Dla dorosłych i nieco starszych "młodszych" czytelników "Ziele na kraterze" to pozycja obowiązkowa, wspaniała opowieść o rodzinie i wychowywaniu dwóch córek Wańkowicza. O trudach, wątpliwościach, ścieraniu się "frontu" matczynego Królika i ojcowskiego, pełnego przekory Kinga. Bez patosu, smrodku dydaktycznego, z odrobiną ironii.Co łączy z "Zielem na kraterze" Wańkowicza serię Pawła Beręsewicza opisującą rodzinę Ciumków?
Twórczość Beręsewicza zaczęłam wraz z dziećmi poznawać "od końca" - pierwszą przeczytaną książką była godna polecenia "Czy wojna jest dla dziewczyn?". Dopiero potem sięgnęłam po pierwszy z tomów opisujących rodzinę Ciumków i jej peryperie - "Co tam u Ciumków?". Urzekły nas i rozbawiły króciutkie opowiadania o zawiłościach życia Taty, Mamy, Grześka (w wieku szkolnym) i Baśki (przedszkolaka).
W kilkunastu tekstów wyłania się portret współczesnej rodziny, naszkicowany dowcipną i lekko ironiczną kreską. Rodzeństwo dalekie jest od ideału, podobnie jak i rodzice, którzy nieraz muszą pogodzić się z klęską swoich teorii wychowawczych. Do tej układanki dochodzą dziadkowie i elementy współczesności, w której jednak Ciumkowie zachowują swoją odrębność.
Kontynuacja "Co tam u Ciumków?" - "Ciumkowe historie (w tym jedna smutna)" - uhonorowana kilkoma nagrodami wydała mi się już lekko wtórnym pomysłem na obrazy z życia dorastających Grześka, Kasi i ich rodziców.
W kolejnym tomie głównym bohaterom przybywa kilka lat i okazuje się, że dzieci są już na tyle duże, a rodzice jeszcze na tyle młodzi, aby przeżyć Wielką Przygodę. To właśnie "Wielka wyprawa Ciumków" skojarzyła mi się z "Zielem na kraterze", w którym można dowiedzieć się o tym, jak Wańkowicz nie raz wysyłał swoje (nawet kilkuletnie córki) w podróż, dla "nauki życia".
Ciumkowie wprawdzie wyruszają całą rodziną na niezwykłe wakacje, ale sporo będzie tutaj miejsca na samodzielność, szlifowanie hartu ducha, naukę odpowiedzialności i przygody.
Wielka Wyprawa planowana przez książkowego tatę (porte-parole autora?) to podróż po bajecznym rejonie południa Francji, Prowansji i Lazurowym Wybrzeżu. Niezwykłości przydaje jej fakt, że to podróż rowerowa - próba własnych sił i odporności. Taką tez przygodę przygotował dla swych córek Wańkowicz (tuż przed II wojną światową) - była to jednak wyprawa samodzielna, prezent po zdanym szkolnym egzaminie dojrzałości.
Ciumkowie wylatują do Francji samolotem, by z Nicei rozpocząć pięciuset kilometrową jazdę - początkowo Lazurowym Wybrzeżem, potem - bardziej na północ, by dotrzeć do doliny Rodanu i Awinionu.
Wprawdzie Wańkowicz tworzył literaturę faktu (nie zawsze unikał fikcji), a Beręsewicz wykorzystuje kostium beletrystyki, jednak w obydwu przypadkach to realność (w większym bądź mniejszym stopniu) jest pretekstem do snucia opowieści. Oczywiście wyrastają one z różnych pobudek, różne przyświecają jej cele, ale wspólne jest to, że przygoda jest okazją do wychowywania dzieci i towarzyszenia im w odkrywaniu świata i siebie. Wspólna jest narracja przesycona dowcipem i ironią.
Beręsewicz pokazuje strach, ciekawość, walkę ze swymi ograniczeniami i radość. I dużych, i małych.
Dzieci zwykle zazdroszczą dorosłym. Marzą o chwili, kiedy z dziewczynki czy chłopca przepoczwarzą się w dużą panią lub pana i będą mogli robić, co im się podoba. Otóż owa dziewczynka i chłopiec zapewne bardzo by się dziwili, gdyby wiedzieli, że dorośli też czasem zazdroszczą dzieciom. Jan Ciumko nigdy by do tego nie przyznał, że tamtego upalnego popołudnia na parkingu z Nicei przez chwilę zapragnął znowu stać się małym Jasiem, popatrzeć w oczy swojemu własnemu tacie i spytać po prostu: "Co teraz?"
Ciumkowie zmagają się ze swoją fizycznością, koniecznością znalezienia kempingu, znajomością języka (ci młodsi mają okazję przekonać się na własnej skórze dlaczego warto), ciągle dziurawymi dętkami, czarnowidztwem, odmienną kulturą, chwilami szaleństwa podczas stromych zjazdów (które różnie się kończą).
