19 marca 2016

Poznańskie Spotkania Targowe. Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców.


"Poznaniu, umyj się" - takie były pierwsze wrażenia córki z wycieczki "na poznańskie targi książki". Reszty nie mogę upubliczniać (prawa autorskie zastrzeżone). Będzie więc subiektywnie i trochę na opak w mojej relacji...





Zaczynając od końca, czyli "przemyślenia znad kierownicy i drogi powrotnej": (idealistycznym? naiwnym?) życzeniem jest to, żeby pojawiła się refleksja czym targi książki, złwaszcza dla dzieci, mogą być (nie tylko poznańskie). Czy wobec spadku czytelnictwa (i problemami ze sprzedażą książek "nie-przez-Internet-gdzie-najtaniej") nadal warto upierać się przy formule targowiska? "Kiermasz, gdzie jest wszystko", przy czym książki spokojnie leżące na ladach - mają najtrudniej. Zwłaszcza te, które nie walczą o uwagę krzykliwością, brokatem, chaosem i "dobrze-sprzedającymi-się" hasłami na okładkach.

Moja biedna - dorosła - głowa, atakowana milionami bodźców jakoś zniosła pobliskie koncerty (targi edukacyjne - scena talentów i koncerty muzyki dawnej w sali "książkowej"), Słowian dących  w rogi, szczudlarzy, wąskie przejścia i jednak dość dużą ilość odwiedzających (a to był piątek...). Dzieci wycofały się, uwiedzione pozostałymi atrakcjami i zmęczone przestrzenią, gdzie jednak o nich nie pomyślano.




Wracając jednak do początku... Pierwszy punkt programu czyli "warsztaty" (cudzysłów jest znaczący) ZAIKS-u "I Ty jesteś twórcą. Podstawowe pojęcia prawa autorskiego". Spóźnieni kwadrans, straciliśmy szansę na to, żeby przekonać się czy było coś jeszcze oprócz statycznej głowy na ekranie i miłych gadających, dorosłych prowadzących. A! Były krówki, duuużo krówek (zapowiedziana w programie nagroda dla aktywnych). Uratowały nasze zasoby energetyczne. Dostaliśmy też  kilkustronicowy komiks. Drętwo i naiwnie o tym, jak wyżyć jeśli się zechce zostać artystą; ekhm... przepraszam o dochodach z prawa autorskiego. Wersja polska publikacji peruwiańskiej (serio!).



Chwile wytchnienia na wystawie "Salon Ilustratorów". Czyli okazja dla  "młodych twórców", żeby się pokazać. Ciekawy wątek - zwłaszcza wobec równoległej wystawy "Polska Szkoła Ilustracji" - coraz mniej rzemiosła... Znaleźliście kogoś, kto zaintrygował Was swoimi pracami? 
  

Zjawisko samo w sobie :) Crème de la crème absurdów targowych, czyli na co zgodzi się organizator, żeby mieć "nazwisko". Piarowe sztuczki w formie "wystawy" z fragmentami twórczości autorów książki "Galeria bajek. Wiersze czytane obrazem" (teksty: Michał Zawadka, ilustracje: Rafał Olbiński). Drżyjcie! Zwłaszcza z taką przemową:

Publikacja wskazuje drogę, której celem jest nabycie przez dzieci dobrych nawyków 
oraz zbudowanie postaw, które ułatwią podjęcie słusznych decyzji i zachowań w dorosłym życiu.
Wiersze Michała Zawadki swoim przesłaniem uczą wiary w siebie, 
doceniania innych, asertywności, sztuki dobierania mentorów, 
określania marzeń, zarządzania czasem, 
współdziałania w grupie i innych kompetencji miękkich.








Żeby nie było, że "robię sobie jaja"... Były i te.



Książka dla dzieci podążająca za zjawiskami dotychczas ze świata dorosłych, czyli o skuteczności, organizacji i działaniu (i "piarze" ;) Przejrzałam dość pobieżnie na targach. Kupię przez Internet (sic!) biorąc pod uwagę "rabaty" wydawców. Wtedy się wypowiem czy sprawdziły się moje obawy o "korporacyjnym" języku. 





