17 listopada 2011

Pinokio ma pierwszą stronę!

Rzadko się zdarza (nigdy?), że książka z półki "literatura dla dzieci" zdobyła miejsce na okładce poczytnego dziennika. "Pinokio" jest cudem, w dodatku według autora nowego tłumaczenia, także dla dorosłych...




Wszyscy zainteresowani polską edycją "Pinokia" z ilustracjami Roberto Innocentiego  musieli wykazać się cierpliwością. Wreszcie jest! W nowym tłumaczeniu Jarosława Mikołajewskiego. Wydana niczym album malarski. Z ilustracjami, które zostały okrzyknięte najpiękniejszym zobrazowaniem historii Pinokia. Wszyscy Ci, którzy znają go z tłumaczenia Zofii Jachimeckiej, a może bardziej - z ilustracji Jana Marcina Szancera, poczują się zaskoczeni. Choć "Pinokio" Innocentiego jest klasyczny w estetyce, pokazuje inną twarz historii niepokornego drewnianego pajacyka.




Niektórzy przekreślili nową edycję "Pinokia" za rozmiar tomu, wagę, nieporęczność książki - lektury. I mają rację, bo nie jest to "lektura". To zjawisko, którym można się delektować, oglądać, przewracać kolejne karty, doceniać niuanse, zmiany perspektyw na ilustracjach Innocentiego i wsiąkać w ich atmosferę. To na razie nasz etap. Czterolatka zobaczywszy okładkę gazety przybiegła do mnie pełna emocji: "Patrz! To nasza książka!".
Czytam "Pinokia" sama sobie i zastanawiam się, czy zostanie faktycznie "naszą książką". Na ile historia poruszy dzieci? Przypominam sobie swoje wrażenia ze szkoły podstawowej, czuję się zaskoczona ilością tekstu (tak mało?) i tym, co rzuca mi się pierwsze w oczy w nowym tłumaczeniu - inne traktowanie czytelnika. Poważniejsze? Mniej uładzone i ugrzecznione niż w wersji Zofii Jachimeckiej?


Zerkam do wydania z ilustracjami Szancera - i u  niego Majster Wisienka (w nowym tłumaczeniu: majster Czereśnia) i Geppetto bardziej wytworni, szlachetni, lepiej odziani. Nieprzystający do tego co dzieje się w tekście. U Innocentiego mamy mocne emocje, biedę, która gnębiła ojca-stworzyciela Pinokia, dość mroczną atmosferę.

Zresztą i w tekście mało jest radość i beztroski - każda swawola i testowanie sytuacji życiowych Pinokia kończy się dość przygnębiająco. Na własnej skórze ma okazję przekonać się na czym polega ponoszenie konsekwencji swych czynów.

O figurze Pinokia można by dużo pisać - na zachwycających, dwustronicowych ilustracjach  nie jest jednak centralną postacią. Więcej to widać świata, w który został brutalnie wrzucony - bez odpowiedniego bagażu wiedzy. Dużo się wokół niego dzieje, a Pinokio wplątany w "ludzkie", dorosłe gry próbuje jakoś wybrnąć. 



Zachwycające są te "sceny z życia" małego miasteczka. Choć w tekście przecież cała uwaga skupiona jest na szczerym i dobrodusznym, choć krnąbrnym Pinokiu. Oszałamiająca jest zmiana perspektyw, malarskie konotacje - scena ze spotkania z Kotem i Lisem jakby wyjęta z obrazów Bruegla. Innocenti dodaje w swojej pracy całe mnóstwo detali i panoramę świata. Osadza w niej Pinokia. Bez infantylizmu (zajrzyjcie do wersji Joanny Młodożeniec...).


