2 grudnia 2013

Widzieć więcej. Nie tylko w książce...

III Salon Ciekawej Książki odbył się w nowym miejscu, które u większości gości wzbudzało entuzjazm, że Łódź może i tak wyglądać... Stara fabryka i intrygujące, zaskakujące, Muzeum Włókiennictwa, za oknem urokliwy skansen, a wewnątrz sporo atrakcji wokół książki dla dzieci. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy kręcili nosem, na taki charakter imprezy, ale może jest z Łodzią,  jak z narodem prowadzonym przez Mojżesza? Trzeba dużo czasu i zmiany pokoleń, aby doceniać co się ma?



Pewnie to nieeleganckie, ale warto się pochwalić tym, co się udało zrobić. Bo Salon to nie tylko "kiermasz", ale i wydarzenia edukujące, promujące, pokazujące, że "można", że "się da". Staramy się pokazywać różna działania, perspektywy rozwoju, zderzać punkty widzenia, inspirować. Widzieć więcej w formie i możliwościach współczesnej książki dla dzieci.

Przestrzeń warsztatowa, realizowana przez Stowarzyszenie "Kamienica 56" nie została upchnięta w kącie (jak zrobiły to targi warszawskie), a w centrum prezentowała wystawę Krystyny Lipki-Sztarbałło z cyklu "Mistrzowie ilustracji". Czyniąc zresztą z książki z oprawą graficzną w jej wykonaniu punkt wyjścia do działań i rozmów "dokąd iść"...





Wokół hasła "Widzieć więcej" został zbudowany panel, w ramach którego odbyły się trzy spotkania. Intrygujące stało się zderzenie dwóch punktów widzenia na proces budowania i tworzenia książki obrazkowej:
Pierwsze wystąpienie Krystyny Lipki-Sztarbałło w arcyciekawy sposób dawało szansę na przyjerzenie się procesu twórczego i przemyślenia w tym świetle naszego podejścia do edukacyjnych możliwości picturebook. "Łazienkowe pytania" (bo właśnę tę, zapowiadaną na luty 2014 roku, przez wydawnictwo Ezop pokazywała autorka) stały się okazją do refleksji nad strukturą książki obrazowej, sposobów pracy nad nią i roli dorosłego pośrednika.

fot. K.Szpilkowska




Chwała tym początkującym twórcom, którzy byli obecni i być może dzięki temu, co usłyszeli, pochylą się nad pytaniami o to, jak budować wielopoziomowość książki obrazkowej. Jak ważna jest forma przekazu i puzzle (wartwy wizualnej i tekstowej), którymi może żonglować twórca, tak by uruchomić czy wspierać samodzielność myślenia dziecka, zwłaszcza na etapie "bycia odkrywcą". Wszystko to dobitnie także pokazywało, jakie możliwości podsuwa ten rodzaj książki obrazkowej w edukacji. I jak wpływa na rolę nauczyciela i sytuację dydaktyczną, w której znajduje się razem z dziećmi.


 fot. K.Szpilkowska

Wydawałoby się, że biegunowo inną postawę twórcy zaprezentował Paweł Pawlak, opowiadający o dolach i niedolach książki, która próbuje wyzwolić się "ze słów".  Pokazując swoje inspiracje i relacjonując swoją fascynację procesem opowiadania i tworzenia historii, przyznał się do tego, co leżało u podstaw powstania "Czarostatków i parodziejów": "egoistyczne" pragnienie i fascynacja chmurami... Jak się okazuje takie źródło daje także początek żmudnej pracy nad tym, jak każdy element ilustracji staje się znaczącym fragmentem układanki. I jak współtworzy potencjalną narrację, otwartą na odbiorcę i wielość możliwych odczytań. Nieco inny proces twórczy doprowadza do tych samych pytań: jak obraz (i ilustracja) prowadzi odbiorcę, jak buduje znaczenia, a także o miejsce dziecka i  rolę dorosłego i jego zadanie, co zrobić z taką książką "wyzwoloną ze słów".
Pojawił się i wątek refleksji nad koronnym argumentem we wszelkich akcjach promujących czytanie: rozwijania wyobraźni. W jaki sposób czyni to warstwa wizualna czy książka (czysto) obrazkowa?


