Jklmnopqr
Stuvwxyz
Triada. Alfabet podzielony na trzy części, a każdej literze
dedykowane zostały co najmniej dwie karty. Są takie, którym oddano głos na
dłużej: das Buch (książka), der Bart (broda), der Bach (strumyk), die Brücke
(most), der Bär (niedźwiedź), der Brief (list do Pana - ? - Brauna z Berna)…
Zeigen (pokazać), der Zeppelin (sterowiec), zwei (dwa), der
Zaun (płot), der Zug (pociąg), der Zweig (gałąź)…
Znając książki Iwony Chmielewskiej możecie podejrzewać, że wszystko
zostało to skrupulatnie zaplanowane, a kolejne karty łączy sieć
powiązań i zależności. Alfabet – wiedza podstawowa i fundamentalna. Jak podają
słowniki synoninów to elementarz,
elementy, fundament, fundamentalia,
hieroglify, indeks, katechizm,
pismo, początki, podstawy,
podwalina, preorientacja, propedeutyka, przysposobienie, rudymenty, skorowidz,
spis, wprowadzenie, wstęp, zarys...
Każda ze stron, poświęcona misternie budowanym skojarzeniom
z daną literą przywołuje postaci, sytuacje, zjawiska, miejsca, idee, dzieła sztuki, które dzięki czytelnikowi
ułożyć się mogą w rozmaite (znaczące) pasaże. Kolejne karty – zagadki,
prowokują do poszukiwań, otwierają rozmaite przestrzenie. I nie jest to raczej „patrzenie
Iwoną Chmielewską” (a właściwie „podmiotem
czynności twórczych”), choć jest ona niezwykle świadomą reżyserką
procesu lektury.
Alfabet „abc.de” prowokuje do odkrywania naszych własnych
dróg bycia w kulturze. Subtelnie wzbudza pragnienie by „wiedzieć” i „rozumieć”.
Zachęca do zadania pytania czym jest wiedza we współczesnym świecie, w którym
Internet i jego „zasoby” stały się równoległą rzeczywistością., a mądrości
szukamy z pomocą wyszukiwarek…
A może odwrotnie: „abc.de” jest takim zestawem „pierwszej
pomocy” w pędzącym na złamanie karku świecie?
Prowokacją by zatrzymać się, a dzięki subtelnie podsuwanym tropom i „oceanie
informacji” w sieci znaleźć drogowskazy do niespiesznych poszukiwań?
„A”: der Apfel.
Jabłko. Owoc poznania dobra i zła. Owoc, po który sięgnęli Adam i Ewa (także z
obrazu Lucasa Cranacha). Gest, który nie tylko przywołuje złamanie bożego
porządku, ale i symboliczny pierwszy znak
wolnej woli. Der Apfel nie pojawia się – przywołane gatunkowo – w
Biblii. Adam i Ewa sięgają po prostu po owoc
z drzewa poznania. To kultura judeochrześcijańska identyfikuje je ze sobą. A
jabłko, związane z rytuałami pogańskimi i płodnością, staje się znakiem pożądania, by, trochę później –
stać się także atrybutem królewskim.
Nie jest to przypadkowy początek, bo Iwona Chmielewska jest
niezwykle przenikliwą architektką książki. Od jabłka i „der Adventskalender” (kalendarza
adwentowego) prowadzi nas do 24 grudnia
na ostatniej karcie poświęconej literze „Z”: der Zweig (gałąź) i Stefana
Zweiga, którego książki wypełniają biblioteczkę. A obok der Zug (pociąg)… Stefan Zweig, który
urodził się w Austrii, w rodzinie pochodzenia żydowskiego jest znany nie tylko
ze swych książek, zainteresowania psychologią i Freudem. Pacyfista i przeciwnik
faszyzmu, po wyemigrowaniu z Europy, w 1941 roku wraz z żoną sięgnął po
ostateczny wyraz sprzeciwu wobec hitleryzmu. Popełnili razem samobójstwo…
Życie i śmierć łączy się ze sobą w zadziwiający sposób. 24
grudnia, Wigilia Bożego Narodzenia, znacząca sylwetka Stefa Zweiga. Na biurku
leży prezent – niespodzianka. A za oknem widać gałęź (na której siedzi
ludzkość?) i to niebo gwiaździste nad nami… Gdzie w takim razie prawo moralne? Czy mamy tę
pewność co Kant, jeśli jest w nas świadomość tego, co historia nierozłącznie
związała z kręgiem niemieckojęzycznym ?
Podróżując przez tę
książkę, przez całe bogactwo tropów i symboli, motywów i znaków przywołując
tradycję kultury niemieckojęzycznej nie opuszcza mnie to pytanie: unde malum? Ale to moja, jedna z deptanych
ścieżek. Prowokowana także przez znaki zapytania stawiane przez dzieci. Nawet
jeśli one nie mają całego bagażu pakowanego na drodze edukacji „bycia w świecie”,
to nie znaczy, że nie zadają pytań. Po swojemu. A ta książka uczy pytać.
Przyglądać się z uwagą i poszukiwać.
