9 lutego 2014

Prawdziwa bajka

Obiegowe sądy: ulubionym zajęciem dzieci jest kolorowanie czarno-białych obrazków. Kolejny: phi abstrakcja, co to za sztuka. Dużo trudniej  o rzemiosło w realistycznym odwzorowaniu świata.
Co więc robi czarny kwadrat na białym tle?





Powinnam była już dawno oddać sprawiedliwość Marcie Ignerskiej i "Prawdziwej bajce". Bo główną nagrodę graficzną w konkursie Polskiej Sekcji IBBY, Książka Roku 2013  otrzymały i one (nie tylko Joanna Concejo i "Książę w cukierni").



Czym jest "Prawdziwa bajka", której już sam tytuł i okładka podsuwa dowcipną grę? Nie jest tym, czego moglibyście się, znając dotychczasowy dorobek Marty Ignerskiej, spodziewać... Nie jest rozwinięciem humorystycznego pomysłu na ubranie sylwetki bohatera w cztery pary łyżew i tyleż samo rękawic. To mylący trop, bo nigdy nie zrealizowany (z różnych przyczyn).

Wiadomo, że już oksymoroniczny zwrot w samym tytule podsuwa prowokację. Przecież wiadomo, że bajki opowiadają o jednorożcach, a rzeczywiście istnieją tylko konie (głos 6-latka biorącego udział w dziesiejszym spotkaniu - Czytankach przed ekranem - z "Prawdziwą bajką"). Bajki powstają po to, żeby dzieci czegoś nauczyć, ale nie należy ich przykładać do rzeczywistości - tak mogłabym streścić dzisiejszą dyskusję wokół samego tytułu. A co było dalej?

Ważnym wstępem do spotkania z "Prawdziwą bajką" i koncepcją graficzną Marty Ignerskiej wydał mi się "Czarny kwadrat na białym tle", świętujący niebawem stulecie swego powstania.  Kilkulatkowej nie wydali się skonfudowani pytaniem o to, czy jest to "sztuka". Choć wcześniej posługiwali sie kategorią "ładności" i przykładem Mona Lisy jako sposobu na objaśnienie tego, jaki obraz może być sztuką. Na kilkoro kilkuletnich dzieci, tylko jedno było niedawno z mamą w Muzeum, oglądać dziwne obrazki z liniami i kreskami.

Czym mogą być więc "mazaje" z wyklejki książki, kojarzone z twórczą metodą pracy kolegi z przedszkola? Może zabawą? Tak, jak śledzenie wędrującego przez kolejne strony małego czarnego kwadratu...







Kontekstem dla obwezwładniającego swą siłą obrazu Marty Ignerskiej jest lakoniczny, czasem wysłany na kolejne strony tekst Mikołaja Łozińskiego. Historia dziwnej podróży. Para podróżników. Wakacje po Europie. Niespodziewany pasażer...

Można tę drogę traktować jako swoistą metaforę. Tylko czy nie kpi sobie z tych oczekiwań koncepcja graficzna? Tytuł, który sugeruje kategorię "prawdziwości", a prowadzi nas do widzenia oczyszczonego i wycyzelowanego?

Zagadka  tajemniczego bohatera staje się pretekstem do odmiennego przyglądania się światu.
Karty książki zaskakują tym, co znajdziemy po drugiej stronie: od tonącego w bieli lodowca lub wyciszenia mroku nocy po euforię kolorów i kształtów na kolejnej karcie. Żonglowanie perspektywą,
zagubiony drobiazg, którego śladem i tropem podążamy.

Czym może był ogromne żółte koło, skoro mowa o letniej podróży? Nie tylko sączącym żar słońcem. Bo dlaczego nie kołem - fragmentem samochodu widzianym od innej strony? A może to kierownica? Albo głowa kogoś oślepionego jasnym światłem? Głowa, która zaraz zobaczy wakacyjne niebo, bo dlaczego musi to być koniecznie Lazurowe wybrzeże, o którym wspomina tekst?

Czarny kwadrat wędruje dalej, a obraz operując bielą, czernią i paletą barw podstawowych, bawi (się) odbiorcę zabierając go na wycieczkę. Pokazując świat z różnych perspektyw. Co, jak się dziś okazało, specjalnie nie dziwi dzieci, zbytnio nie przywiązanych do perspektywy zbieżnej.
Ja wiem dlaczego tunel pod Mont Blank jest czerwony, a góra biała. Choć "domowa" szeciolatka udowadniała mi, że biały trójkąt to wjazd do tunelu, a gdzieś w oddali widać jego wyjazd (z oddalającym się samochodem). Bo dlaczego góra nie może być czerwona (np. o zachodzie słońca)?

Świat budzi zachwyt - a pola słoneczników może są fabryką cytrynowych pączków wzlatujących ku niebu?  A może salonem samochodwym, w którym zostały same koła? Co robi czarny kwadrat na białym tle? Dlaczego spiętrzone góry lodu (a może lodowego smoka) budzą niepokój?





Skoro abstrakcja niczego, z założenia, nie przedstawia - nie odwzorowuje, skąd wiemy, że żółte i niebieski prostokąty są samochodami? W tunelu?
Czemu kwadrat nagle, docierając do końca przeciwległej strony, staje się kołem? Czy linie, koła, kreski i prostokąty coś znaczą? A może bardziej budzą w nas uczucia, wiedzę wyniesioną ze znanych, widzianych, przeżytych sytuacji? Te pytania, częściowo dziś zostały wypowiedziane, częściowo można zadać je sobie pochylając się nad "Prawdzią bajką". Razem z dzieckiem. Mam wrażenie, że wbrew teoriom i założeniem, to książka o dużej rozpiętości wiekowej odbiorcy. Do tego - inspirująca do wielu spotkań. Co ciekawe, podczas dziesiejszego, kiedy historia została przerwana, niektórzy wpadli na to, jak fabuła może potoczyć się dalej. Odkryli możliwe losy zagadkowego towarzysza podróży. Czy metafora była oczywista?


Marta Ignerska zaskakuje "Prawdziwą bajką". Znajoma, siedmioletnia wielbicielka strony graficznej książki "Babcia robi na drutach" nie dowierzała, że za koncepcję i ilustrację obu książek odpowiada ta sama autorka. Doszła jednak do wniosku, że operowanie figurami geometrycznymi i takie uproszczone widzenia świata jest zdecydowanie trudniejsze. To wyższy poziom.


Obojętnie czy jesteście zwoleniikami tezy o naturalnych skłonnościach dzieci do "fantazjowania",  czy sądzicie, że to brak kompleksów jest przyczyną śmiałości do zanurzania się w tym świecie, a sami wierzycie w wyuczone umiejętności pochylania się nad sztuką współczesną - chcieć zobaczyć to podstawa. Dzieciom tej ciekawości nie brak. Prawdziwa bajka...


A "Słownik terminów literackich" przy haśle oksymoron podaje taki akuratny cytat:
Nie szczerości trzeba naszej dobrodusznej, naszej poczciwej literaturze. Trzeba jej trudnej sztuki przewrotności. Zimnego ognia. Czarnej bieli. Pokornej rewolty (Ludwik Flaszen, "Cyrograf")


"Prawdziwa bajka" tekst: Mikołaj Łoziński, projekt graficzny i ilustracje: Marta Ignerska. Wydawnictwo Kultura Gniewu, 2013.

Brak komentarzy: