15 lutego 2015

"Wielkie pytanie" w teatrze Pinokio


fot. D. Senkowski, Teatr Pinokio

„Wielkie pytanie” Wolfa Erlbrucha to książka, w której dziecko – milczący bohater tej opowieści wędruje, zadając, a może tylko zbierając odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Wielkie. A Ono nigdy nie pada. Po co jestem? Dlaczego?! 
Podobnie dzieje się w premierowym spektaklu, opartym na książce Erlbrucha. „Wielkie pytanie” w łódzkim teatrze Pinokio, który wkracza w "rok filozofów". Próbuje klinem wbić się w to, co współczesna popkultura oferuje dzieciom. Z jakim skutkiem?

Było mało głosu. I muzyka. Byłą cisza. I burze.

Nie rozumiem czy aktorzy, czy lalki występują?
Nie rozumiem dlaczego złapali lotnika…
Nie rozumiem dlaczego są wiatry i burze?!

Tata umarł na początku samiutkim.  Cały spektakl to cały jeden dzień – ciągle są przecież urodziny. Niezbyt miły były te urodziny. Nawet przecież nie spojrzał na tort! Wszyscy umierali. 
Dlaczego czarna pszczoła nie przyleciała po tego chłopca?

JA:  A o jakie pytanie (w tytule) chodzi?
Dlaczego… wszyscy umierają w urodziny?!

To reakcje (dosłownie spisane) siedmiolatki, z którą wieczorem rozmawiałam o spektaklu. Nie odmawiam jej prawa do stawiania różnych pytań, i wielkich i małych. Z ciekawością przyglądam się temu, co zobaczyła w przedstawieniu niezwykle intymnym i wyciszonym, pozbawionym efektów kupujących uwagę widza (zwłaszcza kilku, kilkunastoletniego). Słucham i próbuję dostrzec problemy, z którymi się zetknęła.

Najbardziej rzucającym się w oko punktem była wyspa. Wyspy. Ale lalki na nich ginęły. 
Nie rozpoznałam jacy to ludzie…I najsmutniejsze było to, że złapali lotnika!

JA: A najlepsza scena?
Maszerujący żołnierze. I ich muzyka. Padający deszcz i przejrzysta chmura.

„Chłopiec” w spektaklu (Łukasz Batko) milczy. Obdarty ze swej „dziecięcości”, „bycia królem” (urodzinowym)  bo w takiej roli poznajemy go w książce. W spektaklu dziwnie dorosły, przygląda się z uwagą – powagą światu. Przyjmuje pojawiających się w jego świecie gości: tych urodzinowych i zupełnie niespodziewanych: rodziców, pilota, ślepca, żołnierzy, marynarza.  Babcię i matkę. Psa i kota. Słowika i gęś. Cały czas towarzyszy wszystkim, a zwłaszcza chłopcu wierna towarzyszka – Śmierć. Ubrana w czarne pióra kruka wnosi ze sobą całe bogactwo symboliki tej figury. Ale nam, może „dzięki książce”, w której śmierć pojawia się w znaczącym towarzystwie pewnego owada, przypominała czarną pszczołę. Królową-matkę, co rusz otulającą kolejne postaci znikające ze sceny. Ze świata.  
Cały czas, gdzieś w tle i z boku jest obecny i ogrodnik. Starzec przypominający swą fizjonomią Boga Ojca i Stwórcę. To on przekazuje chłopcu właściwie finałową radę: „Jesteś po to  by nauczyć się cierpliwości.”

Spektakl w reżyserii Marcina Jarnuszkiewicza to także lekcja cierpliwości. Krucha i delikatna. Drżałam (przy wstrzymujących dech dorosłych i kilkorgu dzieciach) o skupienie i ciszę. Nieśpieszny rytm, monochromatyczne barwy, subtelnie sącząca się muzyka. Cisza. Drobne, kruche lalki, delikatne gesty i szeptem wprowadzone odpowiedzi – „klucze” do naszego bycia w świecie.

Domyślam się intencji: „Wielkie pytanie” ma sprowokować do zatrzymania się. I poszukiwania. Dopingując całym sercem teatrowi Pinokio wątpię jednak czy uda się zatrzymać uwagę 7-10 latków o percepcji, w znakomitej większości,  przyzwyczajonej do zgoła odmiennych bodźców…

fot. D. Senkowski, Teatr Pinokio


Trzy brunatne łany zaoranej ziemi to pagórki, które tworzą ładną perspektywę. A może wysp (które zobaczyła siedmiolatka), na których tkwi bohater? Wiszą nad nimi obłoki. Wieje wiatr, Przechodzą burze. Mija czas (w moim odczuciu). Gdzieś z boku stale obecny jest różowy, lukrowany tort urodzinowy. Z innego świata. Obcy. Cały czas zastanawiam się nad naszym – rodzinnym spojrzeniem na „Wielkie pytanie”, być może diagnozującym dorosłe i dziecięce widzenie tego spektaklu. Dla siedmiolatki jeden dzień smutnych urodzin. „Teraz” i „wyspa” – inny, daleki świat. Dla mnie – rozwijająca się historia, dotykająca każdego z nas. W każdym przypadku pojawiają się pytania. Czy wielkie? Kto i kiedy ma o tym decydować?!

