22 sierpnia 2012

Bezsenność Jutki



Czekałam na tę książkę. Nie tylko ze względu na jej powiązanie z historią Łodzi. I mnie, i dzieciom na długo zapadły książki wydawnictwa Literatura z serii "wojennej": "Czy wojna jest dla dziewczyn" i świetne "Zaklęcie na w". Przed Jutką stanęły duże wymagania...


"Bezsenności Jutki" dotyka tematu związanego z historią Litzmannstadt Ghetto, drugiego co do wielkości getta w okupowanej Polsce. W tym roku mija 70-ta rocznica tzw. Wielkiej Szpery. Za kilka dni zaczną się oficjalne uroczystości, które przypomnieć mają o tym co się stało we wrześniu 1942 r. Temat ten jest ściśle związany z dziećmi, bo wtedy wywieziono z łódzkiego getta niemal wszystkich najmłodszych jego mieszkańców, poniżej 10 roku życia. Jako "nieprzydatnych" do pracy.

Czy należy mówić o tym dzieciom? Wierzę w to, co myślał Korczak o najmłodszych i widzę po swoich dzieciach, że mówienie prawdy jest słuszną drogą. Okazuje się, że "Bezsenność Jutki" jest dobrym punktem wyjścia do zagłębienia się w historię. I nie tylko w nią. Rozmawiamy o dzieciach żydowskich, romskich, Polakach pod drugiej stronie muru i wewnątrz nich, o realiach życia w getcie. O tym, dlaczego ktoś zdecydował, że jeden naród jest "lepszy", a inny - "gorszy". "Mamo, dlaczego?"



Bohaterką książki Doroty Combrzyńskiej-Nogali jest siedmioletnia dziewczynka, córka Jakuba Cwancygiera i Ruth Cwancygier z domu Berg, wnuczka Dawida Cwancygiera i wnuczka Rebeki Kacelson, i wnuczka Haliny Puławskiej, i.... 
"Spolonizowana Żydówka", która przysłuchuje się sporom swoich przyjaciół z podwórka, że nie jest Żydem ten, kto nie zna jidisz i nie czyta świętych ksiąg. Dzieci nie znają podziałów, ale pilnie słuchają i obserwują dorosłych - a oni dyskutują o Żydach przywiezionych z Czech, Wiednia, którzy mówią po niemiecku (!), o Polakach (Żydach?), którzy mówią tylko po polsku. Dlaczego znaleźli się w getcie? "Kim jest więc Żyd, mamo" - pytają moje dzieci...

Jutka miała żydowskich rodziców. Nie ma ich, nie wiadomo czy wrócą. Dorosły przeczuwa, co mogło się z nimi stać. Dziecko zatrzymuje się na poziomie wiedzy Jutki. Ma ona dziadka, który próbuje jej objaśnić otaczający świat. Z wiarą, mimo wszystko, w fundamenty człowieczeństwa. Lecz bez złudzeń...



Dziadek mówi wyłącznie po polsku i  jest "miszigene" (szalony), jak twierdzi Josek, towarzysz dziewczynki z podwórka. Razem z nim poznaje ona ciemniejszą i groźniejszą stronę życia getta. Dziadek jest głosem lepszego świata - razem z Jutką cierpi na bezenności, opowiada bajki (silnie zakorzenione w mitologii), zawsze potrafi wyczarować coś do jedzenia, robi rękawiczki na drutach i jest dobrym opiekuńczem duchem Jutki. Zmusza ją do nauki pisania i czytania, a nawet pokazuje (marnując chleb według Joska), że dobrym zwyczajem jest dokarmianie zimą ptaków. Dziadek opowiada mity i wie, jak przygotować dzieci na przetrwanie. Nauka zabawy w chowanego i umiejętność bezszelestnego znikania okazuje się przydatna, w walce o przetrwanie.
Jest i ciotka Estera, "o dobrym wyglądzie". Wymęczona pracą ponad siły, głodna i opowiadająca bajki, w których śnieżka zamiast jabłka gryzie bułkę z zatrutą kiełbasą...



