21 maja 2013

Czy Zuza ma siurka?






Świat nie jest prosty. Nie dość, że istnieje płeć biologiczna, to jeszcze zawracają nam głowę płcią kulturową. Wszystkie te równouprawnienia, urlopy rodzicielskie, szklane sufity... 
Sześcio czy siedmiolatek  często tkwi po uszy w bezpiecznej, czarno-białej wizji świata, po którym kroczą tacy jak on (czyli pobratymcy z tego samego klanu "Siurkowców") i Ci - TE inne. "Swoi" są oswojeni, "chłopackość" to efekt kilkuletniej edukacji: rodziny, piaskownicy, przedszkola, bajek, gazetek, oferty sklepów... Bycie "Siurkowcem"  to oczywiście bycie lepszym. To stare jak świat zasada - nasi "z klanu" górą. Ale co dzieje się, kiedy jak grom z jasnego nieba, na pewnego kilkulatka, spada wiadomość, że świat może wyglądać jednak trochę inaczej?

O tym właśnie jest pierwsza książka z nowej serii wydawnictwa Entliczek: "Czy Zuza ma siurka?". Taki "grom" to pojawienie się Zuzy w przedszkolu. A drżenie w posadach dotychczasowego porządku świata staje się dobrym punktem wyjścia do rozkręcenia dochodzenia jak to jest z tą wizją świata dobrego materiału na macho.

Wszystko dzieje się w tonacji mocno nie-serio, a cała teoria jak to z Siurkowcami i Bezsiurkowcami było (nawet w epoce mamutów) unosi się w oparach absurdu. Co zresztą zgrabnie podkreślają karykaturalne ilustracje Delphine Durand.





Historia Maksa tkwiącego po uszy w samozadowoleniu z bycia chłopakiem i w opozycji do dziewczyn, którym "czegoś brakuje" i które malują "głupie kwiatki" to właśnie karykatura i żart. Śmiech z tego rozpadnięcia się świata na dwie opcje. Z tego, że dziewczyny "powinny" jedno, a chłopacy drugie. Z niemocy zajrzenia "na drugą stronę", bo tak...

Zuza, która jest sprawczynią zamieszania, rozbija dotychczasowy obraz i wzorzec "Bezsiurkowców". A jest to możliwe dlatego, że jej zwyczaje są bliskie temu, co znał do tej pory tkwiący w stereotypach Maks. Zuza wchodzi wyżej na drzewo, bije się i zawsze wygrywa, gra w nogę. Rety, co to za dziewczyna? 


Maks zaczyna śledztwo czy czasem nie jest ona szczególnym przypadkiem Bezsiurkowca który jednak ma siurka! Dzięki temu wkracza na to cudze terytorium. Ma możliwość zobaczenia dziewczyńskiego pokoju (jednak z kwiatkami), różowej piżamy w mamuty i pomalowanych paznokci Zuzy. W grę wchodzą nawet wspólne wakacje i odkrycie tajemnicy Zuzy. Ona ma cipkę!



Każdy ma to "coś", co czyni go wyjątkowym... A że świat mimo wszystko rozpada się nadal dwie części - na "Siurkowców" i "Cipkówny"? Cóż po czymś jednak ludzi trzeba odróżnić ;) Ważne, że ta druga strona została zidentyfikowana. To dobry punkt wyjścia do poznania. I docenienia nieznanego do tej pory świata.

Nie oskarżałabym książki "Czy Zuza ma siurka?" o stawianie wysokiej barierki dziewczynom, które muszą "przejść na drugą stronę", żeby zaimponować chłopakom. To raczej dobroduszny śmiech i subtelne pokpiwanie sobie z chłopaków, którzy nie chcą zajrzeć na to "cudze" terytorium. I z wszystkich, dla których płeć biologiczna determinuje pozycję, jaką zajmujemy "życiowo". Z dorosłych, którzy skrzętnie dzielą świat na różowo-niebieski. Nie wszyscy mają szczęście mieć brata czy ojca, który ma w sobie swobodę naturysty; siostrę, która w walce bokserskiej wygrywa kocyka pony a zaraz potem czaruje trzepotaniem rzęs i swym uporem.

Dla mnie opowieść "Czy Zuza ma siurka?" (nie Zuzia!) to też pokazanie, w łatwym do przełknięcia tonie nie-serio, że dzieci mają płeć. I odkrywają sprawy płci niezależnie od tego, co życzą sobie dorośli. A dorośli sobie tego często nie życzą...