W książce Wolfa Elrbrucha rozmaite odpowiedzi  „dlaczego” i „po co jesteśmy” pojawiają się  w różnej, wydawało by się przypadkowej kolejności. Patrząc na uporządkowany, połączony narracją i pomysłem na opowieść pochód postaci odwiedzających chłopca w spektaklu, myślę już inaczej: kolejne karty co rusz przynoszące odpowiedzi z różnych światów to celowy zabieg – Erlbruch niczego nie narzuca. Żadnej hierarchii i ważności. W spektaklu M.Jarnuszkiewicza wszystko jest o wiele bardziej klarowne. Wszyscy umierali – powiedziała siedmiolatka.  Stałym leitmotifem  jest czarna pszczoła zabierająca kolejne postaci. Przedstawienie  staje się w jakiś sposób „ciągiem dalszym”  „Gęsi, śmierci i tulipana”, wcześniej reżyserowanego przez M.Jarnuszkiewicza spektaklu opartego na książce Wolfa Erlbrucha. Tylko dlaczego nie zabrała chłopca? – pyta siedmiolatka.

Po co więc to dorosłe dziecko – pełen powagi od samego początku chłopiec – przebywa swoją drogę? Spotyka kolejne osoby, które traci? Co zyskuje? Czy czas przynosi mu jakąś mądrość? Jaką?! W końcu losy większości postaci kończą się porażką: żołnierze, marynarz, lotnik… Czy reżyser, porządkując inspirujące go „Wielkie pytanie” pozostawia je otwarte? Czy jednak narzuca swoją perspektywę? 

Trzymam się tej jaśniejszej strony:  padający deszcz, wspierający chłopca ogrodnik i rozkwitające kwiaty na surowej, zaoranej ziemi dają nadzieję, tak jak nadchodząca wiosna. Brak mi jednak tego, co „zakodowała” książka Erlbrucha – perspektywy dziecka, dla którego śmierć, o którą pyta, może mieć suknię w groszki, a okręt na morzu jest zapowiedzą dalekiej podróży nie zaś katastrofy.


Najnowsza premiera w teatrze Pinokio jest wymagającą ofertą. Po co taka? Zadano sobie to istotne pytanie, by  zachęcić do sięgnięcia po różne odpowiedzi, w tym bardzo istotną:  najciekawsze zagadki to te, na których rozwiązania jeszcze nie znamy. „Wielkie pytanie” zachęcić ma do poszukiwania. Warto przygotować się do tej podróży, zwłaszcza jeśli zabieramy ze sobą klasę, w której każde dziecko ma odmienny bagaż (także kulturowy) i kompetencje. Trzymam kciuki za to, by „Wielkie pytanie” stało się okazją do zejścia z utartych szlaków. Nie ma szkoły bez pytań – piszą twórczynie „Zeszytów kreatywnych” towarzyszących spektaklowi. Podobnie jak i życia...

"Wielkie pytanie"
Wolf Erlbruch
tłumaczenie Julian Kutyła
reżyseria: Marcin Jarnuszkiewicz
scenografia: Marta Zając
muzyka: Mateusz Dębski

2 komentarze:

ŻELKOŻERCY pisze...

Czekałam na ten wpis! Jechać do Łodzi czy nie jechać? Warto czy nie warto? Już wiem, że MUSZĘ! Książkę mamy i lubimy (czy "lubimy" to dobre słowo?), zdarzało nam się dyskutować o niej, pytać, wymyślać i kombinować. Bałam się inscenizacji... Teraz już wiem, że nawet jeśli nie kupi mnie ten spektakl w całości to będzie o czym rozmawiać. Dzięki za "cytaty z siedmiolatki", dla mnie bezcenne! Pozdrawiamy, damy znać po spektaklu.

poza rozkładem pisze...

Cieszę się, że jesteś chętna do zobaczenia spektaklu. Ciekawa jestem "czy kupi Cię" czy też niekoniecznie... Jeszcze bardziej interesują mnie reakcje dzieci. Idę niebawem kolejny raz, tym razem z klasą dziecka. Ciekawe...
Czekam na Twoją reakcję!
(a w Pinokiu będzie i Lem, i Kołakowski dla dzieci!)