszcza wobec reżimu formy
zajęć) kieruję rozmowę na właściwie tory. Jak więc wykorzystywać te książki i
patrzeć na nie wobec życzeń, aby stały się one „podręcznikami” (etyki,
filozofii)?
„Ja, co to takiego?” zawiera w sobie sześć
rozdziałów „tematycznych”, które wiążą się z różnymi wymiarami samookreślania i
budowania tożsamości: ja wobec zwierząt, „wiek”, zagadnienie „innego” i różnic,
„rodzice” (lejtmotyw wszystkich części), „wygląd” i „wolność”.
Każda z zakładek – rozdziałów zbudowana jest podobnie, opiera się
na odpowiedzi na przewodnie pytanie (twierdząco lub przecząco, z minimalnym
uzasadnieniem). Każda odpowiedź pociąga za sobą kolejne pytania, właściwie obalające
podaną odpowiedź. Towarzyszą temu żarty rysunkowe, wprowadzające formy
kojarzące się moim dzieciom z komiksem. Przyciągające i nieco rozbrajające brutalność
rozdzielania „włosa na czworo”.
To, co na zwróciłam uwagę podczas pracy z
tą książką to co raz większa ilość pytań zamkniętych. A utrudnią one pracę tym
dorosłym, którzy niewprawieni „w podążaniu” za rozmówcą, trafią na równie
zamknięte dziecko. Bo co to za frajda słyszeć "tak" albo
"nie". Czy wtedy jest czas na
kolejne pytania? Czy dorosły może wtedy przejść do następnego punktu?
Zasiać li tylko niepokój? A co jeśli dziecko nie ma żadnych wątpliwości? Co wtedy???
Nie jest to negacja, a raczej dostrzeżona
potrzeba przygotowania się do rozmów. Mamy zarys, wypchać treścią trzeba go samemu...
A przy okazji przemyśleć na własny użytek, także najbardziej oczywiste pytania
jak "dlaczego istnieje człowiek?"...
A może jest wręcz odwrotnie – to książki
dla tych dzieci, które wolą samodzielnie zadawać pytania, przyglądać się
odpowiedzią z różnych stron, by potem – ewentualnie - skonfrontować swoje
przemyślenia z dorosłym? Zaskoczyć i zapędzić w kozi róg?
Wokół filozofii toczy się ostatnio sporo dyskusji, niektórzy
nazywają ją „fitnessem umysłowym”, innych oburza wymóg natychmiastowej „użyteczności”
i posługiwanie się argumentem, że „elastyczność w myśleniu” jest atutem
absolwentów tego kierunku. O zaletach rozmów, pytań i sztuce poszukiwania
własnej odpowiedzi pisałam już wcześniej, przy okazji pierwszego tomu z tej
serii – „Uczucia, co to takiego”.
Cała seria "Dzieci filozofują" jest niewątpliwie bardzo
ważnym cyklem zarysu rozmów. Niektóre z tematów i pytań powtarzają się (powracają?) w
kolejnych książkach (np. problem „wolności” jest obecny w „Ja, co to takiego?”
i w „Dobro i zło, co to takiego?”), ale tak jak w życiu - co rusz obijamy się o
pewne imponderabilia i próbujemy się z nimi zmierzyć.
Charakterystyczna jest bezkompromisowość tych pytań,
nie ma tutaj miejsca na subtelności i oszczędzania rozmówcy - podtykane są mu
po nos co rusz pytania, które mogą obalić (zwłaszcza w przypadku bardziej
elastycznych kręgosłupów) budowaną do tej chwili misterną konstrukcję myślową.
Cała seria „Dzieci filozofują” opiera się na prostych pytaniach.
Tyle że takich, na które nie ma jasnych odpowiedzi. A wymaga jasnego
odpowiedzenia się: tak albo nie.
Można pomyśleć, że te pytania są
bezlitosne: trzeba myśleć i spoglądać na sprawy z różnych punktów widzenia,
obchodzić je dookoła. I co z nimi zrobić? Kierunki wyznacza (karty rozdaje?)