Ja idę swoimi tropami, doceniając przestrzeń, którą książki Iwony Chmielewskiej
otwierają przed czytelnikami. Nie znając zupełnie języka niemieckiego, patrzę
na lewo i stronę z „nachdenken” (rozmyślać) i Fryderykiem Nitzsche, kroczącym po schodach
(i złudzeniach?) Obok, po prawej „der Nachmittag” (popołudnie), za oknem –
widać tęczę. Czy to przypadek, że pokój, który widzimy zlokalizowany jest w Nürnberg czyli w Norynberdze?
„abc.de” udowadnia, że prosta formuła „alfabetu”
niekoniecznie musi prowadzić tylko do zabawy, czy popisu finezji i
elegancji. Sztuką jest nie uciekać od
obowiązku zadawania pytań trudnych, dotykania tego, co pod podszewką
oczywistości, prowokowania by „chcieć wiedzieć”.
Jak udowadnia Iwona
Chmielewska, niekoniecznie trzeba pisać wiersze, by stać się poetką słowa i
obrazu. Litania słów i pojęć, wywołuje cały wszechświat zdarzeń, postaci i idei
budujących świat, podsuwa możliwość kontemplacji. Dotknięcia istotnego, o czym
coraz częściej zapomina świat. Wspinanie się na szczyty jest wyzwaniem i
niebezpieczeństwem, ale okładka sugeruje nagrodę – co znajdziemy w tym rogu
obfitości? Czy samą słodycz?
9 komentarzy:
Aniu, ciekawa jestem skąd pani Iwona miała pomysł, żeby akurat język niemiecki był podstawą tej książki? Wiesz może? Pozdrawiam!
Na skrzydełku obwoluty jest słowo "od autorki":
"Regelinda – uśmiechnięta Polka z katedry w Naumburgu. Znajdziecie ją w tej książce. Jako Polka też uśmiecham się do nie tak obcego mi języka i bliskiej mi kultury.Dużo zawdzięczam mojej babci Huldzie Jaeger, która uczyła mnie niemieckich wierszyków i śpiewała do snu Stille Nacht, nie tylko zimą.
Była prostą łódzką tkaczką, ale ją też znajdziecie w tej książce. Babciu, chyba się tego nie spodziewałaś"
Ale ja szukam - o czym starałam się napisać - własnego klucza :)
Pomimo "łódzkich" wątków i istotności pierwiastka niemieckiego w historii mojego miasta.
//przy okazji sprawdziłam na stronie wydawnictwa: "nakład wyczerpany"; trzeba się śpieszyć!
"Oczy" już niedostępne...
Ojej, nie strasz, ja chciałam zamówić dopiero przed wyjazdem do Polski. Dziękuję za informacje!
Hulda Jaeger? Nie wiedziałam! Świetnie!
Ech, kobiety przeszłości.
Babcia pojawia się nie tylko przywołana na skrzydełku obwoluty :)
"jest w nas świadomość tego, co historia nierozłącznie związała z kręgiem niemieckojęzycznym" - architekci historii mieli w tym swój niebagatelny udział!
w związku z tą książką przypomniała mi się sytuacja czytelnicza opisana w "Dwunastu stacjach" Tomasza Różyckiego, ta o przeglądaniu w dzieciństwie niemieckojęzycznego atlasu anatomicznego oraz moja własna sytuacja książkowa - obecny przez całe dzieciństwo wielki i absurdalnie szczegółowy niemiecki atlas świata.
"Prowokacją by zatrzymać się, a dzięki subtelnie podsuwanym tropom i „oceanie informacji” w sieci znaleźć drogowskazy do niespiesznych poszukiwań?" zgadzam się całkowicie; wyobrażam sobie małego oglądacza tej przeznaczonej dla dorosłych książki Chmielewskiej, który właśnie w niej widzi pierwszy raz nazwisko pisarza...
A dlaczego wiążesz tę książkę obrazową z założeniem, że jest tylko i przede wszystkim - dla dzieci ("mały oglądacz")?
Niezupełnie - myślę o niej właśnie jako o książce rodzinnej karmiącej wszystkich po trochu, jak mój atlas geo, czy Różyckiego atlas anatomiczny. Dorosły rozczyta wszystkie treści (oby), bo ta książka jest zrobiona z kultury, ale dziecku, które ogląda ją u boku dorosłego, być może zapadnie w pamięć nazwisko i kiedyś wypłynie - bardzo szlachetna rola.
A ponadto zastanawiam się nad odbiorcą w wieku gimnazjalnym - ale do tego muszę ją rzetelnie obejrzeć, bo za mną dopiero pierwszy zachwyt.
"książka rodzinna" - ładnie :)
"abc.de" to chyba takie (o wielu odcieniach) zaproszenie do "rozczytania"... Na wczorajszym spotkaniu ładnie wybrzmiały głosy dzieci o "elementarzu" - także dla dorosłych (co może obraz...).
Zajrzyj do relacji z "działania": ładnie widać, jakie przestrzenie otwierają się w dzieciach, co mogą (jeszcze) dorośli... (litera "J" i "D" - dzieci, "W" - studentki pedagogiki...)
http://czytaniewlodzi.blogspot.com/2015/06/niedziela-z-abcde.html
Prześlij komentarz