29 października 2010

Dlaczego...

Nie wiem czy dzieciom należy podsuwać  książki dotykające spraw ostatecznych...
nie wiem czy dzieciom należy opowiadać o śmierci...
Wiem, że o to pytają.
Co wtedy?




Niektórym przełom października i listopada bardziej kojarzy się z Halloween, ja tradycyjnie - czekam na Święto Zmarłych, dla innych będą to Zaduszki. Okazja skłania do zastanowienia się nad tą częścią literatury dla dzieci, która (często w dyskusyjny sposób) zaczęła od pewnego czasu traktować dziecko jako partnera do rozmowy na wiele trudnych tematów, także śmierci. W niektórych budzi to bunt - czemu mamy rozbijać idyllę dzieciństwa, uświadamiać, opowiadać o tych ciemniejszych stronach życia? W innych rodzi się pytanie - jak to robić...
Osoby wierzące mają prościej - jasna jest wizja doczesności i tego "co potem". Co z tymi, którzy nie mogą się zdecydować, ateistami czy idealistami wierzącymi, że dadzą dziecku wybór nie narzucając żadnego światopoglądu?




Metafora życia jako snującej się nici, istnienie jak wieczne oczekiwanie na coś, co okazuje się końcem - "A ja czekam" Davida Cali (tekst) i Serge'a Bloch (ilustracje).


Książka zaskakuje oszczędnością środków wyrazów, prosta kreska, czarno-białe rysunki, lakoniczne słowa i sugestywna czerwona włóczka.


Jako dzieci czekamy aż urośniemy, aż upiecze się ciasto, kiedy przestanie padać, na Gwiazdkę... Potem to oczekiwanie robi się może i bardziej fascynujące, doniosłe, ale za rogiem czai się już smutek, samotność starości, ból i... nadzieja. Koniec nie jest jednak jednoznaczny. Ani książki (?), ani życia (?)...


David Cali i Serge Bloch stworzyli książkę, która urzekać może swoją prostotą. Niektórzy oceniają ją jako bardzo smutną, ale to może ci, którzy widzą szklankę do połowy pustą?


"A ja czekam" to dobry punkt wyjścia, materiał na rozmowę z dzieckiem, które pyta dlaczego ludzie chorują, dlaczego umierają, dlaczego... W książce nie ma oczywistych odpowiedzi, subtelność metafor i sugestywność czerwonej nici łączącej nasze życie w całość staje się dopiero punktem wyjścia. Ważne, aby był to punkt wyjścia do szczerości...



"Lato Garmana" Stiana Hola to zaskakująca szczerością i dosłownością, w której kryje się poezja, wizja przemijania i lęków nieobcych każdemu człowiekowi.


Garman opowiada o swym ostatnim dniu wakacji, tuż przed pójściem pierwszy raz do szkoły. Opowiada o tym, czego się boi i spowiada wszystkich bliskich z ich własnych lęków. Motyw śmierci pojawia się wraz z wizytą trzech starych ciotek. Kilkulatek z ich posklejanych opowieści, lepi własną wizję, próbuje objąć świat, pełen niepokojących zagadek i tajemnic.


"Zmarli jeżdżą Wielkim Wozem po niebie" - myśli Garman. - "Ale najpierw muszą leżeć w grobie razem z robakami, dopóki nie zamienią się w ziemię".

Dzieci potrafią o starości i przemijaniu rozmawiać ot, tak sobie. Zadają pytania, chcą wiedzieć... Co i jak poukładają sobie w głowie?



"Gęś, śmierć i tulipan" - to książka, która wzbudzić może dyskusję i oburzenie lub zachwycić. Jak zawsze ujmuje mistrzowski, rozpoznawalny już przez kilkulatki, kolażowy styl ilustracji Wolfa Elbrucha. To oszczędna, pełna prostoty i poezji, opowieść o śmierci. O przerażaniu, zdziwieniu, godzeniu się z tym, co jest dla nas tajemnicą, a co, jak pisze Erlbruch, towarzyszy nam od urodzenia.

Ta prosta historia, w której spersonifikowana śmierć może wzbudzić i cień sympatii, i współczucie, i przerażenie.
Gęś, próbuje skonfrontować się ze śmiercią, a właściwie wyobrażeniem o niej, bo ma okazję sama ze śmiercią porozmawiać. Przywołane są te najbardziej znane z naszego kręgu kulturowego wizje nieba i piekła. Nie oczekujmy jednak od tej książki gotowych odpowiedzi, bo ich nie będzie. Śmierć pojawia się tu "po prostu" i wypełnia swoją rolę. Nawet nie nagle, bo śmierć to stały element tego co jest - "bo takie jest życie"...

Pomimo lakoniczności i oszczędności Erlbruchowskich ilustracji niektóre strony książki buzują od uczuć głównej bohaterki, gęsi, która staje oko w oko ze śmiercią. Zadaje pytania, próbuje zmierzyć się z życiem, jednak zawsze pozostaje cień tajemnicy.

"Gęś, śmierć i tulipan" proponuje nam  przedstawienie śmierci dalekie od mrocznych wizji, książka (doskonale wydana) operuje pastelowymi barwami, dużo tu pustki kartki i spokoju... Zachwyca Erlbruchowska kreska i emocje, która dostrzec możemy w oczach gęsi.


