26 października 2011

Skrzaty


Wielka księga krasnoluda. Tak 6-latek "przechrzcił" "Skrzaty", a przecież krasnoludy to zupełnie odrębny gatunek!  Może to wina pobieżnej lektury, delektowania się malarskimi ilustracjami, bez wgryzania się w to specjalistyczne kompendium? Bo "Skrzaty" to bajecznie fantastyczna praca naukowa, wielce dogłębna i fachowa. Może Was zadziwić. To także lektura mocno "ekologiczna" i nie do końca aż tak "fantastyczna" w wymowie.



Do niedawna książka Wila Huygena, z ilustracjami Riena Poortvliet osiągała niebotyczne ceny w serwisach aukcyjnych. Nowa edycja wydawnictwa Bona do tanich też nie należy, ale jest to połączenie encyklopedii, albumu malarskiego, baśniowości i dowcipnej opowieści, która z przymrużeniem oka  i ironicznie traktuje hegemonię człowieka na małej planecie zagubionej w kosmosie. 


W każdym razie skrzaty są wszędzie (...), żyły zawsze wśród ludzi i pojawiały się regularnie we wszystkich środowiskach, rozdając nagrody lub wymierzając kary. Każdy człowiek mógł więc spodziewać się, zależnie od swych zasług, albo kary, albo kłopotów, albo pomocy. Tak to wszystko wyglądało w zamierzchłych czasach, gdy wody były jeszcze przejrzyste a puszcze dziewicze.

Świat jednak się zmienił, trudno o "niezbadane ziemie", a na niebie coraz trudniej zobaczyć tylko gwiazdy i ptaki. Zmieniła się i sytuacja skrzatów - Ukryły się tak dobrze, że coraz mniej osób wierzy w ich istnienie.
Ale nie oznacza to, że niemożliwym jest  zobaczenie skrzata - trzeba tylko zastygnąć w bezruchu i milczeniu. W pokorze czekać. Tylko czy jeszcze to potrafimy?


Autorzy nie dają w swoim wstępie jasnej odpowiedzi. Tłumaczą się z obranej metody, pracy badawczej, wątpliwości. Uprzedzają o ewentualnych niedociągnięciach. Jak szanujący się naukowcy liczą na głos krytyki, uwagi, wskazówki. 6-latek bardzo poważnie potraktował tę notę - wybrana konwencja przecież nawet nie zakłada możliwości nie wiary w istnienie skrzatów...






Mamy więc możliwość poznania historii skrzatów, ich zróżnicowania, miejsc ich występowania, wyglądu zewnętrznego, fizjologii, zwyczajów i talentów. Możemy dowiedzieć się o technologiach budowania domu (bardzo ważny wątek dla kilkuletniego czytelnika), organizacji codziennego życia i relacji ze światem zewnętrznym. Skrzaty okazują się silnie związane ze zwierzętami, ale i wszelkiej maści nocnymi stworami (elfami, koboldami, trollami, krasnoludami, ninfami, uldraszkami). Dużo tu konkretnej wiedzy, szczegółów, niuansów i zależności nad którymi czuwa Matka Natura. Skrzaty nie są raczej istotami pruderyjnymi, uwaga więc, jeśli czytelnicy mają takie skłonności.






Zwróćcie uwagę na punkt "N" - to nie tron dla króla skrzatów, który osobiście przychodzi poznać każdą skrzacią rodzinę (nasze przypuszczenia), a TOALETA. 

Z bawialni można przejść do toalety. Prowadzą do niej piękne drzwi, często inkrustowane drogimi kamieniami, ale to nic z porównaniu z wygodnym tronem z dziurą pośrodku. Jest jeszcze piękniejszy, bogato malowany i rzeźbiony. Skrzaty nie żałowały nań ani kosztów, ani trudu. 
Kiedy skrzat siedzi na tronie, nie śpieszy się... 




