5 września 2011

Alicja w Krainie Czarów




Choć wiedziałam, że ta książka to jedna z pozycji "żelaznego zestawu" klasyki, nigdy nie przebrnęłam przez nią w dzieciństwie. Dziś, w świat "Alicji" wprowadzam swoje dzieci. Przerost matczynych ambicji? Wątpliwa przyjemność? Pastwienie się nad dziećmi?!


Ojej, co ja wygaduję... Co to ma wszystko znaczyć? powtarzała Alicja, spadając w króliczej norze. Przynajmniej ta jej wersja, która powstała w tłumaczeniu Antoniego Marianowicza. Bo Alicji i "Krain Czarów" polskojęzycznych (i nie tylko) jest co najmniej kilka. Nie wszystkie "dziecięce". Dlatego też moje zainteresowanie wzbudziło nowe tłumaczenie Lewisa Carrolla - "historia opowiedziana przez Bogumiłę Kaniewską". Książkę z ilustracjami Zdenko Basića wydała Wilga. Jaka będzie ta Alicja?

Do naszego domowego, podręcznego zestawu żartów, absurdalnych cytatów i szelmowskiego "mrugnięcia okiem" weszły całe passusy z bajki muzycznej, wydanej przez Bajki-Grajki. Ta "Alicja" napisana przez Antoniego Marianowicza według Lewisa Carrolla, z cudną piosenką Kota-Dziwaka (mistrzowski Wiesław Michnikowski jako Kot z Cheshire, podobnie jak i inne kreacje) z założenia odbiega od oryginału.




Literacki pierwowzór bajki muzycznej - tłumaczenie Antoniego Marianowicza z 1955 roku - znane jest z małego, kieszonkowego formatu i ilustracji Olgi Siemaszko. Podobno to tłumaczenie miało najwięcej wznowień. Być może wynika to z tego, że Marianowicz starał się o przełożenie specyfiki oryginału na polskie realia: jak choćby wiktoriańskie wierszyki należące do kanonu anglojęzycznej kultury dziecięcej w jego wersji nawiązywały do podobnej, polskojęzycznej twórczości (jak Stanisław Jachowicz i "Chory kotek"). Marianowiczowi przyświecało też założenie, że jego Alicja ma być "dla dzieci". To istotne, jak się okazuje (zwłaszcza w świetle rozpraw i dysertacji, badań literaturoznawczych o ilości zjawisk, które biorą początek w "Alicji"). 
Kolejny polski przekład - Macieja Słomczyńskiego - miał innego, dorosłego,  adresata. W połowie lat 80-tych, Robert Stiller, przekonany, że żaden z dotychczasowych przekładów nie oddaje oryginału bierze się za swoje tłumaczenie. Stało się ono znane, głównie ze względu na ilustracje Dusana Kallaya. Ta "Alicja" być może "poprawia" błędy poprzedników, ale pozbawiona lekkości i finezji, czytelnej dla dziecka nadaje się przede wszystkim do oglądania. Nie zaryzykowałam jeszcze jej lektury z sześciolatkiem. 






W podobnej kategorii "do oglądania" mieści się przestrzenna wersja "Alicji" Roberta Sabudy (anglojęzyczna). Widzę i wierzę, że jest to jeden ze świetnych sposobów na zachęcenie dziecka do czytania klasyki. 



O wszystkich tłumaczeniach i wydaniach "Alicji" nie sposób napisać. Ale jak na tym tle sytuuje się najnowsze tłumaczenie Bogumiły Kaniewskiej? W dodatku z założenia wydane przez Wilgę w formie przyciągającej uwagę czytelnika?



Nie znam, niestety, pełnego tłumaczenia Bogumiły Kaniewskiej "Alicji w Krainie Czarów" (wyd. Vesper). Sama tłumaczka jasno przedstawia swoją misję - "przywrócić Alicję dzieciom". Pragnie być wierna prostocie języka oryginału, uniknąć "dokładania" swoich wersji i dorosłych interpretacji.

Historia dociekliwej, niepokornej siedmiolatki, która mówi to, co myśli i myśli to, co mówi wydana przez Wilgę to opowieść, "na podstawie klasycznej historii". Format książki i jej pewne elementy narzucają sposób czytania, a celem ma być wciągnięcie małego czytelnika (książka jest adresowana przez wydawcę dla dziecka od lat 3 do 12).


Co zostało z prawdziwej "Alicji" w warstwie tekstowej? Mam wrażenie, że tylko "linearna" historia dziwnej wycieczki w głąb króliczej nory  i w finale - dość jednoznaczny klucz do odszyfrowania zagadki tajemniczej krainy. Wciągający dla kilkulatków jest pomysł gry, który prowokuje po skończonej lekturze, do studiowania ilustracji i rozwiązania zagadki.

Fabuła tej surrealistycznej podróży nie jest przecież tak naprawdę istotna, a znikły gdzieś te wszystkie finezyjne passusy i całkiem niedorzeczne tyrady bohaterów, zwłaszcza rezolutnej Alicji o niewyparzonej buzi - bliskiej chyba "mojemu domowemu"  sześciolatkowi...


