11 lutego 2014

Książka totalna

Nie wiem czy tworzę precedens pisząc ponownie o tej samej książce, ale im dłużej z nią obcuję (i zaglądam coraz bardziej do środka), tym bardziej mam wrażenie, że to książka totalna.
I wstyd, że nie została w ogóle zauważona w najważniejszym poważnym konkursie (przynajmniej pretendującym do takiego miana) obejmującym to, co wydaje się dla dzieci  - konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY.




BYLIŚMY GŁUPI. Musimy się ruszyć, odzyskać ideę równości. Inaczej przyjdzie to "coś" i będziemy wisieć na latarniach.  To mówi Marcin Król w rozmowi z Grzegorzem Sroczyńskim, w ostatnim Magazynie Świątecznym (Gazeta Wyborcza, 8-9 II 2014).
Hiperbola, czarnowidztwo, efektowne etapatowanie poczuciem winy i (jednak) kryzysu?! Ciekawym dopełnieniem tej wypowiedzi staje się praca 10-latka, powstała na ostatnich warsztatach:



Jej niewidoczny tytuł: Trzeba się dzielić, bo może dojść do katastrofy



Przy każdym spotkaniu z tą książką, podczas studiowania okładki, oglądania ilustracji i rozmów z dziećmi, przyglądania się reakcjom dorosłych, nie rozumiem, jak Jury konkursu Ibbowskiego, zleckeważyło (?), pominęło (?), nie zrozumiało (?) potencjału tej książki. 

Być może nie jest to łatwe i oczywiste, bo ZNACZY  wszystko w tej książce. 
Przekorna zabawa formą  i  możliwościami kreacji autorki - tekst i obraz, których nie da się rozdzielić i zakwalifikować do odpowiedniej kategorii, na ostatnich stronach wzięte są w nawias. W tle pojawia się znak zapytania: po co? 

Eurupcja pomysłów, prowadzi do dość smutnego stwierdzenia
Bo przecież książkę można wymyślić o wsystkim. I można tak wymyślać w nieskończoność.

Zaraz pojawia się kolejne pietro znaczeń - problem, do którego prowadzi figura autora/autorki (czy dla teoretyków: podmiot czynności twóczych). I pytanie skierowane nie tylko do czytelnika tej książki, ale i niej samej:

I choć z pomocą tej książki i tych czterech zwykłych misek nie można tego zmienić, to można o tym pomyśleć.

Jeśli przyjrzeć się metodzie pracy, budowania ilustracji, komentarzowi odautorskiemu na ostatniej karcie  Do stworzenia tej książki użyte zostały niepotrzebne już nikomu papiery i stare książki wycofane z bibliotek. Nikt ich już nie chciał, a teraz mogą żyć nowym życiem. 

To "Cztery zwykłe miski" Iwony Chmielewskiej stają się książką totalną, która w subtelny i nienachalny sposób, razem z dzieckim, pyta o sens i cel twórczości. Dotyka spraw istotnych społecznie, odwołująć się do pojęć i zabiegów niezwykle rzadko obecnych w książce dla dzieci. Metatekstowość tej książki, autotematyzm, gra okładką, która celowo "stara i brzydka", tak, jak te "niepotrzebne" książki z biblioteki pyta o sens twórczości. Pyta o sens naszej pamięci i tego, czym się zajmujemy jako czytelnicy. 

Niektóre dzieci widzą w tym sposób na ciągłość twórczości: choć niektóre książki i ich autorzy zostaną zapomniani, posłużą innym...
Przyglądają się, początkowi rozbawieni, kolejnym stronom, by potem, nieśpiesznie (jak ślimak z ostatniej strony) wracać i widzieć kolejne piętra: zabawy kształtem, gry okładką i oczekiwaniami czytelnika, użytymi materiałami w kolażach, cieniom na starych papierach i ich znaczeniom. Widzą książkę jako całość. Także jako akt funkcjonujący w tradycji i kulturze. Szkoda, że nie dostrzegło tego Jury.

Nie lubię podsumowań ani rankingów. Jestem przekonana, że nie da się "w najodpowiedniejszym momencie" (końca czy poczatku roku) stworzyć listy "najładniejszych" czy najatrakcyjniejszych literacko książek. W każdym momencie życia, ta bądź inna pozycja będzie dla każdego z nas, najbardziej intrygująca. 

"Cztery zwykłe miski" to dla mnie jednak książka roku.  I nie koniecznie "ładna".  Totalna. Poprzez problemy, które porusza. Sposób w jaki to robi. Za zabiegi rzadkie w książce dla dzieci. Za inteligentną grę. Szacunek dla pomysłowości i potencjału dziecka. I za siłę, jaką budzi myśli i refleksje. O formie, roli, sposobie mówienia o książce. 

Więcej (?) - na pewno - zdjęć z "Czterech zwykłych misek" Iwony Chmielewskiej znajdziecie w poprzednim wpisie. A poniżej: efekty jednego z warsztatów z "Czterema zwykłymi miskami"












5 komentarzy:

aneta pisze...

Mój prawie 7latek bez podpowiedzi z czyjejkolwiek strony postanowił kontynuować pracę Iwony Chmielewskiej. Zrobił 2 strony, właściwie 3, bo jedna to cała rozkładówka:)

poza rozkładem pisze...

Ooo :) a na jaki temat?

aneta pisze...

No cóż - temat sportowy;) 1. strona piłkarska, rozkładówka - narciarska;) Przy czym między decyzją syna, że chce kontynuować książkę a wykonaniem upłynęły 2 tygodnie (umówiliśmy się na ferie) i mam wrażenie, że początkowo miał inne pomysły. W związku z tym (oraz faktem, że zostało nam sporo wyciętych "misek") - mam zamiar pracę kontynuować;)

poza rozkładem pisze...

U nas (młodszy "dzieć") w pracach dowolnych królują tematy taneczno-kocie :) (ostatnio pojawiły się i myszy). Warto chyba jednak nieco utrudnić i "zadać temat". W przypadku tej książki dzieci mają ciekawe przemyślenia co do hasła >>dzielić się<< Spróbujcie :)

Aniko pisze...

Moja 3letnia córka uwielbia tą książkę. Nad każdą stroną przesiadujemy dobre parę minut, szuka "ukrytych misek", opowiada historie "co było przed i po" oraz jako że jest na etapie niekończącego się pytania "dlaczego" to i każde z opisywanych tam zdań rozwija się w długą rozmowę na ten temat. Tak czy inaczej jak nie wyobraża sobie dnia bez książki i ma naprawdę wiele "ulubionych" pozycji które mają i więcej obrazków i więcej tekstów to chyba nad żadną tyle nie przesiadujemy.