Nie ufam zapewnieniom o wielokrotnych nagrodach i
wyliczeniom na ile języków została przetłumaczona książka. Mą czujność budzi
odnalezione już na pierwszej stronie: Nie wolno ci jednak rozumieć tych słów jako
krytyki dorosłych. I to nie względu na „krytykę dorosłych” a kłujące w oczy
„nie wolno ci”. Wydaje się, że nie przystoi (tym książkom, w których pokładam
nadzieje), razi i doskwiera. A jednak 9-latek głodny książki „trochę
przygodowej, trochę fantastycznej, ale prawdziwej”, odłożył „Historię błękitnej
planety” z opinią, że o TAKĄ książkę właśnie mu chodziło.
Na krańcu kosmosu była sobie planeta. Całkiem zwyczajna, błękitna
planeta. Miała obłoki, lądy i morza. Słońce i księżyc. Wiatr i trawy. Ale
jedna rzecz czyniła tę planetę wyjątkową: zamieszkiwały ją wyłącznie dzieci. (…)
dzieci małe i duże, dzieci grube i chude, a niektóre z nich to nawet dziwne były,
jak choćby to, które widzisz w lustrze.
Krótki opis, wprowadzający nas w błękitną planetę i
szkicujący jej obraz, wiedzie nas ku mocno idyllicznym wyobrażeniom.
Pobrzmiewają już na pierwszej karcie echa idei Rousseau, by potem co rusz
powracać w czającej się (jednak) opozycji „stanu naturalnego” i „rozwoju
cywilizacji”, natury i kultury. Jeśli jednak spodziewacie się lukrowanej
sielanki, możecie poczuć się zawiedzeni.
Błękitna
planeta była piękna, ale też niebezpieczna.
Tyle dziwów i przygód na niej
gościło,
że żaden dorosły
nie mógł tam mieszkać nie siwiejąc i nie usychając od
stresu i trosk.
Główni bohaterowie:
Brimir i wojownicza Hulda są tyleż spontanicznie dobrzy, wolni i szczęśliwi, co
(według naszych norm kulturowych) okrutni. Nie żywią się korzonkami, a z
łatwością ogłuszają fokę kijem, drażnią dzikie zwierzęta dla frajdy i robią
wszystko, także kosztem innych, by zaspokoić swe pragnienia zabawy i fajności,
uwolnienia się od przymusu i obowiązków. Czy to wiara w idee zasiane przez Rousseau
i jego wyznawców (także zwolenników kultu Summerhill), wiara w zachowania
spontaniczne, naturalne przymioty – wolność i niezależność moralną? A może jednak polemiczne nawiązanie?
Wolność rozumiana jako uwolnienie się od obowiązków, w
opowieści Andri Snær Magnasona to jednak
skutek zachwiania równowagi. Stan wiecznej szczęśliwości i bijącego
niewyczerpanie źródła młodości w sercach dzieci zakłóciła przygoda, której nikt
nigdy się nie spodziewał. Wszystko
zaczęło się od spadającej gwiazdy. Asteroidy, komety, a może to była rakieta?
Na Czarnej Plaży wylądował kosmiczny potwór. Wielki i czarny, zapewne wyrywający
serca dzieci i pożerający je żując wiele, wiele razy.
Tak wyobrażają go sobie Brimir i Hulda. Jednak „potwór” wygląda jak przerośnięte dziecko w kwiaciastej koszuli i szortach, z łysiną na głowie i wdzięcznym (znaczącym) imieniem Czaruś. Fajniasty, najbardziej kulowy facet na świecie. Spełniacz marzeń. Ląduje na błękitnej planecie by oczarować i rozbawić mieszkające tam dzieci.
Tak wyobrażają go sobie Brimir i Hulda. Jednak „potwór” wygląda jak przerośnięte dziecko w kwiaciastej koszuli i szortach, z łysiną na głowie i wdzięcznym (znaczącym) imieniem Czaruś. Fajniasty, najbardziej kulowy facet na świecie. Spełniacz marzeń. Ląduje na błękitnej planecie by oczarować i rozbawić mieszkające tam dzieci.
– Macie wyjątkowe szczęście, zostaliście
wybrani, bo oto mam zaszczyt
przedstawić wam
przedstawić wam
specjalną ofertę promocyjną – zawołał Czaruś.
– Spełnię wasze
najskrytsze marzenia.
Brzmi znajomo, prawda? Bo kolejne zakręty „Historii
błękitnej planety” to i diagnoza
współczesności, i krytyka obligatoryjnego „szczęścia”, „spełniania każdej
zachcianki” i tego, „że jesteś tego warta/warty”. Szyderstwo ze złudnej wiary w to, że wszystko
da się kupić. Coraz bardziej infantylnych dorosłych, dzieci wychowywanych w
przekonaniu, że ich frajda jest najważniejsza. Krytyka mechanizmów opacznie
rozumianej demokracji (jako prawa większości), tanich, charytatywnych zrywów
dla uspokojenia swych wyrzutów sumienia, zasysania dóbr świata i niszczenia
natury dla niezaspokojonej żądzy i przymusu „fajniej i fajniej”.
– Czy wam się zdaje,
że znacie cały świat? Istnieją piękniejsze motyle.
Ja mogę pokazać wam rzeczy,
które są o wiele piękniejsze i fajniejsze
po wyjątkowo okazyjnej cenie z rabatem i na wyprzedaży!
Tak, wszystko ma swoją cenę. A bohaterowie tej powieści
utkanej z okruchów diagnozujących stan współczesności, dostrzegają to bardzo powoli. Przebyć muszą
drogę, by zdiagnozować swój stan i próbować uleczyć świat. A także, co nie jest
prostym zadaniem, przekonać innych do swojej prawdy. Bo do kogo należy słońce? Kto powinien (i zechce) przyjąć odpowiedzialność za świat? „Historia błękitne
planety” nie daje łatwych i prostych odpowiedzi. Super Czaruś odgrywa przy tym
istotną rolę. Podobnie jak i „niewyczerpane” źródło młodości. Fabuła (nieco
zbyt) mocno lawirująca pomiędzy pomysłami, które mają zbudować możliwie
najszerszą, metaforyczną, panoramę współczesności prowadzi ku „pozytywnemu”
zakończeniu. Ale smutek pozostaje.
Dzieci patrzyły ze smutkiem na
przybysza z kosmosu. Bak statku kosmicznego był prawie pełny.
– I wykorzystasz naszą młodość
jak benzynę czy pieniądze?
– Zostawisz nas tutaj takich
starych i siwych?
(…)
– Nie możemy oddać ci ostatnich
kropli! – krzyczały dzieci.
– Lepiej umrzeć, niż mieć serce z kamienia.
– Decyzja należy do was. – powiedział Super-Czaruś.
"Historia błękitnej planety" Andri Snær Magnason,
ilustracje: Aslaug Jonsdottir,
przełożył: Jacek Gondek. Wydawnictwo EneDueRabe, 2014
W Gdańskim Teatrze Miniatura powstał spektakl oparty na powieści, który był częścią większego, intrygującego projektu, "Islandia w Miniaturze". Polecam do obejrzenia, i refleksji, także ze (starszymi) dziecmi: "Pułapki rozwoju"
W Gdańskim Teatrze Miniatura powstał spektakl oparty na powieści, który był częścią większego, intrygującego projektu, "Islandia w Miniaturze". Polecam do obejrzenia, i refleksji, także ze (starszymi) dziecmi: "Pułapki rozwoju"
1 komentarz:
ale czemu Jonsdottir? Jónsdóttir! i nawet czyta sie tak samo jak u nas
Prześlij komentarz