Jarosław Mikołajewski w obszernym eseju o "Pinokio", a może bardziej o jego twórcy - Carlo Collodim, na każdym kroku podkreśla, jak bardzo ta książka jest z szeregu tych "na całe życie". A może nawet bardziej dla dorosłych, jeśli zobaczą w Pinokiu kogoś więcej niż disnejowskiego pajacyka.  On sam jako tłumacz widzi  "Pinokia"  przez klucz biograficzny, zawężając nieco możliwość odczytań. 
Dla mnie powieść Collodiego może być baśnią o życiu, ułomnym rodzaju bohatera jakim jest człowiek, choć od początku konwencja zostaje wzięta w cudzysłów. Dobitnie, inaczej niż tłumaczeniu Z.Jachimeckiej.

Był sobie raz...
- Król! - dopowiedzą natychmiast moi mali czytelnicy.
Nic z tego, dzieciaki. Mylicie się. Był sobie raz kawał drewna.
Nie było to drewno najlepszej jakości.
(tłum. Jarosław Mikołajewski)

Był sobie raz...
- Król! - powiedzą od razu moi mali czytelnicy.
Nie, dzieci, pomyliłyście się. Mylicie się. Był sobie raz kawał drzewa.
Nie było to drzewo szlachetnego rodzaju (...).
(tłum. Zofia.Jachimecka)


Tłumacz nowej edycji podkreśla jak bardzo Collodi zakorzeniony był w "szorstkiej Toskańszczyznie" i wydaje mi się, że widać to w jego tłumaczeniu. Tak jak na ilustracjach Innocentiego widać inne pejzaże niż te z wakacyjnych widokówek. Atmosfera obrazu, język, zobrazowane detale fabuły - wszystko to buduje historię dojrzewania - drogi życiowej pełnej wybojów. Historię, która odsuwa infantylne interpretacje opowieści "o pajacyku".



Wydana przez Media Rodzina edycja jednej z najsłynniejszych opowieści świata to nie tylko "nowa szata graficzna" z ilustracjami niczym malarstwo rodzajowe. W moim, dorosłym, odczytaniu to już nieco inna historia bohatera  pełnego dobroci, ale i skłonności do upadku, popełniania błędów - zostaje on mocno osadzony w świecie, w przestrzeni relacji międzyludzkich. To książka o życiu prawdziwym. Dla dzieci. Piękna i bolesna. 

"Pinokio. Historia pajacyka" C.Collodi, il. R.Innocenti, tłum. J.Mikołajewski. Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2011.

11 komentarzy:

J. pisze...

ależ piękne wydanie !!

Grażka pisze...

Miałam okazję przejrzeć Pinokia w empiku...cudo!Mam nadzieję, że niebawem zapoznamy się również z tekstem.

poza rozkładem pisze...

Piękne, piękne :) wydanie. Warto i "dla tekstu" i "dla obrazu".

Pani Zorro pisze...

Hi hi. A wiesz, kto to jest Joanna Młodożeniec? ;-)

poza rozkładem pisze...

Pani Zorro, wiem do kogo należy pseudonim; i wiem, że uderzam w świętości ;)

Może mój problem polega na tym, że pomimo "otagowania" tej wersji "Pinokia", dla mnie nie kwalifikuje się ona do "genialnych interpretacji"?!

Pani Zorro pisze...

To nie pseudo. Całkiem realne poprzednie nazwisko. Zresztą nie chodzi o "uderzanie w świętości". Ciekawie prześledzić drogę rozwoju artysty. Każdy jakoś zaczynał.

poza rozkładem pisze...

No to chyba jestem niedouczona - oświeć mnie ;)

Agata pisze...

Dziękuje za podzielenie się tą piękną książką. Dziadek mnie ostatnio zapytał o "życzenia" pod choinkę dla wnuka i nie miałam wątpliwości co chcemy tam znaleźć ;-) Pinokio koniecznie! Pozdrawiam serdecznie. Agata

poza rozkładem pisze...

Tak, tak - Pinokio "koniecznie".
Jest cudny. Lecz chyba trzeba do niego dorosnąć - na mojego 6-latka jeszcze czeka.

edith_j pisze...

Piękne wydanie, ale byki w tekście są. Partacze

Agata pisze...

No u nas tez rzeczywiscie, musi jeszcze poczekac.