 Oprócz sporej dawki wiedzy o codzienności Skrzatek i ich towarzyszy, patriarchalnym porządku ich świata, w roli głównej występuje skrzat płci męskiej i jego silny związek z przyrodą. To, co tak urzekające i niezwykłe w książce Wila Huygena i Riena Poortvliet to fakt, jak bardzo malarsko potraktowano "ilustracje". Tak naprawdę świat skrzatów budowany jest z realistycznych obrazów, studiów natury. Brak jest tutaj słodkich portretów "małych krasnoludków". Mamy tu mroczne, pełne tajemnicy i dzikości pejzaże. Zwierzęta   z pieczołowicie oddaną sierścią, piórami, porożem. Baśniowy i jednocześnie realistyczny (momentami ocierając się o naturalizm) obraz świata budowany z detali. Trochę groteski.




"Skrzaty" przypominają momentami album malarski, inspirowany płótnami mistrzów holenderskich (czy flamandzkich). Zresztą jeden  z nich pojawia się przywołany bezpośrednio - mistrz światła i cienia ze swą "Strażą nocną".

"Skrzaty" nie są encyklopedią z "ilustracjami". To praca naukowa, która jądro i sedno swej teorii przekazuje obrazem. Zadziwiła mnie siła prac Riena Poortvliet, bo sam tekst (a właściwie jego tłumaczenie), chwilami chropowaty, z piętrzącymi się zdaniami złożonymi ciężki jest do głośnej lektury. Od prawie dwóch tygodni sześciolatek siedzi z tym opasłym tomiszczem, kartkując go strona po stronie. Czyżby przyszedł czas na zachwyt klasyką?

A może najbardziej w "Skrzatach" urzeka ta tajemnica i - pomimo humoru i ironii - smutek czający się zwłaszcza na ostatnich stronach? Zajmuje je refleksyjny rozdział "Skrzacie żale i wymówki":


Mógłbym jeszcze podać mnóstwo przykładów, jak niszczycie nasz piękny świat, ale zanudziłbym was na śmierć. Poprzestańmy więc na tym. Nie, jeszcze jedno: mamy dość waszych wojen. Nie możecie żyć w pokoju nawet przez niecałe dwadzieścia pięć lat. Zawsze gdzieś musi wybuchnąć jakaś wojna. A ludzi, którzy polegli w imię Wszechmogącego, można liczyć na miliony.
(...) 
I wszystko zniknęło, tak, jak milknie nagle stara piosenka. Znowu byliśmy zwykłymi nieśmiertelnikami.  Już wstawała dzień.
W tym momencie zrozumieliśmy, gdzie jesteśmy (...)"


I Gdzie jesteśmy? Może o tym myśli pochylony na "Skrzatami" sześciolatek?


Dziękuję wydawnictwo Bona za udostępnienie książki.

"Skrzaty" napisał Wil Huygena, zilustrował Rien Poortvliet, tłum. Barbara Durbajło. Wydawnictwo Bona, Kraków.

4 komentarze:

Kuku pisze...

Skrzaty są już na naszej półeczce. Na razie oglądamy obrazki i oswajamy się z tematem, bo na tak poważną lekturę mamy jeszcze chwilę :)

poza rozkładem pisze...

Ale to oglądanie jest właśnie fantastyczne :) U nas ja poddałam się nieco - kiepsko mi idzie czytanie głośno tego kompendium. Choć dzieci zainteresowane bardzo szczegółami technicznymi (toaleta robi furorę; zresztą inne "instalacje" także;) i legendami :)
Jedna z nich chyba była bardzo sugestywna, bo natchnęła 6-latka do szukania "przyczyn" tylu wierzb płaczących w okolicy...
Pozdrawiam :)

aneta pisze...

Aj, myślałam, że jakoś umknę przed tą książką - starszemu minął (podejrzewam, że na jakiś czas) pociąg do "literatury encyklopedycznej", u młodszego jeszcze się nie pojawił.
Podejrzewam, że będzie w tym przypadku jak z "Powiastkami B.Potter" - nagle poczuję, że książka musi do nas trafić (po Twoim opisie już zaczynam to czuć:) Najbardziej ujęło mnie odniesienie do Rembrandta. Książka będzie dobra także dla mojego męża:)

poza rozkładem pisze...

Nie wiem czy mam się czuć winna czy cieszyć się, że moje opisy wzbudzają "poczucia" ;)