5 października 2012

Nie żałuję...

Ach, wolność... (...) To zupełnie inna sprawa. Może kiedy ma się dzieci, nie jest się już tak bardzo wolnym? W każdym razie nie na motorze. Ale wiesz co (...)? Nie żałuję.



Ach, szkoda jednak, że dzieci tak szybko tak dorastają. Przynajmniej na razie te "książkowe". Euforia wywołana kopertą z nową książką ze znajomą postacią na okładce ta sama. Niecierpliwe oczekiwanie dzieci "kiedy przeczytam" ta sama. Moja ekscytacja ta sama. Nie ten sam jednak Tsatsiki...

Może taka melancholia dotknie mnie, kiedy poczucie (dobrowolnego) wyrzeczenia się wolności zastąpią "nowe zasady" dorastających dzieci? Zero trzymania za rękę. Zero pocałunków i "przytulańców". Dużo własnych spraw, poszerzania własnego terytorium i buntu. Pierwsze miłości, odkrywanie nieznanych terytoriów, szukanie własnej drogi.

Tak, tak. Kocham Tsatsikiego bezgranicznie. Miłością tą zaraziłam różnych rodziców naokoło. Ale jak każde dziecko dorasta. Rozkosznie bliskie naszym sercom, zabawne, poruszające, prawdziwe i mądre pierwsze trzy części zaprowadziły nas do  najnowszej książki Moni Nilsson "Tsatsiki i miłość".

Nie brak jej siły poprzednich przygód, dowcipu, daru obserwacji i rozumienia świata dziecka. Rozśmieszając nas, Moni Nilsson cały czas udowadnia z jaką powagą traktuje prawo do samodzielnego myślenia i wolności dziecka. Z niewymuszonym wdziękiem porusza sprawy najtrudniejsze, pisząc o nich bez patosu i prawdziwie.

Tych, którzy nie znają jeszcze Tsatsikiego odsyłam do początku serii. Nie wolno Wam czytać o tym co się wydarzy dalej! Zepsujecie sobie niewyobrażalną frajdę!



Ci, którzy znają już Tsatsikiego wiedzą, że wyruszył on w samotną podróż do umierającego dziadka w Grecji. Aby być przy nim. Niech nie zmyli Was tytuł ostatniej części, bo jej początek to poruszający opis dziecka wychowanego w kulturze "bogatej Północy", gdzie śmierć została usunięta na margines. W Grecji jego rodzinna historia staje się okazją do pokazania tego, co i my chcielibyśmy ukryć przed dziećmi - odchodzenie, chorobę, śmierć, pogrzeb. Moni Nilsson patrzy na to oczami prostolinijnego (jeszcze) dziecka, gdzie nie ma miejsca na "słuszne" i "niesłuszne" obserwacje.

Życie rządzie się swoimi prawami, dzieci dość szybko otrząsają się i przyjmują z naturalnością prawa, które rządzą światem. Po śmierci przychodzi czas na fascynacje, ryzykowne podróże za dojrzałą kuzynką i trafne obserwacje - niesprawiedliwego często - świata dorosłych.
Po wakacjach Tsatsiki wraca do Szwecji i zaczyna nowy etap w swoim szkolnym życiu. Idzie do czwartej klasy. Margines swobody i wolności robi się coraz obszerniejszy, a otoczenie dostarcza zdumionym czwartoklasistom argumentów na to, że dorastają. Ach, dorastają wielowymiarowo. Także miłośnie, bo przecież najnowsza część to "Tsatsiki i miłość"!