Bardzo wyraźna fala: wysyp "historycznych" książek. To nie tylko obchody rocznicy Chrztu Polski... Znak czasu? Niestety, zagapiłam się (te rozmowy "stoiskowe"!) i przegapiłam rozmowę o książce historycznej dla dzieci i młodzieży (prof. G.Leszczyński, Anna Skowrońska - Muchomor i Anna Czerwińska-Rydel). Byliście?



Nie zdążyłam też na moment, kiedy przy stosiku "Media Rodziny" pojawił się Łukasz Wierzbicki. Intrygujące "Mity Słowiańskie" zilustrowane fotografiami. Tylko ten papier... Zastanawiamy się czy chcemy mieć, czy poczekam aż pojawi się w naszej (fajnej) bibliotece.

 

Kolejne zastanawiające zjawisko, czyli opowieść (uff... obowiązkowo rymowana, skoro dla dzieci) o Chrzcie Polski. Niestety, także zilustrowana przez autorkę tekstu. 



Nie wiem czy autorka jest katoliczką (chodzi o ogląd "z wewnątrz" kontra "spojrzenie z boku") , ale myślę ze Ci, którzy identyfikują się akurat z tą drogą chrześcijaństwa mogą poczuć się mocno urażeni wizją figury katoliczki i katolika.  Przekaz "podprogowy" z ilustracji: kto tu jest specem od wszystkiego i co to jest to "wszystko"? Boli...

Na koniec będzie jednak optymistycznie. Dla tych, którzy odwiedzą jeszcze przez weekend targi wskazówka: szukajcie wytrwale i krytycznie. Można znaleźć trochę skarbów. Mnie uwiódł (oszałamiający) KOT. Andrzej Kot. I nie tylko... ale o tym jeszcze będzie. 





Powinnam wytłumaczyć się jeszcze dlaczego wybrałam się do Poznania, skoro mam (jednak) krytyczny stosunek do targów i słabą głowę... Najważniejszy powód: wystawa "Polska Szkoła Ilustracji".  Tytaniczna praca organizatorek. Wybór ilustracji z tysięcy książek z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Efekt? Sami oceńcie. Koniecznie z katalogiem do wystawy (pierwsze kroki: stoisko PTWK i lektura świetnego tekstu Krystyny Lipko-Sztarbałło!)  Ciekawa byłam także rozmowy targowej (pt. panel dyskusyjny).  Niestety, "nie wiedzieć czemu" prowadzącym rozmowę szanownego grona kobiet z dorobkiem, zawsze zostaje mężczyzna. A większości brakuje czułości na moment kiedy trzeba przestać mówić... Żarty o tym co jest najbardziej atrakcyjne w Muzeum Książki (nie, nie książki...) czy rozwinięcie (z porównaniem do sytuacji własnej żony) intrygującej opinii Krystyny Rybickiej o tym, że piękna książka nie musi być dla wszystkich daruję Wam. Sebastianie Frąckiewicz może dodasz coś od siebie? Ja też nie wytrwałam do końca... (dzieciom skończyły się krówki).








Obrazek z działu "czego powinien pilnować organizator", czyli o sąsiedztwo wystawy "Polska Szkoła Ilustracji" (spokojnie, to nie jej część;).


I żeby nie było: znaleźliśmy trochę intrygujących książek. Trwa testowanie i odpoczywanie po wyprawie. Idźcie i wyróbcie sobie własną - subiektywną - opinię. 





21 komentarzy:

książkożerka pisze...

Czytając relację stwierdziłam, że już wcale nie jest mi szkoda, że nie mogę tam być :) No, może trochę szkoda wystawy...

Nieparyż pisze...

Siedziałam obok (kilka krzeseł dalej) na panelu "dyskusyjnym" o polskiej szkole ilustracji, rwałam się, żeby się zapoznać :D

poza rozkładem pisze...

>Książkożerko :)
Najlepiej wyrobić sobie własne zdanie. Wystawa, jak podaje PIdD >> Od 5 kwietnia 2016 wystawa POLSKA SZKOŁA ILUSTRACJI 1960-1980 zagości w Centrum Kultury ZAMEK.

>Nieparyżu!!!!
Oooo, i dlaczego nie? Żal...
A Ty jakie masz wrażenia? Jak pisałam - moje bardzo subiektywne. I nie napisałam o wszystkich miłych spotkaniach "stoiskowych". A tu - proszę, byłoby jeszcze jedno :)

Nieparyż pisze...

