fot. D. Senkowski, Teatr Pinokio |
Podobnie dzieje się w premierowym spektaklu, opartym na
książce Erlbrucha. „Wielkie pytanie” w łódzkim teatrze Pinokio, który wkracza w "rok filozofów". Próbuje klinem wbić się w to, co współczesna popkultura
oferuje dzieciom. Z jakim skutkiem?
Było mało głosu. I
muzyka. Byłą cisza. I burze.
Nie rozumiem czy
aktorzy, czy lalki występują?
Nie rozumiem dlaczego
złapali lotnika…
Nie rozumiem dlaczego
są wiatry i burze?!
Tata umarł na początku
samiutkim. Cały spektakl to cały jeden
dzień – ciągle są przecież urodziny. Niezbyt miły były te urodziny. Nawet
przecież nie spojrzał na tort! Wszyscy umierali.
Dlaczego czarna pszczoła nie
przyleciała po tego chłopca?
JA: A o jakie pytanie (w
tytule) chodzi?
Dlaczego… wszyscy
umierają w urodziny?!
To reakcje (dosłownie spisane) siedmiolatki, z którą
wieczorem rozmawiałam o spektaklu. Nie odmawiam jej prawa do stawiania różnych
pytań, i wielkich i małych. Z ciekawością przyglądam się temu, co zobaczyła w
przedstawieniu niezwykle intymnym i wyciszonym, pozbawionym efektów kupujących uwagę
widza (zwłaszcza kilku, kilkunastoletniego). Słucham i próbuję dostrzec problemy,
z którymi się zetknęła.
Najbardziej rzucającym
się w oko punktem była wyspa. Wyspy. Ale lalki na nich ginęły.
Nie rozpoznałam
jacy to ludzie…I najsmutniejsze było to, że złapali lotnika!
JA: A najlepsza scena?
Maszerujący żołnierze.
I ich muzyka. Padający deszcz i przejrzysta chmura.
„Chłopiec” w
spektaklu (Łukasz Batko) milczy. Obdarty ze swej „dziecięcości”, „bycia królem”
(urodzinowym) bo w takiej roli poznajemy
go w książce. W spektaklu dziwnie dorosły, przygląda się z uwagą – powagą światu.
Przyjmuje pojawiających się w jego świecie gości: tych urodzinowych i zupełnie
niespodziewanych: rodziców, pilota, ślepca, żołnierzy, marynarza. Babcię i matkę. Psa i kota. Słowika i gęś. Cały
czas towarzyszy wszystkim, a zwłaszcza chłopcu wierna towarzyszka – Śmierć. Ubrana
w czarne pióra kruka wnosi ze sobą całe bogactwo symboliki tej figury. Ale nam,
może „dzięki książce”, w której śmierć pojawia się w znaczącym towarzystwie pewnego owada, przypominała czarną pszczołę. Królową-matkę, co rusz
otulającą kolejne postaci znikające ze sceny. Ze świata.
Cały czas, gdzieś w tle i z boku jest obecny
i ogrodnik. Starzec przypominający swą fizjonomią Boga Ojca i Stwórcę. To on
przekazuje chłopcu właściwie finałową radę: „Jesteś po to by nauczyć
się cierpliwości.”
Spektakl w reżyserii Marcina Jarnuszkiewicza to także lekcja
cierpliwości. Krucha i delikatna. Drżałam (przy wstrzymujących dech dorosłych i
kilkorgu dzieciach) o skupienie i ciszę. Nieśpieszny rytm, monochromatyczne barwy,
subtelnie sącząca się muzyka. Cisza. Drobne, kruche lalki, delikatne gesty i
szeptem wprowadzone odpowiedzi – „klucze” do naszego bycia w świecie.
Domyślam się intencji: „Wielkie pytanie” ma sprowokować do
zatrzymania się. I poszukiwania. Dopingując całym sercem teatrowi Pinokio
wątpię jednak czy uda się zatrzymać uwagę 7-10 latków o percepcji, w znakomitej
większości, przyzwyczajonej do zgoła
odmiennych bodźców…
fot. D. Senkowski, Teatr Pinokio |
Trzy brunatne łany zaoranej ziemi to pagórki, które tworzą
ładną perspektywę. A może wysp (które zobaczyła siedmiolatka), na których tkwi
bohater? Wiszą nad nimi obłoki. Wieje wiatr, Przechodzą burze. Mija czas (w
moim odczuciu). Gdzieś z boku stale obecny jest różowy, lukrowany tort urodzinowy. Z innego
świata. Obcy. Cały czas zastanawiam się nad naszym – rodzinnym spojrzeniem na „Wielkie
pytanie”, być może diagnozującym dorosłe i dziecięce widzenie tego spektaklu.
