6 grudnia 2013

Książę w cukierni



Spóźniłam się. A może czekałam na potwierdzenie moich przypuszczeń. Kciuków trzymanych (także) za Joannę Concejo. Dziś główna nagroda IBBY w kategorii graficznej, w konkursie "Książka Roku 2013" wędruje do niej.  Skoro doceniono i uznano jej pracę, mogę napisać co mnie się w tej książce nie podoba...





"Książę w cukierni" nie jest literackim dziełem sztuki. Nie jest też książką dla dzieci. Tak, wiem - dorośli potrzebują usprawiedliwień, aby sięgnąć po książkę "z obrazkami". Wiem, że książka budzi od zdziwienia po euforię tym, jak wykorzystuje możliwości arkusza drukarskiego. I od tego zaczyna się opisywanie jej zalet. Możliwość obcowania z formą zachwyca, bawi, sprawia, że czekają na nas niespodzianki i ukryte znaczenia, które można tropić.

Zacznijmy jednak od początku: na początku było słowo. I tekst Marka Bieńczyka. Od tego zaczęła się historia tej książki. A może od (w jakiś sposób umotywowanej) dedykacji "Adamowi Sowie"? Bardzo jednak wątpię w to, czy jest to "danie główne". Ciężko mi już myśleć o tej książce w oderwaniu od tego jak ona wygląda. Próbuję "nie widząc" obrazu pomyśleć nad tekstem, ale nie ma go, on nie istnieje....

W "Księciu w cukierni"  rozmowa toczy się  wokół słodkości. Dość cierpka jest jej nuta. Duży Książę o ambicjach domorosłego filozofa potyka się, próbując prowadzić błyskotliwą rozmowę o naturze szczęścia (jest to dość kłopotliwe, zwłaszcza jeśli ma się pełne usta). Po jego drugiej stronie stoi zalotna i dość bliska, ekhmm... realiom życiowym Kaktusica. Dość pokrętnie prowadzony dialog niby krąży wokół szczęścia, ale tak naprawdę zmierza ku poczuciom, lękom i bólowi istnienia Dużego Ksiącia. Jego gra rozgrywana wokół własnej "nie dość fajnej" osoby, sprawia, że Kaktusica staje się prawie niemym świadkiem - wsparciem i pocieszeniem, lustrem, w którym Duży Książę - Narcyz może się przejrzeć. I tak jak tekst Bieńczyka nie jest ani powiastką, ani dialogiem, który prowadzi nas do zaskakujących czy odkrywczych wniosków, tak ilustracje i koncepcja obrazu Joanny Concejo staje się "kontekstem" (przejmującym pierwsze skrzypce), bez którego trudno byłoby uzasadnić przyczynę tego rodzaju dywagacji.










Kiedy oglądam nagrodzoną dziś książkę, Duży Książe nie chce być już nikim innym jak, na wpół dystyngowanym, na wpół prowincjonalnym amantem w skarpetach "non-iron". Nie pomogą nawet echa "Małego Księcia".  Zamiast róży (z kolcami) mamy Kaktusicę, a słowa wyrośniętego Księcia ciężko ułożyć się w spójną całość prowadzącą do punktu kulminacyjnego.


Co więcej, jak Dużego Księcia traktować poważnie, skoro Joanna Concejo kpi z niego, podsuwając mu pod bok zalotną, prowokacyjną i podgryzającą w duży palec u nogi Kaktusicę? Będąc wierną swoim ołówkowym, przybrudzonym i surowym szkicom rozwija na wpół surrealistyczną opowieść, budując groteskość zderzenia słowa i obrazu. Rozkładając kolejne strony harmonijki nie można zapomnieć o dowcipie i finezji szczegółów, pogubionej scenografii, "drugim życiu" bohaterów rozgrywanym poza słowami. Patrzę na Kaktusicę nieco wyuzdanie oblizującą talerzyk, swoje usta, pochylajacą się na zabawkami Dużego Księcia (wiecie gdzie podziała się czapeczka?), podkradającą tortowe ciastko w "Cafe Luck". Czuję do niej nieprzepartą sympatię, choć nie jej autor tekstu przypisał pierwszoplanowe znaczenie.  Dziękuję Ci, Joanno Concejo, za pokazanie, jak może wyglądać związek. Nie tylko tekstu i obrazu...  Za przewrotną historię dla dorosłych. I za pomysł na zakończenie. Na otwarcie. Za całokształt.

PS. Tylko dlaczego nikt nie zadał pytania DLACZEGO niedźwiedź?

"Książę w cukierni" tekst: Marek Bieńczyk, ilustracje: Joanna Concejo. Wydawnictwo Format, 2013.



19 komentarzy:

Kasia Fiołek pisze...

Edytorsko to majstersztyk. Ale tekst rzeczywiście gdzieś pomiędzy, na pewno nie dla dzieci.

poza rozkładem pisze...