Wszystko to staje się okazją do opowiadania dowcipnych historii, jak może wyglądać taka rodzinna podróż, ale i do obserwacji dziecięcego "wchodzenia w świat" i radzenia sobie w rozmaitych sytuacjach.
Wielka wyprawa, oprócz trudów, to także okazja do cieszenia się sobą i pięknem świata (bo jakże odbierać południe Francji?!).
Stali przez chwilę bez ruchu jak kamienne posągi. W milczeniu patrzyli w potężną otchłań, a miny mieli głupawe. Wielki kanion rzeki Verdon wyglądał jak ślad po gigantycznej siekierze mitycznego olbrzyma wbitej ze wściekłości w białe skały. Pionowe kamienne ściany straszliwej wyrwy zapadały się do środka ziemie siedmiusetmetrowymi przepaściami. Daleko, daleko w dole wiła się niewinnie wąska turkusowa tasiemka rzeczki Verdon. (...)
Była to jedna z tych naprawdę rzadkich chwil, w których mama Ciumko żałowała, że nie jest Batmanem. Jakiś głos szeptał jej wprost do ucha: "Skocz, rozłóż skrzydła, bądź lekka jak piórko, daj się ponieść powietrzu i szybuj, szybuj, szybuj jak..."
- Siusiu mi się chce! - powiedział Grzesiek i kto wie, czy w ten sposób nie ocalił mamie życia.
Okazuje się, że Wielka Wyprawa była dopiero początkiem kariery podróżników. "Ciumkowie w szkocką kratę" to kolejny tom o przygodach niepokornej rodzinki. I coś mi się wydaje, że nie ostatni...
Tym razem mama, tata, Kasia i Grześ wyruszają w zupełnie inne rejony - na podbój Szkocji. Wspólna pozostaje idea - podróż obywa się rowerami, uczestnicy wyprawy zdani są na własne siły i pomysłowość, a celem ma być zdobycie najwyższej góry Wielkiej Brytanii.
Wspólny jest i dowcip, portrety członków rodziny kreślone z humorem i odrobiną ironii (młodszych Ciumków znowu dotyka "znajomość języka"!).
-Do you like football? - spytał na przykład Grzesiek, bardzo słusznie wybierając czas teraźniejszy prosty, a nie teraźniejszy ciągły.
Koleżanka bardzo lubiła piłkę nożną albo i nie lubiła piłkę nożną, ale w każdym razie ogólnie Grzesiek uważał, że fajnie się z nią rozmawia. Nazywała się Mindy, miała dwanaście lat, przyjechała z Londynu razem z młodszym bratem,rodzicami i babcią. Była dobra z matematyki, a kiepska z francuskiego. Uwielbiała hip-hop, a nie znosiła Beethovena. A na pożegnanie powiedziała do Grześka: "Fajny z ciebie chłopak".
Kaśka też była bardzo zadowolona z rozmowy. Jej zdaniem mogłyby się nawet z Lindy zaprzyjaźnić. Dziewczynka miała jedenaście lat i przyjechała z Bristolu razem ze starszą siostrą, wujkami i dziadkiem. Średnio szło jej z matematyką, ale za to była najlepsza z francuskiego. Najbardziej na świecie nie znosiła hip-hopu, a Beethovena mogła słuchać godzinami. Najmilsze było to co powiedziała Grześkowi na pożegnanie: "Fajną masz siostrę" bardzo się Kaśce podobało to zdanie.
Kiedy Cindy po wakacjach wróciła do Glasgow na pierwszej lekcji francuskiego pani zapytała o najciekawsze wspomnienie z wakacji. Z pewnym zdumieniem słuchała opowieści dziewczynki o dwójce dzieci z Holandii,które przez dwa lata samotnie podróżowały motorem po Szkocji, ponieważ ich rodzice musieli zostać w domu, żeby produkować brązowe namioty i opiekować się śmierdzącym kotem.
Może przemawiają przeze mnie preferencje "klimatyczne", jednak o wiele lepszym tomem była "Wielka wyprawa Ciumków" - spójniejsza narracja, z dowcipną klamrą - konceptem (motyw skorpionów) spinającym opowiadania, bardziej skrzący się dowcip... Poza tym powtórzenie pomysłu "wielkiej wyprawy" rzuca cień wtórności na tom "Ciumkowie w szkocką kratę". Oczywiście mamy okazję podczas jego lektury poznać obraz (czy raczej szkic) Szkocji, jaki wyłania się z kolejnych przygód. I ten tom pełen jest humoru, ciepła i optymistycznej wizji rodziny wybierającej samodzielne podróże zamiast siedzenia przed telewizorem w komfortowym kurorcie.
"Co tam u Ciumków?", "Ciumkowe historie (w tym jedna smutna)", "Wielka wyprawa Ciumków", "Ciumkowie w szkocką kratę" Paweł Beręsewicz, il. Suren Vardanian. Wydawnictwo Skrzat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz