9 listopada 2012

Dzieci filozofują. Uczucia, co to takiego?






Można dzieciom podsuwać gotowe odpowiedzi. Być przekonanym, że mamy święte prawo wytyczania im ścieżek życiowych. Walczyć o wychowywanie dzieci zgodnie z tym, jakimi drogami my poszliśmy. Można też pokazywać dzieciom różne możliwe ścieżki, pomagać zadawać kolejne pytania, wspierać w fascynującej i czasami męczącej podróży.

Pamiętam to niekomfortowe uczucie, gdy zamiast "tak-tak", "nie-nie" słyszy się kolejne pytanie, prowokujące do dalszych poszukiwań. Strasznie to niewygodne. Tylko czy w życiu chodzi o wygodę? 

Nie wszyscy zgadzają się z prawem dzieci do poszukiwań własnych odpowiedzi. 
Być może świat dzieli się na tych, którzy mają jedynie słuszne odpowiedzi i żądają dla dzieci jedynie słusznej wizji świata oraz na tych, którzy sądzą inaczej.  Gdzieś jeszcze są wszyscy Ci, którzy w sondażach wybierają opcję "nie mam zdania" lub ci, którym się po prostu nie chce. 

A dzieci? Kilkulatkowie  mają niesamowitą zdolność mnożenia pytań, przyglądania się - zdawałoby się - oczywistościom. A potem nagle z tego "wyrastają". Predyspozycja do stawiania znaków zapytania jakoś się stępia, a wraz z nią czasami i ciekawość. 

Seria "Dzieci filozują", którą rozpoczyna pierwsza część "Uczucia, co to takiego?" to przewodnik dla dorosłych, którzy chcieliby się zaopiekować tymi skłonnościami. I pomoc dla dzieci, które nie mogą liczyć na takie wsparcie. A może chcą  po swojemu. Dla tych, którzy wbrew oczywistością chcą się przekonać się, że myślenie do naprawdę fajna zabawa. I nigdy nie ma tutaj "jedynie słusznych odpowiedzi". Pojęcie "błędu" tutaj nie istnieje.  Odwiedzamy kolejny przystanek w poszukiwaniach.





Książka dzieli się na 6 części: "Dowody miłości", "Zazdrość", "Konflikt", "Miłość", "Przyjaźń", "Nieśmiałość". Każda strona to ważne pytanie, kolejny krok drążący dany temat i wskazówki - kolejne pytania, które zbijają z tropu, wprawiają w zadumę, mogą rozbawić czy wskazać kolejny kierunek poszukiwań. Wszystko to bardzo blisko codzienności dziecka: skąd wiesz, że rodzice Cię kochają? Czy opieka jest wystarczającym dowodem? Czy nie jest to obowiązek? A całowanie? Czy zawsze to lubimy? A jeśli ktoś chce dać nam "wszystko" to czy jest to wystarczającym dowodem na miłość? Co z tymi, którzy nie są w stanie dać wiele swoim dzieciom? Zazdrość? Kłótnia? Rywalizacja o względy??? Nieśmiałość? Obawy przed opinią kolegów z klasy?

Każde pytanie spotyka się z kolejnym. I one właściwie nigdy się nie kończą. To niewygodne, ale odpowiedzi trzeba szukać na własną rękę. Każdy rozdział kończy swoiste podsumowanie danego tematu. To wskazówki i wsparcie. 








Swoistym komentarzem do tych wszystkich pytań są ilustracje Serge'a Blocha: dowcipne, zaskakujące prostotą i twórczym podejściem do tego jak wykorzystać otaczające przedmioty, nadać im "drugie życie". Wprowadzają dużo emocji, stylizowane na dziecięce, rysunkowe, komentarze nawiązują pakt z odbiorcą książki, zapraszając go w fascynującą podróż po nie - oczywistościach świata.

"Uczucia, co to takiego" nie jest książką, którą po prostu "się czyta". Ona prowokuje  do myślenia, popycha do poszukiwania, podsuwa wędkę i zachęca do samodzielnych wypraw. Rodzic może być na  początku przewodnikiem, ale uwaga! jeśli chcecie dziecko pokorne i przytakujące, radzę omijać książki Oscara Brenifiera. Bo i nowa seria, i jego książki, które już wcześniej się pojawiły na naszym rynku ("Prawda według Niny", "Szczęście według Niny") zachęcają dziecko do samodzielności w podejmowaniu decyzji, do rozumienia swoich uczuć i ... odpowiedzialności. Rzadko kiedy pokrywa się to z tradycyjnie w Polsce rozumianym posłuszeństwem dzieci. A więc kolejna rewolucyjna, "zaraza myślenia", która nadciąga tym razem z Zachodu? 

Dla tych, którzy obawiają się tak zagrożenia "tradycyjnych wartości" i z Północy, i z Zachodu (a może i ze Wschodu i Południa) - ważne pytanie: Co to znaczy kochać (także bliźniego)? Czy żądać dla tego drugiego, tego, czego pragniemy dla siebie?!  