Brenifier, wydaje się, że naszym zadaniem jest rozważanie tego, co kryje się za
nimi. I przetestowanie zaraz obok czających się możliwości.
I nie chodzi raczej o samookreślenie się -
jak robi to sztuczny (szkolny) podział na religię i etykę. Nie ma tutaj wsparcia dla
żadnego określonego światopoglądu, a raczej prowokacja, by swój wybrany punkt
widzenia poprzedzić gruntownym przemyśleniem.
„Ja, co to takiego?” – tak postawione
pytanie nie może liczyć na natychmiastowy efekt i zastosowanie, choć niespełna trzylatka odpowiadając na tak
postawione pytanie, mówi „JA”, robiąc szeroki gest ręką wokół siebie. Nie
widziałabym w tym fitnessu umysłowego. Raczej okazję do budowania świadomość z
jaką wchodzi się w jogiczne asany - świadomość siebie, swojego oddechu i ruchów,
które wykonuję. "Dzieci filozofują" – raczej nie fitness, a joga.
"Życie, co to takiego?" tekst: Oscar Brenifier, ilustracje: Jérôme Ruillier, tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurugeon. Wydawnictwo Zakamarki, 2013.
"Dobro i zło, co to takiego?" tekst: Oscar Brenifier, ilustracje: Clément Devaux, tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurugeon. Wydawnictwo Zakamarki, 2013.
"Ja, co to takiego?" tekst: Oscar Brenifier, ilustracje: Aurélien Débat, tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurugeon. Wydawnictwo Zakamarki, 2014.
7 komentarzy:
Mnie się wydaje, że tu jest jedynie zabawa z jasną odpowiedzią. Nam się wydaje, że takowych się od nas oczekuje, bo w podobnym systemie wyrośliśmy - wiedzy jednoznacznej.
Zastanawiam się od pewnego czasu, co mnie odstręcza w tych książkach. Niewątpliwie rozjaśniłaś mi trochę obraz. Dziękuję. :)
Chyba najbardziej to, na co zwróciłaś uwagę, że to autor rozdaje tu karty, a mnie nie do końca odpowiada kierunek, w którym jego dyskurs podąża. Drażnią mnie też zamknięte pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź (znowu wyraz tego, że Brenifier trzyma wszystko w garści). Mam wrażenie, że zastosował tu mechanizm dialektyki heglowskiej (teza i antyteza są sobie równe). Pachnie mi to relatywizmem, którego nie chcę sprzedawać swoim dzieciom.
Czyli...? My, dorośli spodziewamy się jednoznacznej odpowiedzi? A Brenifier wodzi nas za nos?
Ale to on chyba właśnie domaga się czarno-białej wizji: tak-nie. I nie ma wybacz ;)
Jeśli "nie" - to pokazuje drugą stronę medalu. Powiesz "tak" - natychmiast zbija z tropu.
Ja je lubię :) I "domowe" dzieci także.
Ale widzę kłopot z nimi w kontekście jakoś szerzej zakrojonej pracy z grupą. Ciekawa jestem podręcznika Brenifiera dla nauczycieli (JAK uczyć...).
Czy pachnie relatywizmem? Myślę, że może pomóc okrzepnąć w swoich poglądach (i bronieniu własnego zdania, dochodzenia do niego) - silnym. Dla słabszych może to być terapia szokowa (nie twierdzę, że nie skuteczna).
Zdecydowanie wodzi nas za nos. Ale nie domaga się odpowiedzi tak-nie, raczej prowokuje. Zadaje pytanie zamknięte, które wymyka się logice tak-nie, a potem pokazuje, że nie ma tak-nie, że może być tak albo nie, zależnie z której strony się spojrzy.
Podejrzewam, że w grupie może być trudno. Chyba że wywiąże się dyskusja, ale to raczej w grupie wiekowej 10+. Z młodszymi pewnie tylko rozmowa okołoksiążkowa.
Z młodszymi wychodzi rozmowa 1:1.
A może po prostu nie były wdrażane w inne sytuacje?
U Zorro także o tej książce - jednak - TAK-NIE :)
Prześlij komentarz