A ja - matka ortodoksyjna - mówiłam o nieco innych sposobach funkcjowania książki obrazowej: o rzeczywistości szkolnej i możliwych sytuacjach dydaktycznych budowanych wokół książek Iwony Chmielewskiej.

fot. K.Szpilkowska

Starając się zwrócić uwagę na dość schizofreniczne traktowanie obrazu w szkole (jego obecność we współczesnych podręcznikach, na etapie nauczania wczesnoszkolnego przy jednoczesnym założeniu, że jego percepcja jest naturalną zdolnością a warstwa wizualna jest "transparenta"), prowokacyjnie sugerowałam możliwość uczynienia książek obrazowych "lekturami szkolnymi" (czyli tytułami p r o p o n o w a n y m i   nauczycielowi). Zalety takiej sytuacji? Wiążą sie z tym, co dla mnie definiuje książki obrazowe: dialog. Oczywisty dialog czytelnika (odbiorcy) z książką - tekstem kultury, konieczność zmiany sytuacji dydaktycznej - zamiast dykatatu egzaminu i "sprawdzania znajomości lektury" - dialog  nauczyciela z dziećmi, śledzenie tropów, znaków i metofor, działania wokół książki pozwalające przetestować materię z jakiej ona powstała. Wreszcie: dialog słowa i obrazu, zwracający uwagę na to, że warstwa wizualna nie jest transparentna, a każdy jej element znaczy. To dobry punkt wyjścia do edukowania. Wizualnie. To tego trudnego, budzącego trwogę zwrotu: alfabetyzacji wizualnej. Do której nie trzeba wielkich nakładów. Wystarczy książka. I chęci.


Metafora budowana wokół nici - efekty spotkania z "O tych, którzy się rozwijali" 
(Iwona Chmielewska, wyd. Media Rodzina)






Starałam się pokazać, że oprócz tych "wielkich słów" książka obrazowa to także doskonały punkt wyjścia do budowania rytuałów wokół książki (tak ważnych również w promocji czytelnictwa) i budowania kompetencji kulturowych, pracy wychowawczej, budzenia emocji, inicjowania istotnych rozmów, bazowania na wiedzy dzieci i umożliwienie im wchodzenia w role ekspertów.







Efekty spotkań z "Czterema zwykłymi miskami" (Iwona Chmielewska, wyd. Format, 2013)


To wszystko miało miejsce podczas kilku czwartkowych spotkań  z drugoklasistami w jednej ze szkół podstawowych i dzieje się także przy okazji innych warsztatów.  To dziecko udowadnia i pokazuje możliwości książki obrazowej, jak 7 i 8 - latkowie, którzy doszli do tego, że "Kłopot" Iwony Chmielewskiej jest opowieścią o dojrzewaniu. Ale i zadali bardzo ważne pytanie: dlaczego  r y b a? Sami, odkryli, że ta opowieść zbudowana oszczędnymi środkami, wydająca się zabawą wokół kształtu i formy graficznej prowadzi do symbolu. Potencjalna wina - reakcja dorosłego - ryba, powstała ze śladu przypalonego żelazka - obrus świąteczny - prowadzi do symbolu chrześcijaństwa  i przywołania najważniejszego przykazania. Miłości.
To jeden z wielu przykładów "z życia" jakie kompetencje posiadają i  nabywają dzieci, kiedy stworzy im się okazję, do przyjrzenia się temu, jak może znaczyć obraz. W tej, czasem lekceważonej, książce "z tak małą ilością słów".






 Jak może pracować ilustrator? Efekty pracy  P RZ E D spotkaniem z "Kłopotem" 
(Iwona Chmielewska, wyd. Wytwórnia)



Ci, którzy przegapili piątkowy wernisaż  Pawła Pawlaka nadal mogą zobaczyć w Domu Papiernika wystawę "Zaraz wracam. Święty Mikołaj". Zachęcam do odwiedzin i wrzucenia listu do specjalnej skrzynki, także do pokazania dzieciom, że kultura powstaje dzięki naszemu uczestnictwu, nie tylko w "wiecznym teraz" na facebooku...




 

fot. K.Szpilkowska

Uczestnicy niedzielnych warsztatów w Muzeum Kinematografii dali temu dobitny przykład. Spotkanie z najbardziej uśmiechniętą parą ilustratorów: Ewą Kozyrą-Pawlak i Pawłem Pawlakiem zowocowało nie tylko przyglądaniu się opowieścią budowaną wokół obrazu, ale i wspólnej twórczości, inspirowanej zdarzeniami z "Czarostatków i parodziejów"  i  mobilami Alexandra Caldera.



 Fot. Anna Michalska, Muzeum Kinematografii


Doceniam to, czego udało się dokonać. Wspólnie ze Stowarzyszeniem "Kamienica 56".
Dziękuję za wsparcie warsztatów z książkami Iwony Chmielewskiej 
wydawnictwom Media Rodzina i Format.

Spotkania i działania edukacyjne podczas Salonu Ciekawej Książki 
zrealizowano dzięki wsparciu Narodowego Centrum Kultury.

2 komentarze:

Pani Zorro pisze...

Fajne prace dzieci. NCK dał pieniądze na Salon Ciekawej Książki i w ramach tego powstała wystawa i warsztaty/panele? Czy też Stowarzyszenie i ty?

poza rozkładem pisze...

>> Salon.

A prace dzieci to część ciekawego procesu. Zwłaszcza jeśli patrzeć na to, do czego doszły podczas ostatniego spotkania z "Kłopotem".