Jest wiec miejsce na owoce miłości (Mamuśka i Jens czekają na młodszą siostrę Tsatsikiego), trudy miłości i pierwsze wtajemniczenia. Grubym nietaktem byłoby zdradzanie niuansów losów dorastającego Tsatsikiego. On sam zaczyna dostrzegać, że pewne sprawy nie nadają się już dla Mamuśki.
I trochę też tak jest z najnowszą książką Moni Nilsson - nie jest to lektura dla pruderyjnych matek, które wołać będą o pomstę do nieba. To lektura dla matek, które potrafią uszanować prywatność dziecka, dać mu wolność i miejsce na samodzielne zgłębianie czym jest istota miłości i o jaką siłę w niej chodzi.
Niektórych rodziców bulwersuje tempo dojrzewania Tsatsikiego, brak oporów "u Skandynawskich pisarzy",  aby opisywać "pocałunki z języczkiem" czy kolacje zakochanych czwartoklasistów. Z drugiej strony większość z nich zachwyca się naturalnością cyklu opowieści Monii Nilsson czy sposobem myślenia jej o dziecku. Z prawami dziecka (i każdego człowieka), także z prawem do intymności i uznania faktu, że każdy jest istotą seksualną jest jak z wolnością i miłością. Nigdy nie można być "do połowy" wolnym czy zakochanym (w ciąży także nie da się być "tylko trochę", co dobitnie widać po Mamuśce;). Nie da się szanować dziecka i zakładać, że wiem lepiej, kiedy nadchodzi jego czas na dorastanie. To trudna lekcja. Głównie dla rodziców. Może "Tsatsiki i miłość" pomoże w przygotowaniu się do niej?

Tsatsiki wraca do słów Mamuśki czym jest miłość, wtedy jeszcze "przewodniczki" po skomplikowanym świecie, kiedy zaczął naukę w szkole. Ma za sobą kilka lat tej momentami trudnej lekcji życia, potrafi już oceniać swoje przekonania i wyobrażenia. Weryfikować je. A także powiedzieć "sprawdzam" prawdom dorosłych.

Może to banale, ale właśnie przy tej książce można odkryć, że kiedyś wspólne doświadczenia matki i dziecka, także wspólne lektury kończą się. I przychodzi czas na samodzielne zgłębianie fascynujących tematów, dorastanie i zbieranie własnych mądrości. Bo i dorośli nie mają już monopolu na wyjaśniania świata. Dlatego mam wrażenie, że "Tsatsiki i miłość" to super książka na samodzielną lekturę rówieśników głównego bohatera. Wciągająca, z fascynującymi problemami, zabawna i nieoceniająca dziecka, stroniąca od dydaktyzmu na rzecz mądrej prawdy. A że we mnie budzi melancholię? Cóż, taka kolej życia. Nie żałuję. Wolność czai się za rogiem ;)

Wszystkie tomy przygód Tsatsikiego dostępne w księgarni z wyjątkowymi książkami: Poza Rozkładem

"Tsatsiki i miłość" Moni Nilsson, il. Pija Lindenbaum, tłum. Barbara Gawryluk. Zakamarki, 2012.

4 komentarze:

Rzeżucha pisze...

Ja też strasznie polubiłam Tstatsikiego od pierwszego wejrzenia, właśnie przypadkiem od tej najnowszej książki. Teraz muszę sięgnąć po wcześniejsze.

A pogratulować chciałam przy okazji! To super, spełnić swoje marzenia. Najlepsze życzenia powodzenia! Pozdrawiam.

poza rozkładem pisze...

Oj nie, trzeba dorastać razem z Tsatsikim! Zakładam, że chłopakom będziesz aplikować po kolei :)
Dzięki za życzenia i gratulacje :)

Rzeżucha pisze...

Oczywiście, że chłopakom zapodam jak będą starsi i po kolei. Ale teraz sama umieram z ciekawości, co było wcześniej, więc pożyczę od Dużej Kuzynki będę czytała po nocach ;)

poza rozkładem pisze...

Będziesz :)
Dziś debatowałam (m.in.) nad Tsatsikim i głosach oburzenia, że ta młodzież szwedzka "tak szybko" dorasta. Ciekawe kto rumieni się bardziej: dorośli//rodzice czy dzieci? ;)