Dla siedmiolatki jeden dzień smutnych urodzin. „Teraz” i „wyspa” – inny,
daleki świat. Dla mnie – rozwijająca się historia, dotykająca każdego z nas. W
każdym przypadku pojawiają się pytania. Czy wielkie? Kto i kiedy ma o tym
decydować?!
W książce Wolfa Elrbrucha rozmaite odpowiedzi „dlaczego” i „po co jesteśmy” pojawiają
się w różnej, wydawało by się
przypadkowej kolejności. Patrząc na uporządkowany, połączony narracją i
pomysłem na opowieść pochód postaci odwiedzających chłopca w spektaklu, myślę
już inaczej: kolejne karty co rusz przynoszące odpowiedzi z różnych światów to
celowy zabieg – Erlbruch niczego nie narzuca. Żadnej hierarchii i ważności. W
spektaklu M.Jarnuszkiewicza wszystko jest o wiele bardziej klarowne. Wszyscy
umierali – powiedziała siedmiolatka. Stałym
leitmotifem jest czarna pszczoła zabierająca kolejne postaci. Przedstawienie
staje się w jakiś sposób „ciągiem
dalszym” „Gęsi, śmierci i tulipana”,
wcześniej reżyserowanego przez M.Jarnuszkiewicza spektaklu opartego na książce
Wolfa Erlbrucha. Tylko dlaczego nie zabrała
chłopca? – pyta siedmiolatka.
Po co więc to dorosłe dziecko – pełen powagi od samego
początku chłopiec – przebywa swoją drogę?
Spotyka kolejne osoby, które traci? Co zyskuje? Czy czas przynosi mu jakąś
mądrość? Jaką?! W końcu losy większości postaci kończą się porażką: żołnierze,
marynarz, lotnik… Czy reżyser, porządkując inspirujące go „Wielkie pytanie”
pozostawia je otwarte? Czy jednak narzuca swoją perspektywę?
Trzymam się tej jaśniejszej
strony: padający deszcz, wspierający
chłopca ogrodnik i rozkwitające kwiaty na surowej, zaoranej ziemi dają nadzieję,
tak jak nadchodząca wiosna. Brak mi jednak tego, co „zakodowała” książka
Erlbrucha – perspektywy dziecka, dla którego śmierć, o którą pyta, może mieć
suknię w groszki, a okręt na morzu jest zapowiedzą dalekiej podróży nie zaś
katastrofy.
Najnowsza premiera w teatrze Pinokio jest wymagającą ofertą.
Po co taka? Zadano sobie to istotne pytanie, by
zachęcić do sięgnięcia po różne odpowiedzi, w tym bardzo istotną: najciekawsze zagadki to te, na których
rozwiązania jeszcze nie znamy. „Wielkie pytanie” zachęcić ma do poszukiwania.
Warto przygotować się do tej podróży, zwłaszcza jeśli zabieramy ze sobą klasę,
w której każde dziecko ma odmienny bagaż (także kulturowy) i kompetencje.
Trzymam kciuki za to, by „Wielkie pytanie” stało się okazją do zejścia z
utartych szlaków. Nie ma szkoły bez pytań
– piszą twórczynie „Zeszytów kreatywnych” towarzyszących spektaklowi. Podobnie
jak i życia...
"Wielkie pytanie"
Wolf Erlbruch
tłumaczenie Julian Kutyła
reżyseria: Marcin Jarnuszkiewicz
scenografia: Marta Zając
muzyka: Mateusz Dębski
2 komentarze:
Czekałam na ten wpis! Jechać do Łodzi czy nie jechać? Warto czy nie warto? Już wiem, że MUSZĘ! Książkę mamy i lubimy (czy "lubimy" to dobre słowo?), zdarzało nam się dyskutować o niej, pytać, wymyślać i kombinować. Bałam się inscenizacji... Teraz już wiem, że nawet jeśli nie kupi mnie ten spektakl w całości to będzie o czym rozmawiać. Dzięki za "cytaty z siedmiolatki", dla mnie bezcenne! Pozdrawiamy, damy znać po spektaklu.
Cieszę się, że jesteś chętna do zobaczenia spektaklu. Ciekawa jestem "czy kupi Cię" czy też niekoniecznie... Jeszcze bardziej interesują mnie reakcje dzieci. Idę niebawem kolejny raz, tym razem z klasą dziecka. Ciekawe...
Czekam na Twoją reakcję!
(a w Pinokiu będzie i Lem, i Kołakowski dla dzieci!)
Prześlij komentarz