Bo przecież książkę można wymyślić o wszystkim.
I można tak wymyślać w nieskończoność...
Zachwyca mnie dużo książek. Sporo bawi. Jeszcze więcej czytam i oglądam. Przyglądam się wyborom i uwagom moich dzieci. Spora część tego wszystkiego to książki, które wprawdzie ładne, nie zostawiają po sobie niezatartego śladu. A dziś sporo twórców wierzy, że jednak jest inaczej. Może to wyznacznik artysty - przekonanie o wielkości swoich dzieł?
Podczas wczorajszego spotkania z Iwoną Chmielewską w Muzeum Kinematografii po raz kolejny przekonałam się jak ważna jest pokora. Zdecydowanie sprzyja uczeniu się. I dotyczy to tego, ile nie zdołałam jeszce zobaczyć w "O tych, którzy się rozwiajali" (może przydałoby się jakieś PostScriptum do wpisu o tej książce?). I postawy autorki, która przyznała, że przywozi "ze świata" coraz mniej książek, którym bacznie się przygląda, a coraz bardziej zgłębia się w siebie i w to, co chciałaby jeszcze powiedzieć.
"Cztery zwykłe miski", o których także wczoraj rozmawialiśmy wpisuje się w jakiś sposób zabawę formą, która obecna była już w innych książkach Iwony Chmielewskiej. Może niektórym wydawać się, że wyekspoloatowała ona możliwości eksperymentowania "z kształtem" i tego, jak tak zabawa może dotykać spraw ważnych? Obok obecnego w Polsce "Kłopotu" są przecież jeszcze w tej serii "Moje kroki" i "Pomysły", jest "Gdzie jest moja córka" i uhonorowane tegorocznym Bologna Ragazzi Award "Oczy".
"Cztery zwykłe miski" odsłaniają inną stronę tych eksperymentów. Bardziej autotematyczną i może nieco autoironiczną. Dotykają warsztatu i swoistego credo artystki, w subtelny i dowcipny, daleki od patosu sposób.
"W czterech zwykłych miskach" pojawia się to, co Iwona Chmielewska darzy miłością: niepotrzebne papiery z niechcianych książek, pożókłe strony, skrawki i niepozorny papier pakowy. Dwa koła z niego wycięte i podniszczona okładka dają początek zwykłym, niepozornym miskom. To one, dzięki kreacji i ręce autorki stać się mogą wszystkim. To możliwy punkt wyjścia do opowieści wesołej lub smutnej, o deszczu bądź słońcu, mogą być lekkie lub nagle komuś zaciążyć (i to nie tylko siłaczowi na książkowej karcie).
Bo przecież książkę można wymyślić o wszystkim.
I można tak wymyślać w nieskończoność...
...książka, w której przydatne są cztery miski,
może być o czymś jeszcze ważniejszym.
Skala misek, ale i problemu, który obrazują nagle się zmienia. Zaskakuje i być może - wprawia w dyskomfort. Lecz nie ma tutaj moralizatorstwa i mentorskiego tonu. Bo kolejne - wieloznaczne strony - odkrywają to, co w pracach Iwony Chmielewskiej ważne - zaangażowanie społeczne, wyczulenie na troski, które mogą dotykać (nie tylko) dzieci, ale i wątpliwości, i refleksję nad rolą czy istotą jej książek.
I choć z pomocą tej książki i tych zwykłych czterech misek nie można tego zmienić,
to można o tym pomyśleć.
Bo zdanie, które znajdziemy na kolejnych kartach to niekoniecznie poczucie, że tekst i obraz niewiele znaczy, ale może skłonić do myślenia i czynów, tych, którzy biorą książkę do ręki.
Ma także swoją drugie, możliwe znaczenie: bo pomyśleć o możliwej zmianie "nie-mocy" i braku wpływu na sprawiedliwość, podział dóbr może także ten (ta), która tworzy książkę. I dotyka problemu.
Towarzyszy temu jakże znaczący obraz: spłowiała, stara okładka niechcianej książki z ładnie wyblakniętym kształtem uchylonych drzwi.
"Cztery zwykłe miski" są niezwykłe: w swej lapidarności, dyscyplinie formy, w tym, jak wiele można powiedzieć o roli twórcy i roli książki, i ile pokory można w tym zawrzeć. Pokory wpisanej w kształt tej książki, która - jak inne książki Iwony Chmielewskiej - staje się uchylonymi drzwiami z ostatnich stron. To wejście, za którym znajdziemy to, na co się otworzymy i co zechcemy wydobyć.
Nie ma tutaj pozycji wszystkowiedzącego i nadrzędnego głosu autorskiego, bo i on sam ku refleksji pozostawia swoją postawę i to, co ma jeszcze do zrobienia. Możemy spodziewać się, że pomimo niepewności twórczej (do czego przyznaje się Iwona Chmielewska) wraz z kolejną swą książką przechodzi ona do kolejnego pokoju - na wyższym poziomie. Nawet jeśli okładka (nieco zepsuta marną typografią) subtelnie igra z przywołanym wewnątrz motywem starych, niechcianych książek o przybrudzonych grzbietach. Sprawdzajcie co się w nich kryje!
"Cztery zwykłe miski" tekst i ilustracje: Iwona Chmielewska, wyd. Format, 2013.
A wczoraj, w ramach "Czytanek przed ekranem", Iwona Chmielewska spotkała się w Łodzi z dziećmi. Wspólnie zastanawialiśmy się nad czasem i jego obliczami... Przyglądając się także "Czterem stronom czasu". Relacja tutaj >>>> Na fali. Czytanie w Łodzi
4 komentarze:
Unosi mnie chyba w każdej książce to subtelne poczucie humoru. W zasadzie ono mnie w nich najbardziej zauracza. I ta lapidarność słów. Ta umiejętność opowiadania obrazem. To interpretowanie rzeczywistości, które przywołuje mi wyobraźnię dziecięcą. To taki sposób w który niewielu dorosłych, znanych mi realnie ludzi potrafi widzieć. Za tym "widzeniem" jestem gotowa skakać w ogień. Ale przede wszystkim chciałam BARDZO podziękować za to, że chyba najbardziej dzięki Twojej "propagandzie" temu urokowi uległam :)
Ja, pomimo tego, że z Torunia Iwonę Chmielewską odkryłam dość niedawno (niestety, tyle spotkań z autorka przegapiłam!). Ale odkąd ją poznałam jestem nieprzerwanie zauroczona jej książkami i sposobem spostrzegania świata. Recenzja świetna:)
Ja jestem fanatyczką :) Chętnie tym fanatyzmem obdzieliłabym innych o TAKIM "myśleniu książką", wrażliwości i poczuciu humoru...
a mi łzy poleciały po twarzy, jak czytałam tę książkę w tramwaju (od razu po kupieniu), zawsze płaczę na jej książkach, mimo że tak mało tak tekstu.
ada a.
Prześlij komentarz