Nie podeszłam, bo najpierw słuchałam, co mówią znakomite Panie plus Pan, a rudowłosa głowa gdzieś zniknęła, a potem migotała między stoiskami, ale zajęta była :)
No kiepsko i piszę to z dyskomfortem, bo to moje miasto. Denerwowały mnie książki dla dorosłych - znak, że łatają nieobecność wystawców, których coraz mniej w Poznaniu. Zamiast kusić rodziców, trzeba uwodzić dzieci! Potknęłam się o krzesełka mammut. Nie słyszałam panelistów.

Unknown pisze...

Zafrapował mnie ten fragment: "myślę ze Ci, którzy identyfikują się akurat z tą drogą chrześcijaństwa mogą poczuć się mocno urażeni wizją figury katoliczki i katolika. Przekaz "podprogowy" z ilustracji: kto tu jest specem od wszystkiego i co to jest to "wszystko"? Boli..."
Czy mógłbym prosić o rozwinięcie myśli, bo jej nie zrozumiałem? A tak się składa, że "identyfikuję się z tą akurat drogą chrześcijaństwa" i nie wiem, czy powinienem się poczuć urażony, czy nie ;-)

poza rozkładem pisze...

Panie Wojciechu :)
Cieszę się, że jest Pan "zafrapowany";
Proszę przyjrzeć się ilustracji i temu co ona sugeruje. Co Pan widzi?

Unknown pisze...

To podchwytliwe pytanie? Widzę zadowoloną rodzinę wielodzietną w mrokach średniowiecza. A powinienem widzieć...?

M. pisze...

To ja z opcji katolickiej ;) Autorką jest Eliza Piotrowska, bardzo lubię te autorkę dla dzieci. No wiec, zgadzam się, że Bóg jest specem od wszystkiego :) Przy czym "wszystko" oznacza wszystko. A co do podziału, katolickie małżeństwo nie zakłada, że tata siedzi, a mama usluguje ;) ale nie razi mnie zupełnie tak ujęty temat. Ja tam widzę tatę, który ma czas na rozmowę z dziećmi i mamę, która wdraża w prace domowe. Jasne, fajnie by było jakby przy stole siedzieli wszyscy, a przy praniu był syn i córka, ale nie budzi to jakoś mojego sprzeciwu, że ach, och i dyskryminacja :D
Tata zgromadził dziatwe przy stole żeby mama mogła się poopalac ;) tudzież pozrywac w spokoju kwiaty na łące ;)
A Eliza Piotrowska pisze książki dla dzieci o życiu świętych. Naprawdę bardzo fajne i wszystkie rymowane, bardzo sensownie :)

poza rozkładem pisze...

M. Dzięki za opinię :)

Jedną z ważnych zasad religii katolickiej jest to, że ostateczną instancją jest własne sumienie. To jemu pozostawiam ocenę, że faktycznie nie da się figury kobiety i mężczyzny oraz rodziny, którą tworzą przedstawić inaczej (i nie dotyczy ona tylko mroków średniowiecza). Nie mnie oceniać, dlaczego coś nie przeszkadza w takiej ilustracji (a więc obrazu reprezentatywnego, który znalazł się tutaj z jakiejś przyczyny...)

"Bóg jest specem od wszystkiego", nie dyskutuję z tą wizją, ale sugestią, że stoi za podziałem ról w rodzinie (a i szerzej - grupie społecznej, do której należymy). Pamiętacie te wypowiedzi o tym, że sugerowanie odkurzania czy zamiatania chłopcu grozi jego męskości? Czy mamy tutaj odpowiedź na ilustracje podręcznikowe...?


Jeśli zechce się spojrzeć głębiej, jest podział: on siedzi, dzieci słuchają; ona (nie, nie opala się...), na chwilę ma przerwę w wieszaniu prania, rodzeniu i porządkowania rzeczywistości.
Jako wsparcie ma córkę (albo dziewczynkę z sąsiedztwa).
On - z założonymi rękami, po prawicy i lewicy otoczony chłopcami. Być może głosi Słowo. Jakie?

Czy to, że Maryja nie była spokojną kobietą zamkniętą między sznurami bielizny?

Nie będę wkraczać na teren biopolityki. Z drugiej strony: czy znacie jakąś świętą, która urodziła 12 dzieci?