"Gęś, śmierć i tulipan"  to jedna z książek, gdzie obraz i słowo jest równorzędne. Udowadnia, że książka obrazkowa może być dziełem sztuki, w dodatku - zbudowanym na jednym z podstawowych problemów egzystencjalnych. Czy to w takim razie książka dla dzieci?
 Książkę Erlbrucha można czytać na wiele sposobów, próbować odkryć symbolikę gęsi, kruka, tulipana, zagadkowej ostatniej karty, na której lis z zającem tańczą wokół śmierci. Można poprzestać tylko na obrazach, zaglądając w oczy gęsi, odczytując jej emocje w obliczu śmierci. Można czytać ją z dzieckiem, próbując odpowiedzieć na pytanie: dlaczego...Co bardziej przemówi do mnie, a co - do mojego dziecka?



Dzieci pytają o śmierć. Budują swoje wyobrażenia na tym, co usłyszą od nas. Sklejają swoje wizje także z zasłyszanych fragmentów rozmów, strzępków wiadomości, przypadkowych obrazów. Mają prawo się bać.
I może najlepszym sposobem jest próba wyjaśnienia tych lęków, szczera rozmowa zamiast uniku, próba oswojenia niełatwych do zniesienia myśli...


"A ja czekam..." David Cali, Serge Bloch, tłumaczenie Julian Kutyła. Wydawnictwo Hokus-Pokus, Warszawa 2007.
"Lato Garmana" Stian Hole, przekład Milena Skoczko. Fundacja Inicjatyw Społecznie Odpowiedzialnych, Gdańsk 2008.
"Gęś, śmierć i tulipan" Wolf Erlbruch, przełożył Łukasz Żebrowski. Wydawnictwo Hokus-Pokus, Warszawa 2008.

8 komentarzy:

naczynie gliniane pisze...

Ja bym się jednak tej ostatniej książki nie odważyła pokazać moim dzieciom. Mnie te ilustracje dołują.. Zresztą ja bym nie personifikowała śmierci (bo moje na razie o śmierć nie pytają), raczej mówiłabym o niej jako o fakcie przejścia.

naczynie gliniane pisze...

A tak poza tym to świetny blog:) Dodaję do swojgo blogrolla!
Pozdrawiam:)

Pani Zorro pisze...

A widzisz. Ta ostatnia, czyli "Gęś..." to jedna z ulubionych książek mojego syna. Pewnego razu przyniosłam kilka (m.in. Pluka) i wybrał do oglądania (nie czytał) właśnie tę. Nie boi się jej. Nie przerażają go ilustracje. Wiem to na pewno, bo nie ukrywa swojego zaniepokojenia obrazem. Czasem dzieci odbierają obrazy inaczej niż nam się wydaje. Pod warunkiem, że nie zdradzamy im swoich niepokojów.

Pani Zorro pisze...

A. Dodam jeszcze: o wiele bardziej zaniepokoił go Garmann.

Unknown pisze...

Dla mnie "A ja czekam" jest piękna i refleksyjna. Fantastycznie narysowane "bycie". Doskonała także dla dużych czytelników, których chcemy zatrzymać w biegu...

poza rozkładem pisze...

Odwaga rozmawiania o śmierci, pokazywania jej wizerunków wiąże się chyba głównie z naszym strachem...
Wiem jednak, że dzieci nie mają uprzedzeń: pytają co to? I oczekują merytorycznej odpowiedzi: co i jak, dlaczego tak, a nie inaczej...
Pytanie, czy przeniesiemy na nie swoje obawy.

Kiedy książka Elbrucha trafiła do nas, wówczas niespełna czterolatek, wziął ją do ręki i musieliśmy czytać, oglądać, tłumaczyć. Ale od tamtej pory nie szuka jej...
"Lato Garmana" z dosłownymi, namacalnymi śladami starzenia, przemijania wzbudziło obawy, ale i fascynację - trzylatka bardzo długo przynosiła ją do czytania wieczorem...
We wczorajszej "Gazecie Świątecznej" w "Wyborczej" jest zdjęcie figurki "Świętej Śmierci" - oczywiście wzbudziło ogromne zainteresowanie dzieci...

Zgadzam się z Matką Zorro :) Sztuką jest nie przenoszenie własnych niepokojów...

Naczynie_gliniane - a czy Dzień Wszystkich Świętych/Zaduszki nie są okazją do pytań o śmierć? Zresztą skoro śmierć to przejście, to czemu Elbruchowski wizerunek śmierci jest dołujący? Może sama śmierć i niemożliwe do spełnienia wyobrażenie sobie, że nas nie ma jest
napiętnowane smutkiem?
Śmierć z gęsią jest i straszna (bo się boimy?), i swojska - w kapciach, ubrana trochę "po babcinemu"...

Po wizycie na cmentarzu widzę, że dzieci przyjmują śmierć jako coś co jest. I już.

Dziękuję za komentarze :)

naczynie gliniane pisze...

Może moje dzieci są jeszcze za małe i nie pytają, nawet będąc na cmentarzu. Zresztą my im mówimy, czy jest cmentarz, wspominamy tych, którzy umarli. I to im chyba wystarczy.

A te ilustracje mnie dołują, bo ja jednak mam inne lektury za sobą i mi się przypomina wizerunek średniowiecznej kostuchy z kosą:) Jak napisałam wyżej, nie chciałabym wyrabiać u swoich dzieci błędnego przekonania, że śmierć to jest jakaś pani czy postać, która przychodzi po człowieka w chwili jego śmierci. Mam inną wizję umierania i ją zamierzam przekazywać.

poza rozkładem pisze...

Śmierć jest pojęciem abstrakcyjnym. Bóg jest pojęciem abstrakcyjnym. Duch Święty podobnie. Jak wytłumaczyć to kilkulatkom?
Chyba dlatego dokonujemy personifikacji...

"Naczynie_gliniane" - a czy są jakieś pozycje, które na gruncie doktryny chrześcijańskiej/katolickiej tłumaczą dziecku pojęcie śmierci? Jestem ciekawa jak by wypadło porównanie...