15 listopada 2012

Dom



Dawno, dawno temu przeczytałam po raz pierwszy "Sto lat samotności" Gabriela Garcíi Márqueza. Jako początkująca licealistka niewiele zrozumiałam, ale ta książka zwerbalizowała coś, co jest dla mnie jedną z najbardziej dojmujących i najsmutniejszych obaw: DOM skazany na zagładę, DOM  pracowicie roznoszony przez mrówki.... Znikające Miejsce, które było świadkiem życia...



Trochę to przekorny wstęp do pisania o innym DOMU. Bo "Dom" J.Patricka Lewisa i Roberto Innocentiego (a może Innocentiego i Lewisa?) to opowieść o życiu i historii pewnego miejsca. Oddanie mu głosu, wysłuchanie i przyjrzenie się STU LATOM jego narodzin i śmierci, momentów, które - chcąc nie chcąc doświadcza każdy z nas. I nie są to lata samotności, to opowieść o miejscu, które trwa, jest świadkiem i współtowarzyszem ludzi, którzy przemijają.







Jak wytłumaczyć czym jest "Dom"? Można banalnie zacząć od "Gdyby mury mogły mówić..." Dla mnie to nostalgiczna opowieść rozpięta między niedzisiejszymi, poetyckimi czterowersami, towarzyszącymi im ilustracyjnymi migawkami, wprowadzającymi bohaterów tego spektaklu i imponującymi, malarskimi obrazami Innocentiego. Słowo zapowiada wkraczającą historię, kluczowe wydarzenia z życia ludzi, którzy odnajdą i zasiedlą dom. Obraz rozwija tę opowieść, sugeruje uczucia, wprowadza okruchy codzienności, które tak naprawdę budują nasze życie.

Poetyckie strofy, czasem wręcz patetyczne zderzają się z warstwą graficzną, w której doszukiwać się  można drobnych radości, zalotów, zabawy, ale i znoju, strachu i ciężkiej pracy. To  dzięki obrazom widzimy tak naprawdę upływ czasu, zmieniające się narzędzia i rekwizyty, to, co możemy dostrzec przez otwarte okna i drzwi. Pojazdy i zajęcia ludzi. Zaślubiny, narodziny, dorastanie i śmierć.

Po jednej stronie mamy poezję, po drugiej - realistyczny obraz. W tym wypadku czuję wewnętrzny opór przed nazwaniem ich ilustracjami. Bo prace Innocentiego były pierwsze. Do współpracy został zaproszony J.Patrick Lewis (ich wcześniejsza wspólna książka to "The Last Resort"), który - jak sam twierdzi, dość długo borykał się z poetyckimi wersami. Nie była to zresztą tradycyjna współpraca, bo nigdy się nie spotkali w sprawie "The House" , ani nie rozmawiali o tym, jaki kształt ma przybrać książka.

Dzięki nim możemy wysłuchać opowieści pewnego domu, zbudowanego dawno, dawno temu, "w roku zarazy". Jego historia to jednak tylko ostatnie 100 lat. "Nowe życie". Stulecie, do którego chyba jeszcze jesteśmy dość silnie przywiązani. Czas ogromnych zmian: opowieść o dwudziestym wieku.









"Dom" to opowieść o miłości, sile ludzkich rąk, które dają życie. Także miejscom. O tym, co zostaje za nami, kiedy pakujemy "swe torby podróżne", odchodząc, szukając własnej przestrzeni. 
"Dom" to historia podszyta melancholią, wbrew współczesnym nakazom "bycia szczęśliwym". Czai się w niej smutek, który tak mnie dotknął dawno, dawno temu. Ile w niej odczytają razem z nami dzieci? Wszytko zależy od tego, jaką wizję domu dostaną od nas. Nie tylko tę zwerbalizowaną.

"Dom" także dość jednoznaczna ocena współczesności - "nowego adresu", z którym nie może pogodzić się "Dom Tysiąca Opowieści". Wydaje mi się, że to historia pisana z punktu widzenia kogoś, kto jednak bardziej związany jest z "kiedyś" niż "dziś". A może to perspektywa, z której widzi się więcej?

Jakie przesłanie odsłoni Wam ostatnia karta? Jaką historię odczytacie w ogrodzonej posesji, złych psach strzegących wejścia, karykaturalnych krasnalach, które mają zapewnić życie jak bajce, luksusowym ogrodzie z basenem w miejscu pola, niemym świadku niedawnej ciężkiej pracy i zbierania jej owoców?
Więcej znaczy mniej - czy tak się tylko zdaje?




"Dom"  J. Patrick Lewis, Roberto Innocenti, tłum. Małgorzata Pasicka. Wydawnictwo Bona, 2012.

2 komentarze:

Maryś pisze...

Jak ja się cieszę, że tu trafiłam tym blogowym teleportem! Piękna recenzja...

poza rozkładem pisze...

Dzięki :) A bardzo skomplikowany ten "blogowy teleport"? ;)