Prosty język, historia w miarę linearna, pozbawiona rozbuchanych, absurdalnych dialogów staje się "narzędziem" wprowadzającym w historię Alicji. Ale gdzie podziała się ona sama - w "czystej formie" siedmiolatka, "co w każdą dziurę wejdzie" i wszystko potrafi postawić na głowie?

Lecz może to przerost moich oczekiwań i zakodowany już wzorzec esencji Alicji?

Na pewno "Alicja w Krainie Czarów" Wilgi zwraca uwagę swą formą. Brak jest takich książek na naszym rynku, które swą "interaktywnością" prowokują do czytania i wprowadzając w świat bohaterki - zachęcają do sięgnięcia po oryginał (mam przynajmniej taką nadzieję).






Książkę otwiera "Przewodnik" Białego Królika, w skrócie i z przymrużeniem oka objaśniający reguły rządzące Krainą Czarów. A właściwie brak reguł... Towarzyszy mu prezentacja "Kto jest kim", z ładną definicją Kapelusznika (bardzo dziwny ktoś), niestety, potem w opowiadanych historiach właściwie nie ma śladu po przekornych dyskusjach Alicji z "bardzo dziwnym ktosiem". Ale w końcu ma być to wprowadzenie w Krainę Czarów...

Aurę przedziwnej opowieści przejmują na siebie ilustracje Zdenko Bašića, chorwata specjalizującego się dotychczas głównie w animacji (co według mnie dobitnie widać). I przyznam, że mam z tą wizją problem. Pomijam już sprawę projektu graficznego i złożenia ilustracji z tekstem (choć spójna, jednak podejrzewam,że dodaje pracom Zdenko Bašića pewnej sztampowościi stylizacji na "postarzoną" encyklopedię).




Sama Alicja przypomina trochę porcelanową lalką, wyrenderowaną komputerowo, trochę kruchego blond elfa, a przecież "moja" Alicja nie jest wiotką, grzeczną dziewczynką z kokardą pod brodą! Przyznaję się, że jestem przywiązana do własnej, dorosłej wizji bohaterki Lewisa Carrolla. Moim dzieciom zupełnie nie przeszkadza "komputerowość" i sztuczność Alicji - pociągają je elementy "rosnącej" Alicji, zagadkowe drzwi,  znikający Kot z Cheshire czy rozkładanka atakującej talii kart.

Ja dopatruję się niuansów świadczących o pewnej niedbałości (fragmenty kolażowych ilustracji z widocznymi pikselami czy lustrzane - błędne odbicia kart na okładce)- kilkulatki chłoną bardziej aurę Krainy Czarów według Zdenko Bašića. Jego praca została wydana  na rynku brytyjskim, amerykańskim i francuskim równolegle  z filmem Tima Bartona. Sam ilustrator otwarcie przyznaje się do fascynacji wizjami Bartona. Opowiada o swych kolażowych ilustracjach, fascynacji materią, tkaniną, fotografią i łączeniu ich  w nową jakość. Mnie żal trochę, że to wszystko komputerowe, nie czuć "ręcznej roboty", indywidualnego dotyku, który dodaje ilustracjom tyle subtelności. Choć komputer to tylko narzędzie, mam wrażenie, że w przypadku książki, renderowana elektronicznie marionetka Alicji, ujmuje coś jej postaci. Dużo większe przekonanie budzi we mnie "wyrażanie siebie", jakie uprawia Zdenko Bašić w animacji (przykład poniżej).



Żal mi trochę braku klasycznej techniki w "Alicji" wg  Zdenko Bašića. Patrząc na jego projekty kostiumów dla teatru, myślę, że to żal uzasadniony...

Butterfly, Zdenko Bašić


"Alicję w Krainie Czarów" wypada znać (nie tylko dziewczynom, to dobry wzorzec dla wszelkich "nie-grzecznych"!) - zwłaszcza jeśli w domu mieszka z Wami wielbiciel purnonsensowych dowcipów, historyjek postawionych na głowie i tyrad doprowadzających realność do kryzysów tożsamości. "Alicja" opowiedziana przez Bogumiłę Kaniewską jest jednak skubnięciem tylko apetycznego ciastka z napisem "Zjedz mnie". Aromatyczny zapach roztaczają wizje Zdenko Bašića. Wszystko to jednak rodzi apetyt na więcej. Ja mam duże potrzeby ;).




Dziękuję wydawnictwu Wilga za udostępnienie książki

"Alicja w krainie czarów" opowiedziała Bogumiła Kaniewska, il. Zdenko Bašić. Wydawnictwo Wilga, 2011.

16 komentarzy:

kultur-alnie pisze...

Zainteresowałaś mnie tą książką...

poza rozkładem pisze...

