9 września 2011

O Zającu, który szukał Swojego Miejsca


"O Zającu, który szukał Swojego Miejsca"  to historia "z drugiem dnem". Nie wiem czy odczytają ją dzieci, czy dotrą do tych "sensów na zapleczu".  Mam wrażenie, że moim kilkulatkom - przedszkolakom trudność sprawia "dorosły" - poważny sposób prowadzenia opowieści, zdania wielokrotnie złożone, nagromadzenie epitetów i porównań. Wolimy oglądać ilustracje. I właściwie mogłyby one funkcjonować oddzielnie...

Książka Agaty Baranowskiej opowiada historię pewnego Zająca. Dorosłym językiem, dorosłą składnią i ilustracjami pełnymi powagi - próbuje przekazać dziecku pewne przesłanie na jego "drogę życiową". 
Zając, mieszkaniec niewielkiego sklepu z zabawkami, postanawia - zamiast biernie czekać na spełnienie swego marzenia - zacząć działać. 

(...) pokonać lęk przed nieznanym światem i wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Swego Miejsca.






Ilustracje, które widziałam już wcześniej na stronie wydawnictwa zapowiadały dużo, ale samej opowieści "o aktywnej postawie życiowej" brakuje lekkości i finezji. Bardzo "dorosłe" i  pełne powagi jest prowadzenie historii Zająca. Po ucieczce ze sklepu do tętniącego życiem Miasta, próbując się tam zakorzenić. A to - myjąc szklane wieżowce, a to kierując autobusem. To moment, w którym właściwie jeden raz - humorem i lekką ironią zostaje przełamana powaga opowieści (uwaga warszawiacy - to "puszczenie oka" w Waszą stronę).




Historia Zająca rozwija się etapami - "skokowo" chciałoby się rzecz. Z Wielkiego Miasta Zając "przeskakuje" do elektrociepłowni pod Miastem, a potem ucieka na peryferie. Czytając książkę trochę ma się wrażenie, że brakuje w narracji jakiegoś rytmu i powiązania kolejnych stron - etapów. Zadawałam sobie nawet pytanie czy są one wszystkie konieczne? Z drugiej strony trochę wygląda to tak, że sama historia powstała "pod ilustracje". I to w nich kryje się niezwykłość tej książki.




Pomimo tego, że druk ujął pewnie nieco obrazom Agaty Baranowskiej dużo tu świeżości w podejściu do tego, co można zaoferować dziecku. Zaczynając od "tematów" (komin fabryczny, reflektor lokomotywy), po zabawę perspektywą i sposób potraktowania głównego bohatera (czasem widać tylko jego ucho). 

Sama autorka przyznaje: chciałam żeby ilustracje mogły funkcjonować również bez tekstu, jako samodzielne byty, nawet wyrwane z kontekstu. I chyba jest, że u nas tak funkcjonują. W jej pracach widać deklarowaną inspirację malarstwem Edwarda Hoppera. I tak, jak na jego obrazach - ilustracje Agaty Baranowskiej, ze swymi fotograficznymi kadrami i realizmem, tworzą subtelną atmosferę. Pomiędzy kartkami książki czuć unoszący się smutek, a może to raczej pełne spokoju pogodzenie się z tym, jakie figle płata nam "droga życiowa"?

Zając na ilustracjach Agaty Baranowskiej jest wiecznie zdziwiony, czasem w ogóle go nie widać, a obrazy, jak się wydaje, wprowadzają w klimat subtelnie metafizyczny. Kiedy wędrówka głównego bohatera osiąga swój cel,  nie jest nam dane obejrzeć twarzy Zająca - co czuje odnalazłszy Swoje Miejsce? Sporo tu zagadek. I być może to zagadka dla każdego z czytelników książki Agaty Baranowskiej - czy pogodzenie się z tym, co nas spotyka na naszej (mniej lub bardziej aktywnej) drodze życiowej to smutek, zabarwiona melancholią zaduma czy "po prostu"  - chwila metafizycznej ciszy. 






Dziękuję wydawnictwu Ilustratornia za udostępnienie egzemplarza książki

"O Zającu, który szukał Swojego Miejsca" Agata Baranowska. Wydawnictwo Ilustratornia, 2010. 

Brak komentarzy: