31 stycznia 2011

Dorota Gellner

Dla tych na etacie sprzątaczek (czy rzadziej - sprzątaczy).  Dla tych z obsesją porządkowania. Dla ich rodzin i bliskich. Dla leniwych i niesprzątających. Ku przestrodze. A przede wszystkim - dla śmiechu w oparach absurdu.  Miałam o tej książce napisać w okresie przedświątecznych porządków, ale umknęła mi - w ferworze sprzątania ;)






"Roztrzepana sprzątaczka" Doroty Gellner to kolejny tom ze "Złotej serii" wydawnictwa Wilga. Przyglądając się opalizującej okładce i starannie wydanemu tomikowi zachodzę w głowę dlaczego "złota" jest ta seria... Czy ze względu na szczególny rodzaj humoru, który pojawia się ostatnio w twórczości Doroty Gellner? Czy może - jakąś szczególną wartość tego typu literatury?

Tytułowa "Roztrzepana sprzątaczka" to osoba owładnięta wewnętrznym przymusem porządkowania świata. Bez względu na okoliczności porządkuje rzeczywistość, co niekiedy przynosi efekty uboczne:

Tak się cała roztrzepała, że trzepaczkę połamała i przez własne roztrzepanie odleciała na dywanie!



Sprzątaczka odkurza portrety, strych, sprząta piwnicę, a nawet "brud spod krzaczka". Wszystkie te historyjki zamknięte w ramach kilku zdań są rymowane, często z dość wyraźnym rytmem. Bez podziału na wersy przypominają prozę, która jednak często nie zmierza do jakiegoś ściśle określonego finału, a wydaje się być podporządkowana głównie odnalezieniu kolejnego rymu. 

Tom otwiera kilka raczej mało zabawnych  historyjek, tych najdowcipniejszych, wraz z uzdrawiającym finałem jest kilka. Wszystkie pokazują figurę kobiety, której głównym i naczelnym zadaniem jest porządkowanie doprowadzone do absurdu. 



Sprzątanie rozpoczęte od usunięcia zastawy stołowej kończy się na uprzątnięciu gości...



Przesada i purnonsensowy duch tych opowiastek często śmieszą dzieci, a pojawiające się partie dialogowe mogą być okazją do zabłyśnięcia talentem recytatorskim. Ilustracje Macieja Szymanowicza podkreślają absurdalny nastrój historyjek Doroty Gellner. Lekko stylizowane (momentami przywołują ducha PRL-u), dodają uroku i dowcipu.

Roztrzepana sprzątaczka walczy na wszystkich frontach, kolejne historie niefortunnych akcji porządkowych przynoszą jednak powiew rozsądku w tym całym szaleństwie:



Roztrzepana sprzątaczka  dojrzewa do odrzucenia swej męczącej roli. Każdy kogo dotyka wewnętrzny imperatyw porządkowania może poświadczyć o tym, jak on może ciążyć... Sztuką jest się  z niego pośmiać. I mam wrażenie, że książka Doroty Gellner wymierzona, jak by nie patrzeć, w kobiety, pomaga "oswajać" ten system natręctw nieustannego odkurzania, ustawiania, wycierania, odwracania "chaosu".

Jednak, aby nie było zbyt różowo - roztrzepana sprzątaczka nie pozostawia wątpliwości: nawet jeśli ma dość sprzątania, to nie odpuści sobie dyrygowania... Kto wie co jest bardziej męczące dla otoczenia?



Mam wrażenie, że wiersze Doroty Gellner, doprowadzając do absurdu przygody miłośniczki szczotek, szmatek, odkurzacza i mopa nie tylko mogą niewinnie bawić i śmieszyć, ale i stać się inspiracją do refleksji dla tych, którzy kolejnej dziewczynce w prezencie sprawią zestaw "mała sprzątaczka".

"Roztrzepana sprzątaczka" Dorota Gellner, il. Maciej Szymanowicz. Wydawnictwo Wilga, 2009.


7 komentarzy:

Pani Zorro pisze...

Jakoś nie mogę się przekonać do tej 'złocistej serii'...

poza rozkładem pisze...

Ja znam tylko ten tom D. Gellner z trzech, wydanych w "złocistych" okładkach.

A co Cię do nich nie przekonuje?
Klimat tych opowiastek, koncept czy realizacja :)?

Część historyjek jest zabawna - dzieci się śmieją, lecz część - to gonitwa za rymem...
Mnie rozbawiła zabawa z moim synem - odgadywanie "o czym są" kolejne ilustracje, przed czytaniem książki. To iskrzyło absurdalnym poczuciem humoru ;)
Zorro, a znasz "Zająca" Gellner?

Rzeżucha pisze...

...gonitwa za rymem... No właśnie, mnie męczy, m. też nie lubi. U nas "czekoladki dla sąsiadki".

Przy okazji się przywitam i przyznam do podczytywania :D

poza rozkładem pisze...

Witam, witam :) Cieszę się z poczytywania.
A "Czekoladki" zjadliwe?

Rzeżucha pisze...

Zjadliwe... dobre słowo :D Jak pisałam, dla mnie te rymy są właśnie zbyt ... zjadliwe :)
"Czekoladki" są o psotach pudla i kota będących na utrzymaniu sąsiadki. Próbka:
"Raz sąsiadka swoją matkę zaprosiła na herbatkę. Wyciągnęła serwis w kwiatki, słoik złotej marmoladki, rozłożyła obrus w kratkę, zaparzyła... co? Herbatkę!" Niestety zabieg "... co? Herbatkę!" też nadużywany.

poza rozkładem pisze...

Trudno mi sklasyfikować twórczość D.Gellner, czy to jeszcze poezja?
Często mam wrażenie, w przypadku płodnych twórców, że gubi ich właśni "pogoń za rymem". Bo o czym jest ta wprawka w temacie "herbatka"? Nic się za tym nie kryje.
A dziecię jak reaguje?

Bo u mnie "Sprzątaczka" jest raczej lubiona ze względu na ilustracje i jeden "fragment" (ten z motywem bałaganu ;)

Anonimowy pisze...

Co mnie tu najbardziej wpienia, brak dla rymów zrozumienia! Chodzi o zabawe słowem, nie o treści wyjątkowe. I choć nie znam tej sprzątaczki nie pozwolę tknąć sąsiadki, co ma pudla oraz kota bo to świetna jest robota!!! Tu polecam porymować a nie Gellner krytykować ;p