Ja tutaj widzę ścisłą hierarchię: kościół nauczający i słuchający. Role są jasno rozpisane.
I na to jest moja wewnętrzna niezgoda.

M. pisze...

Znam święte, które urodziły 12 dzieci :)
I tak, Bóg jest specem od podziału ról w rodzinie, jasno jest o tym w Słowie, choćby w poemacie o dzielnej niewiascie, lub w liście do Koryntian.
Serio, jako katolicka, zaangażowana żona nie mam problemu z tym, że on naucza Słowa, a ona naucza prania. Bo jeśli naucza Słowa jak trzeba to nie boi się o męskość swoich synów ze szczotką :)

I trochę to widzę jako szukanie dziury :)

Anonimowy pisze...

Szanowna Pani, zgadzam się z komentarzem M. Nie szukajmy dziury w całym...

poza rozkładem pisze...

Zgadzam się, nie należy szukać dziury w całym. Nie idę drogą polskich biskupów.
Pragnę jedynie zadać pytanie, czy w polskim kościele jest miejsce dla rodzin, gdzie niekoniecznie matka ma być w kuchni i "przy robocie", a ojciec - "głoszącym słowo".
Co się stanie jeśli posłuchasz kazania kobiety? - pytają niektórzy, przypominając tradycje Kościoła.

M. chciałabym zadać pytanie dlaczego nie spotykasz rodzin katolickich, którym jednak przeszkadza taki rozdział ról "matka naucza prania"?

M. pisze...

Oczywiście, że jest w Kościele miejsce gdzie tata pierze ;) Mój Mąż uczy dzieci gotować, przynajmniej w dużym stopniu, bo ja nie mam do tego talentu ;) Słowa nauczamy oboje, w codziennym życiu, codziennej rozmowie, wspólnej modlitwie i lekturze tegoż Słowa. Nie ukrywam tez, ze to mój Mąż, jako teolog z wykształcenia, ma dużo większą wiedzę. Ja mam większą intuicje, takie bardziej kobieco -wrażliwe podejście.

Dlaczego nie spotykam katolickich małżeństw, którym taki podział przeszkadza? Może dlatego, że w takim podziale nie ma nic niezwykłego, a małżeństwa te kierują się intuicją i miłością przede wszystkim nie mając problemu we wzajemnym służeniu sobie? :)

Wyczuwa się w Twoim poście i komentarzach dużą niechęć do Kościoła. Jest to Twoje absolutnie święte prawo :)
Tak jak i innych prawem jest nie widzieć w tym problemu po prostu :)

M. pisze...

I dalej: nic się nie stanie jeśli posłuchasz kazania kobiety :) Mama, tak samo jak Tato, opowiada dzieciom o Bogu przecież. Swoim życiem pokazuje Go na inny sposób. Jego Miłość jest pełna, tak męska jak kobieca.
Nie oznacza to od razu, że należy wyswięcać kobiety. Nie oznacza też, że mama z praniem jest uwlaczaniem kobiecie, dyskredytowaniem i umniejszaniem jej roli w Kościele

poza rozkładem pisze...

M.

Zgadzam się, że podział obowiązków, gdzie tata pierze i uczy gotować, a mama rozmawia i głosi Słowo, nie jest niczym nadzwyczajnym. Dlaczego więc nie pojawia się na ilustracjach, jako pewna symboliczna reprezentacja?

I dlaczego pytanie o to, dlaczego tak nie jest, odbierasz jako niechęć? Jest różnica pomiędzy "nie-widzieć-problemu" a "pytać-o-symboliczną-ilustrację".

Dziękuję, że odpowiedziałaś na moje zaproszenie i zabrałaś głos :)

Anonimowy pisze...

Książkę o Andrzeju Kocie na targi przywiozła zaprzyjaźniona z artystą Krystyna Rybicka. Jak słusznie twierdzi piękna książka nie jest dla wszystkich. Trzeba być przygotowanym do tego żeby umieć docenić kunszt ilustratora i projektanta. Piękna książka nie jest gazetką z Biedronki więc nie musi być wpychana ludziom do skrzynki. Trafi do tych którzy są na nią gotowi i potrafią docenić. Czy krówki były najważniejszym elementem targów?

doktor szron pisze...

zaintrygowani i zainteresowani bliższym kontaktem z Kotem, Andrzejem Kotem, mogą zapoznać, a nawet bliżej zaprzyjaźnić się z albumem za pomocą strony jego wydawcy: www.tararara.pl

Anonimowy pisze...