"Alicją" w ogóle czy tym konkretnym wydaniem?
:)

Z tą książką chyba duża część dorosłych ma problem "że nie dla dzieci", ale w moim przypadku - to kwestia braku "wprowadzającego" dorosłego. Ciekawe jakie wspomnienia z wczesnej lektury "Alicji" będą miały "moje" kilkulatki ;)

kultur-alnie pisze...

Tym wydaniem:)

Przyznam szczerze, że "Alicji.." nie czytałam. Teraz tradycyjne wydanie stoi na półce w pokoju starszej córki i czeka na przeczytanie.
Jestem ciekawa tej książki, choć samą historię znam (jak każdy), a to wydanie bardzo mi się podoba.

pozdrawiam:)

poza rozkładem pisze...

To polecam jako dodatek jeszcze bajkę muzyczną, a potem "prawdziwą Alicję" :)

Mała czcionka pisze...

Przez chwilę zastanawiałam się czy nie kupić tej Alicji, ale Twoja recenzja odwiodła mnie od tego pomysłu. Mam wrażenie, że mnie również drażniłyby rzeczy, o których piszesz. Właśnie kończymy z 5-latkiem lekturę Alicji w przekładzie Tabakowskiej. Nie będę psuć nam pozytywnych wrażeń.

poza rozkładem pisze...

Może po prostu poczekaj, aż te pozytywne wrażenia okrzepną? Potem ciekawie wypada porównanie przeróżnych wersji "Alicji" i produktów "Alicjopodobnych" ;)

Róża pisze...

Ciekawy post. Dziękuję za interesującą lekturę :-)

I zapraszam do mnie - zwłaszcza zainteresowanych "Alicją", nie tylko w kwestii treści, ale i formy... :-)

http://podrugiejstroniekrainy.blogspot.com/

poza rozkładem pisze...

:)
To miłe, bo u Ciebie kopalnia wiedzy o Alicji. Byłam kiedyś w odwiedzinach, chętnie wrócę.
A Ty co sądzisz o tej Alicji?

Maja pisze...

Jakoś nie mogę się przekonać do nowych "Alicji.." Dla mnie prawdziwa jest tylko ta w "dorosłym" przekładzie Słomczyńskiego z ilustracjami Johna Tenniela. Przeczytałam w dzieciństwie i innych nie uznaję :) Zainteresowała mnie bajka muzyczna wydana przez Bajki - Grajki, nie wiem czy jednak nie za wcześnie zaznajamiać z nią dwu i pół latka? :)

poza rozkładem pisze...

O tak - ilustracje Tanniela - "wzorcowe". Kodują wizrunek Alicji i są chyba często przywoływanym cytatem graficznym. Bajka muzyczna Bajek-Grajek myślę, że wpadnie w ucho. I będziesz miała 2,5-latkę podśpiewującą "wszystko jest bez sensu, nawet sens nie ma sensu" ;)

Maja pisze...

Brzmi zachęcająco :) Na razie będzie podśpiewywać dwu i pół latek Jeremi ;) brany przed postrzyżynami notorycznie za dziewczynkę :)

poza rozkładem pisze...

Upsss... Przepraszam Jeremiego :) Dodam, że ta "Alicja" cieszy się u nas nadal nie słabnącym uwielbieniem ze strony rodzeństwa płci obojga.

janina pisze...

a dla mamy i pięciolatki które Alicji wogóle nie znają?którą wybrać?

poza rozkładem pisze...

Na pierwszy ogień JEDNAK "Alicja" w wersji Antoniego Marianowicza, najpowabniejsza w swym absurdalnym poczuciu humoru dostępnym dla kilkulatków :)
Zastrzegam jednak, że to tylko "część" Alicji (same wydanie operują sformułowaniami, że to opowieść/tłumaczenie na podstawie, nie zaś wierny przekład). Ta część, adresowana do dzieci. Brak "drugiej twarzy" czyli tego, co mogą w niej szukać dorośli.

Jakiś czas temu zmierzyliśmy się z nowym tłumaczeniem, Elżbiety Tabakowskiej (wyd. Bona). Całkiem, całkiem.

Ale i tak w głowie zakodowane teksty piosenek/wierszy z wersji muzycznej Bajek-Grajek...

Unknown pisze...

Pisze Pani, że przekład z 1955 roku jest pierwowzorem bajki muzycznej - rozumiem, że chodzi o Disneyowską bajkę muzyczną? Otóż piszę pracę dyplomową na ten temat i bardzo przydałoby mi się źródło potwierdzające to założenie, problem w tym że film wyszedł na świecie i w Polsce w roku 1951.. Poszukiwałam tez informacji o tym, kto tłumaczył listy dialogowe i teksty piosenek do wersji filmowej, niestety nijak nie mogę dotrzeć do takiej informacji. Jeśli wie Pani coś więcej, byłabym niezmiernie wdzięczna :)

poza rozkładem pisze...

Nie. Nie myślę "Disneyem" ;)
Polecam uwadze lekturę postu - tam zawarta tajemnica, o jaką bajkę muzyczną chodzi :)