Uwielbiam pewną wytrwałą siedmiolatkę za samoświadomość i
talent do stawiania pytań. Za widzenie więcej w otaczającej rzeczywistości.
Choć są momenty kiedy wątpię czy ten rodzaj rozwijanego talentu nie jest raczej
balastem w dzisiejszym świecie. Kiedy wpadam w zachwyt, trzeźwo przywołuje mnie
do porządku: „eeech, każda mama mówi tak o swoim dziecku”.
Dużo więcej nie mogę
zdradzić, lojalna wobec swych
dzieci. Każde w nich dostało na swe pierwsze urodziny symboliczną książkę. Tę
samą. Element „pudełka posagowego”. „Wielkie pytanie” Wolfa Erlbrucha. Na całe
życie.
„Wielkie pytanie”. Lakoniczne. Czasem oczywiste w
zestawieniu słowa i obrazu. Dotykające prozy życia. I tej bardziej poetyckiej
strony. Niewypowiedziane. Choć domyślamy się jego kształtu, zwłaszcza jeśli
wrócimy do tego, co na okładce. Dziecko.
Na Ziemi. Wiele różnych odpowiedzi. Choć żadna nie jest „tą własną”. Bo
wszystkie – równolegle – ten bohater z
okładki i przed książką otrzymuje od innych. „Wielkie pytanie”, które ma zachęcać do
poszukiwania.
Bardzo jestem ciekawa gdzie zaprowadzi nas spektakl
łódzkiego teatru Pinokio. „Wielkie pytanie” w reżyserii Marcina Jarnuszkiewicz
(którego „Gęsią, śmiercią i tulipanem” wg Erlbrucha nie tak dawno się zachwycałam). Dziś pokaz przedpremierowy. Jutro - premiera
- Czy wiesz, że jest jedno pytanie na które nikt nie zna
odpowiedzi? – zapytała pewnego wieczoru siedmiolatka, przerywając łóżkowy seans
czytania.
- ? -dodałam
- To, kiedy umrzemy – uprzejmie wyjaśniła - A teraz czytaj dalej.
1 komentarz:
Wielkie pytanie to kolejny mocny głos w polifonii języka teatralnego Marcina Jarnuszkiewicza. Drugi z trzech zapowiedzianych spektakli zrealizowanych według książek Wolfa Erlbrucha (po warszawskiej Gęsi, Śmierci i Tulipanie) jest widowiskiem osobnym na tle obowiązujących podziałów na teatr adresowany do młodego lub dorosłego widza.
Zapraszam do lektury tekstu poświęconemu "Wielkiemu pytaniu" w Teatrze Pinokio w Łodzi.
Prześlij komentarz