Trochę spóźnione trzy grosze do dyskusji o ilustracji. Podczas odbioru coś w nas rezonuje, czasem coś co boli, czasem wraca coś o czym ostatnio czytaliśmy i wkładamy to jako zamysł autora. Tu - podział ról. A można spojrzeć inaczej - Bóg jest "specem" od miłości i jedności (na tym podobno polega bycie Trójcą św.). Może taki był zamysł? Rodzina w jednym pomieszczeniu, razem, każdy z rodziców coś przerwał, żeby ... A nawet w ujęciu podziału ról, przecież ona ma przerwę w rodzeniu dzieci i praniu, a on przerwę w wojnie i narażaniu się na kaprysy wodza, czy oraniu pola. Pranie i oranie to ciężka praca, a poród i wojna to ryzyko i krew, a nie spacerek dla obojga. Prosta zamiana ról (jak w jednej ze szwedzkich serii) to nie nowa jakość, tylko dalej osobne zajmowanie się dziećmi. Nowością (patrząc historycznie) jest raczej wspólne spędzanie czasu obojga rodziców z pociechami - łączenie światów.

A teraz jeśli przymknę jedno oko ;) widzę statycznego (siedzącego) katolika i aktywną (stojącą) pogankę (te zioła w tle, ta dzida u jej stóp). I tylko zgrzytam zębami na ten dwuwiersz - okropny, uproszczony, jak to czytać.

Anonimowy pisze...

Trochę spóźnione trzy grosze do dyskusji o ilustracji. Podczas odbioru coś w nas rezonuje, czasem coś co boli, czasem wraca coś o czym ostatnio czytaliśmy i wkładamy to jako zamysł autora. Tu - podział ról. A można spojrzeć inaczej - Bóg jest "specem" od miłości i jedności (na tym podobno polega bycie Trójcą św.). Może taki był zamysł? Rodzina w jednym pomieszczeniu, razem, każdy z rodziców coś przerwał, żeby ... A nawet w ujęciu podziału ról, przecież ona ma przerwę w rodzeniu dzieci i praniu, a on przerwę w wojnie i narażaniu się na kaprysy wodza, czy oraniu pola. Pranie i oranie to ciężka praca, a poród i wojna to ryzyko i krew, a nie spacerek dla obojga. Prosta zamiana ról (jak w jednej ze szwedzkich serii) to nie nowa jakość, tylko dalej osobne zajmowanie się dziećmi. Nowością (patrząc historycznie) jest raczej wspólne spędzanie czasu obojga rodziców z pociechami - łączenie światów.

A teraz jeśli przymknę jedno oko ;) widzę statycznego (siedzącego) katolika i aktywną (stojącą) pogankę (te zioła w tle, ta dzida u jej stóp). I tylko zgrzytam zębami na ten dwuwiersz - okropny, uproszczony, jak to czytać.

poza rozkładem pisze...

hmm... znamienne: "ten dwuwiersz - okropny, uproszczony, jak to czytać."
a w ilustracji dokopywać się wielokrotnych zamysłów? Ona nie okropna i uproszczona?
Przypominam, że to ta sama autorka - i "wiersza". "i "ilustracji".

Anonimowy pisze...

A to odpowiem, (Barć - przedstawię się) :) - nie doszukuję się wielokrotnych przesłań w tej ilustracji (bo estetycznie słaba - zgoda), tylko chciałam pokazać, że tu nie musi być jednoznacznej interpretacji, bo interpretacja jest w nas.
A co do książek związanych z wiarą, któż pamięta mądre "Tajemnica dzikiego boru", albo "Skarby śniegu"?

Dla mnie "O ludziach którzy się rozwijali" (ta ilustratorka Chmielewska) jest niejako "religijna", ponieważ nieodparcie kojarzy mi się z cytatem z Biblii "Jeśli ziarno wpadłszy w ziemię nie obumrze zostanie tylko samo ..." - w tej książce ludzie się niemalże dosłownie zużywają dla innych. I tak oto coś, co nie jest religijne w zamyśle, jest takie dla mnie. Ponieważ tak we mnie rezonuje.