W książce Doroty Combrzyńskiej - Nogali smutek i radość dzieciństwa w getcie mieszają się ze sobą. Niezwykłość tej pozycji to umiejętne wprowadzanie już pięciolatki czy siedmiolatka w świat dzieci z getta. Drobne elementy scenografii, zabawy, ważne zajęcia (szukanie czegokolwiek na opał, aby ogrzać dom; noszenie ZAWSZE miski na przydziałową zupę), wyliczanki przy skakaniu na skakance, wierszyki polskie i pretencje Chai, że to wcale nie tak, bo "właściwa" ich wersja jest w jidisz - wszystko to buduje świat, który tak trudno zrozumieć z beznamiętnego przekazu podręczników historii.
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego nigdzie nie pojawia się ślady tradycyjnej kultury i religii żydowskiej?

Gdzieś mimochodem rozmawiamy o jedzeniu, które spada dzieciom "z tramwaju" przejeżdżającego przez getto, o chlebie i kiełbasie, nad którą zastanawiają się (przez moment) dzieci z ortodoskyjnych żydowskich rodzin przywołując opinię religijnego dziadka (rabina?): czy lepiej zjeść wieprzowinę, czy umrzeć?

Są w tej książce łaskawi niemieccy strażnicy, żli żydowscy policjanci, pozbawiona uprzedzeń polska dziewczynka tuż zza muru i jej babcia z trzaskiem zamykająca okno wychodzące na getto. Są dobrzy i źli, są dzieci zadbane i pozostawione same sobie. Jest dziadek, który mądrze przygotowuje Jutkę do przetrwania i Jutka, próbująca zrozumieć reguły świata w którym żyje. Jest prawda. W różnych odcieniach szarości. Bo dziecom należy mówić prawdę.

To mądrze wyważona książka, szczera, choć unikająca mówienia wprost o "podróżach z których się nie wraca". To świetna książka, bo pokazująca getto z dziecięcej perspektywy. Dla dzieci. Przez pryzmat zakazanych podróży, zabawy, wyliczanek w jidisz, sporów znanych kazdemu dziecka z podwórka (którzy dorośli mają rację?). Wierzę, że dzięki takim książkom przeżyta lekcja historia, zbudowana na emocjach powróci w przyszłości. A Gwiazda Dawida (nomen omen nie pojawiająca się w książce ani razu) przestanie w Łodzi jednoznacznie kojarzyć się z wojną klubów piłkarskich...

Pełne niewymuszonej prostoty są ilustracje Joanny Rusinek, ze metaforyczną i znaczącą (co wyjaśnia się w trackie czytania opowieści) okładką. Operujące szarościami i czernią, ze szczyptą pudrowego różu wprowadzonego przy wątkach, w których znaczącą rolę odgrywają emocje Jutki. Unikające dosłowności, współtworzące klimat opowiedzianej historii. I na nich nigdy nie pojawia się nic co związane z wątkami kultury żydowskiej. Dlaczego?




"Bezsenność Jutki" ma i swoje drobne potknięcia - momentami zbyt dorosły język, słowa zbyt trudne, które nie powinny pojawić się w narracji adresowanej do już 7-latków, bo brzmią nienaturalnie włożone w dialogi dzieci. Domowi czytelnicy nie zwracają na to uwagi, bo po prostu pytają "co to znaczy", ale mnie czasem przeszkadza z trudem zszywana fabuła z drobnych obrazów i wątków życia w getcie.

Jeśli książka wychodzi w serii"Wojny dorosłych - historie dzieci", porównania się nieuchronne: Czytając "Bezsenność Jutki" co rusz przychodzą mi na myśl po wielokroć czytane "Czy wojna jest dla dziewczyn" i "Zaklęcie na w". Brak mi trochę, w tej pierwszej, lekkości stylistycznej, niewymuszonej metaforyczności i konceptu budującego historię. Bo mam wrażenie, że autorka szukając ich, podejmując próby związania historii Jutki z mitologicznymi opowieściami, legendami i baśniami gdzieś pod drodze pogubiła różne pomysły na spięcie opowieści.