Ostatnie dyskusje wokół raportu WHO, gdzie znalazły się między innymi postulaty edukacji seksualnej kilkulatków dobitnie to pokazały. Kilka dni temu przypadkowo przyszło mi wysłuchać części opinii słuchaczy radiowej Czwórki (radia jak by nie było adresowanego "do młodych"). W opinii większości (profil FB radiowej czwórki, czwartek, 15 maja) dzieci nie są "istotami seksualnymi", to "bzdura". Padła ironiczna propozycja, że może zaczniemy przy okazji także rozdawać prezerwatywy...

Większość dorosłych słowa "sex" nie kojarzy ze sprawami płci. Co pojawia się w ich głowie, że budzi taką grozę, to ich sprawa. Może jednak remedium jest rozbrajający śmiech? Żart. Nie - grubiański rechot. Dowcip jako punkt wyjścia?

Czemu nie, najpierw trzeba tylko potraktować dziecko poważnie. Jak człowieka. Posiadającego płeć. Ciekawego "skąd biorą się dzieci". I chętnego do "przepracowania" sobie tematu pojawiającego się rodzeństwa ("Zuza chce mieć dzidziusia"). Zdaję sobie sprawę, że mocno dowcipne potraktowanie tematu (jak i on sam) jest nie dla wszystkich do przełknięcia.  Ale może warto zajrzeć na "drugą stronę"?


 
 


Dziękuję wydawnictwo za książki.


"Czy Zuza ma siurka?", "Zuza chce mieć dzidziusia" Thierry Lenain, Delphine Durand, tłum. Marek Puszczewicz. Wydawnictwo Entliczek, 2013.

7 komentarzy:

Maryś pisze...

W mojej biblioteczce jest ta książeczka z dzieciństwa syna :) Wydana w 1999 roku przez Siedmioróg w przekładzie Józefa Waczków, dostarczyła naszym rozmowom wiele radości, choć pamiętam, że była wówczas mocno krytykowana(!)
Chociaż nie ukrywam, że dużo humoru dodało naszemu tłumaczeniu nazwanie części intymnych "kuśiem" i "kuciapką"
Pozostałe książki z serii z Zazie mam już w oryginale, bo ilustracje Delfine Durand nas urzekły :)

poza rozkładem pisze...

Tak, tak wydawał to "Siedmioróg", choć tej edycji nie znam czytałam u Zorro, że ciężar tematyczny został jednak przesunięty w innej miejsce ;)

Rozmawiałam z obecną wydawczynią Entliczka o "trudach" tłumaczenia - "normalność" (bliska rodzinnej terminologii) to zasługa obecnego, odważnego tłumacza.
"Entliczek" poszedł właśnie tropem sympatii dla D.Durand :)

Dorota pisze...

Bardzo sie cieszę, że wydawnictwo Entliczek powstało i że publikuje (jak widać nie jako pierwsze) takie trochę zwariowane pozycje, zwłaszcza że Francuzi znani są ze swojej bezpruderyjności.

Temat płci (pomijając już nawet cielesność czy seksualność) zrobił się strasznie naładowany i takie lekkie, dowcipne potraktowanie go na pewno jest mile widziane. Przy najbliższej okazji na pewno zapoznamy sie z tą książeczką. Dzięki!

poza rozkładem pisze...

Proszę bardzo :)

u nas wyraźnie jakoś większym zainteresowaniem cieszy się "Zuza od siurka" ;) wynoszona co rusz do przedszkola. Po ostatnich rozmowach zastanawiam się co na to inni...

Katarzyna pisze...

Wcale tego u Zorro nie wyczytałam.
Tym bardziej, że to generalnie ta sama książka, główna różnica to to, że określenia części intymnych są różne.

poza rozkładem pisze...

Pisałam/myślałam o całej serii, którą wydał Siedmioróg.

miejskiewiejskie pisze...

To ciekawe. Pamiętam wzrok mojego męża kiedy zaczęłam czytać o Siurkowcach i Bezsiurkowcach;) i ta jego mimika...;) dla mnie to też jest trochę opowieść o tym, że dziewczynom nic nie brakuje (one nie są bez), one są po prostu inne. Mie gorsze/lepsze. Inne. Dzisiaj za to przeczytałyśmy kolejne tomiki- ma adoratorów. Dla mnie niezwykle zabawna część. Ogrom możliwości, który przytłacza Maksa... I ostatnie zdania:-) naprawdę dobrze mi się czytało. Chce mieć dzidziusia- wywołało u mnie niepokój. Dopiero poniżej wyczytałam kwestię oswajania się z rodzeństwem ale i tak... Pozostawiła we mnie niedosyt. Zabrakło mi zakończenia? Pointy? Takiej kropki nad i... Ale to mnie- rodzicowi, ktory myśli inaczej niż sześciolatek. A pewnej szesciolatce (i dwulatce tez!) ta kaiązka sie podobała:)