Mnie zawiodła fotoedycja... Można porównać oryginały (blog Joanny Concejo) czy zobaczyć je w Krakowie (oryginały). Część (fragmenty) ilustracji są mocno przyżółcone i nieostre... A forma harmonijki, element niespodzianki, gry "zagięciem" - "robi" tę książkę :)

Joanna pisze...

książka jest przepiękna! jedna z piękniejszych, które mamy. I ten format harmonijki, który na początku trochę mnie przerażał a teraz sprawia tyle radości:)

poza rozkładem pisze...

:) Czyli "Książę w cukierni" istnieje dzięki temu jak WYGLĄDA. Cieszy mnie bardzo to, że Formatowi udało się zaprosić Joannę Concejo do współpracy. My bardzo lubimy tę książkę - autorską - http://pozarozkladem.blogspot.com/2011/11/monsieur-personnepan-nikt.html#more
Bo "Książę" zdaje się celować w dylematy dorosłych.

Unknown pisze...

pomysł z niedźwiedziem to dla mnie mistrz. jest takim wielkim, niezgrabnym, szorstkim stworem jakim jest smutek wpisany w niektórych. takim, którego nie da się zignorować kiedy dzieli z nami każde małe krzesełko i małą chwilę. tak samo jak gromada piesków jest beztroskim spontanicznym szczęściem wpisanym w innych, które stale domaga się uwagi i udziału w zabawie tym co akurat w jest pobliżu :) bałabym się nawet zapytać pani joanny o uzasadnienie, żeby nie zmącić mojego ulubionego wytłumaczenia ;)

poza rozkładem pisze...

Ładnie :) Zwłaszcza jak ma się w głowie postać niedźwiedzia pokracznie stającego i ściągajacego obrus z kawiarnianego stolika.
A co z kulturowymi obciążeniami figury niedźwiedzia?
Widać, że J.Concejo lubuje się w zwierzętach - miałam okazję wysłuchać baardzo ładnie uzasadnionej interpretacji postaci zwierząt wpisanych w obraz "Dymu". Pouczające.

Unknown pisze...

kojarzy mi się tylko analogia niedźwiedzia jako króla puszczy i dużego księcia w hierarchii ludzkiej. choć nie wiem czy chcę się nad tym szczególnie zatrzymywać :) ale pewnie taka pogłębiona odpowiedź byłaby faktycznie pouczająca!

joanna (asia) concejo pisze...

a ja juz chcialam wyjasniac, dlaczego niedzwiedz... ale teraz to juz tego nie zrobie. Nie chce psuc zabawy :) Bardzo dziekuje za tego posta, jest swietny!!!

poza rozkładem pisze...

Jak miło :) A niedźwiedź - tak, niech zostanie tajemnicą. Tym bardziej, że tropów jest mnóstwo.
A co z "Dymem" i wilczycą/wilkiem? Jest? Czy to niezobowiązujący cień stojących murem kobiet?

anionka pisze...

Przepraszam, że ja zupełnie nie na temat i poza rozkładem ;). Potrzebny mi jest kontakt (e-mail) do Iwony Chmielewskiej. Kiedyś miałam, gdzieś przepadł, od kilku godzin przetrząsam zasoby internetu i zdaje się, że kiepski ze mnie szukacz... Mój adres to anionka [at] gazeta.pl

poza rozkładem pisze...

Napiszę na priv :)

Anna pisze...

Kiedy wrócisz na bloga?

poza rozkładem pisze...

Oj, jak widać Poza Rozkładem - w rozkładzie. Czeka na ogarnięcie się czasowe niżej podpisanej. Pozdrawiam serdecznie :) A.

adu pisze...

a ja kupiłam tę książkę po tym, jak widziałam oryginały na targach książki w krakowie. historia ilustrowana jest przepiękna i według mnie traci przez tekst bieńczyka, który jest pretensjonalny i kiepski po prostu. Ta książka byłaby dużo lepsza bez tego tekstu. bez niego jest wspaniała.

poza rozkładem pisze...

Ja też, jak widać, nie zachwycam się tą warstwą ;)
Żałuję, że w Krakowie oryginały nie były wyeksponowane w jakimś badziej przyjaznym miejscu. Można byłoby zobaczyć, że jednak ilu w fotoedycji straciły nieco. Ale piękne, dowcipne i zaskakujace są nadal :) J.Concejo szykuje kolejną książkę >>> http://joannaconcejo.blogspot.com/2014/01/iwonka-okladka-bedzie-taka.html

Anna pisze...

Czekam cierpliwie i z utęskniem.

Katarzyna pisze...

tak, widziałam ten projekt, bo śledzę blog Pani Concejo :)
przepiękna, ale czy będzie u nas?????

Monika pisze...

Świetna recenzja! Pozdrawiam serdecznie :-)

poza rozkładem pisze...

Dzięki :)