Wydarzenia związane z "Wielką Szperą" pojawiają się pod koniec książki. Możnaby zadać pytanie czy historia Jutki nie biegnie zbyt łatwo. Rozumiem jednak decyzję autorki. Doceniam różnorodność wątków, które w niezwykły sposób, z okruchów budują historię Jutki. Dziewczynki żydowskiego pochodzenia, której udało się przeżyć getto, "dzięki której" moje dzieci usłyszały o Josku, Janie, Chai...

Wartość książki Doroty Combrzyńskiej - Nogali  leży w zbudowaniu świata, który często jest pomijany w ksiązkach dla najmłodszych. Wojna została zaanektowna dla Małych Powstańców. Głodne żydowskie dzieci, albo te same, kłócące się kto jest Polakiem, a kto Żydem rzadko pojawiają się na stronach książek dla dzieci.


Entliczek, pentliczek
malowany stoliczek,
na kogo wypadnie, 
na tego bęc!
Raz, dwa, trzy,
odejdź ty!

//
Hentełe bentełe
szykełe sza
rafete dy fafete
dy knot. 

Program wydarzeń upamiętniających  to, co wydarzyło się 70 lat temu: Szpera'42

W ramach "Czytanek przed ekranem"
30 września (niedziela, godz. 12.00) 
zapraszam na spotkanie z "Bezsennością Jutki" i autorką Dorotą Combrzyńską-Nogala

Dziękuję wydawnictwu Literatura za udostępnienie książki

"Bezseność Jutki" Dorota Combrzyńska-Nogala, il. Joanna Rusinek. Wydawnictwo Literatura, 2012.

5 komentarzy:

Marzena Zarzycka pisze...

Czytanie książki prowokującej pytania musi być ogromnym wyzwaniem. Szczególnie przy takiej tematyce. Ale też jestem zdania, że dzieciom należy się prawda.
Piękne ilustracje.

Pozdrawiam!

poza rozkładem pisze...

Wyjaśnienia i kolejne pytania wyszły jakoś naturalnie. Najtrudniej znaleźć odpowiedź "Dlaczego Hitler..." i kto mu na to wszystko pozwolił....

Dorosłym polecam "Fabrykę muchołapek" Andrzeja Barta, pełna nieoczywistości historia ostatniego przywódcy getta Chaima Rumkowskiego. To on zaapelował o wydanie dzieci i starców - "wybrał ofiary" Wielkiej Szpery.

momarta pisze...

Już od dawna podglądam. Czytałam poprzednie wpisy dotyczące "wojennych" książek dla dzieci, książkę pana Beręsewicza nawet wzięłam do ręki w bibliotece, ale jednak odłożyłam. "Nie, to nie dla mojego dziecka, on jest taki wrażliwy!"
Dobrze, że tym razem pojawiło się odwołanie do Janusza Korczaka. Zaczęłam trochę podczytywać jego książki, te mniej oczywiste i chyba spróbuję. Myślę, że będzie to tak samo trudne dla mnie, jak i dla starszego syna, siedmiolatka. Choć może to tylko mnie tak się wydaje...
A po Barta na pewno sięgnę; dziękuję za ten trop.
Serdecznie pozdrawiam - kawał dobrej roboty na tym blogu i poza nim. Ale od nas do Łodzi niestety daleko.

poza rozkładem pisze...

Witaj :) Momarto nie wiem czy moje dzieci należą do tych mniej wrażliwych, czy ja po prostu staram się nie decydować za nich "co będzie dla nich lepsze". Nie trzymam ich pod kloszem, staram się wytłumaczyć świat - a widzą różne rzeczy. Na ulicy, na zdjęciach gazet, czasem w przypadkowo widzianej migawce telewizji.
Może nie warto zakładać, że dziecko "jest jeszcze za małe"?
Mamy synów w tym samym wieku, pójdą pewnie do szkoły - a wiem, że tam usłyszeć mogą różne rzeczy. Wolę mieć pierwszeństwo w przedstawianiu światopoglądu czy tłumaczeniu zawiłości wojny. Liczę, że będzie to pomocne dzieciom przy opowiedzeniu się po słusznej stronie :)
Nie wiem jednak co życie przyniesie.

Korczak - polecam. Dla mnie najlepszy w chwilach kryzysu rodzicielstwa ;) Otrzeźwia.
I dziękuję za miłe słowa :)

Mela pisze...

Piękna książka...