Dawno temu Sokrates zadając pytania poszukiwał wiedzy. Podobno także uczył.  Dzisiejsza szkoła, rodzina i wszelkie instytucje często wprawiają dzieci w przyjmowaniu prawd, reguł i dogmatów (które niekoniecznie nimi są). Dorośli, często dalece zaangażowani  w walkę o słuszność swoich racji zapominają, że warto wrócić do sztuki zadawania pytań. Ich poszukiwanie to całkiem ciekawa przygoda,  czasem na "drugą stronę świata". To co, pod podszewką oczywistości jest całkiem interesujące. I warto zapytać "Co to takiego?" Uczyć się razem z naszymi dziećmi...  

Dziękuję wydawnictwu dla udostępnienie egzemplarza książki

"Uczucia, co to takiego?" tekst: Oscar Brenifier, ilustracje: Serge Bloch, tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurugeon. Wydawnictwo Zakamarki, 2012.

13 komentarzy:

Wieczór z książką - Adrianna pisze...

Ja takie książki bardzo bardzo lubię, mam nadzieję, że pomogą mi za czas jakiś wybrnąć z niektórych ciężkich pytań:)

lasche pisze...

Zdaje się, że mam następny książkowy must have :)

Małgosia pisze...

świetna!

Ania Kiper pisze...

rzeczywiście, wspaniale się zapowiada cała seria,
pierwsza część to szczególny temat! ciekawe jakie będą następne? :)
dziękuję za tę recenzję

poza rozkładem pisze...

W przygotowaniu "Życie, co to takiego?".
Wiem też, że najprawdopodobniej będą i kolejne części :)

poza rozkładem pisze...

7-latek orzekł, że nie jest to książka na zasypianie, ale rozmawianie ;) A ja uczę się sztuki zadawania pytań...

aneta pisze...

Dzisiaj miałam kilka przyjemnych rozmówek z Pięciolatkiem przy "Piaskowym wilku i ćwiczeniach z myślenia". A Pięciolatek jest tym moim mniej refleksyjnym synem, woli konkrety. Ale coś ostatnio się rozkręcił, więc może i ta seria do niego dotrze. To sobie pogadamy w większym gronie, z filozofującym Dziewięciolatkiem (który lubi serię o Ninie). Poza tym Pięciolatek jest wielkim miłośnikiem "A ja czekam", powinien rozpoznać ilustracje Blocha. Tylko czas mi jakoś umyka między szkołami, lekcjami, graniem, własną pracą...

poza rozkładem pisze...

Aneto, chyba dobrze by było, żeby w życiu każdego przyszedł czas na filozofowanie ;)
Spodobała mi się refleksja (właśnie 11 XI) nad tym, co oznacza (lub może oznaczać) współczesny patriotyzm. Jeden z punktów dotyczył samorozwoju duchowego i intelektualnego (jednostki), a Polacy (nie wszyscy) chyba gdzieś w zawirowaniach dziejów tę skłonność zagubili. Ważniejsza "swojość", "sobość", "rodzimość". "My" wobec "innych".
A i "Piaskowy wilk" i inne pozycje (nie tylko Skandynawskie) jednak pokazują dziecku taką możliwość.
My od kilku dni debatujemy nad czasem - mój też upływa w zastraszającym tempie... I gdzie ta chwila na samorozwój?

aneta pisze...

Ja od jakiegoś czasu nie lubię określenia "my", właśnie dlatego, że zawsze oznacza istnienie jakichś "onych". Szukałam dzisiaj na stronie Tygodnika Powszechnego artykułu o Harrym Potterze w odpowiedzi na informacje w Uważam Rze jakoby Kościół Katolicki uważał tę serię za, hmm, niewłaściwą. Artykułu nie znalazłam (wyszukiwarka tam kuleje), ale znalazłam analizę Franaszka i ciekawe zdanie o Dumbledorze: "I musiało upłynąć sporo czasu, nim zrozumiał, że – myśl rodem z Dostojewskiego – o wiele trudniej niż całą ludzkość jest kochać pojedynczego człowieka."
Myślę, że wzniosły patriotyzm zakłada umiłowanie narodu, ale w pogardzie ma pojedynczego człowieka, który jest tylko częścią składową narodu.
A co do czasu - właśnie sobie siedzę z młodszym na zwolnieniu lekarskim i ładujemy czytelniczo akumulatory. Dzisiaj było i filozoficznie (Kamyki Astona, Dźwięki kolorów) i badawczo (Czarna księga kolorów) i medycznie (Nóż w palcu) i absurdalnie chichocząco (Tere fere kuku).

poza rozkładem pisze...

Co gorsze, ten "wzniosły patriotyzm" (romantyczny?) to idea wielkich czynów "my" (i "onych"), wrogości, walki, poczucia zagrożenia.
Nie dotyczy zbieranie po sobie śmieci, dbania o to, co nas otacza, uczestnictwa w kulturze.

Trudno kochać tego pojedynczego, który akurat się z nami nie zgadza :)

poza rozkładem pisze...

Jeszcze link:
http://www.tokfm.pl/blogi/but-w-butonierc/2012/11/nowoczesny_patriotyzm_jest_spolecznie_zaangazowany_/1

Niania Bloguje pisze...

Ale super, następna pozycja warta kupienia. wpisuje na listę zakupów. Zapowiada się świetnie. Muszę ją mieć

poza rozkładem pisze...

Warto.
Także nieco krytycznie przyjrzeć się sztuce zadawania pytań zadawanych przez Brefiniefiera :)